25 cze 2018

Od Katfrin

Moje kroki rozbrzmiewały w rytm piosenki, która dudniła w moich uszach ze słuchawek podłączonych do telefon wsadzonego w tylną kieszeń spodni. Otulała mnie ciemność lasu, przez który wracałam do domu. Wiedziałam, że nie jedna osoba bałaby się wracać tą drogą jednak ja przyzwyczajona byłam już do braku światła. Wolałam funkcjonować w czasie nocy niż dnia. Wtedy jakby miałam więcej energii, a przede wszystkim chęci na robienie niemożliwego i tego co nie zawsze zgodne jest z prawem. Tak, jako pułkownik robiłam nie zawsze to co należy. Jak chyba każdy. Wbiegłam właśnie na drogę, która prowadziła do ostatniego domu w tej okolicy. Czyli mojego. Moja babcia kochała samotność, pewnie po niej to odziedziczyłam. Spojrzałam na niebo, które było już całe w gwiazdach, kochałam ten widok. Uspokajał mnie w jakiś dziwny, a zarazem piękny spokój. Czułam wtedy, że jestem tylko ja i one. Jakby wszystko wokół zniknęło i przestało mieć znaczenie na tym okrutnym świecie. Zatrzymałam się by jeszcze chwilę na nie popatrzeć. Wsłuchałam się jeszcze bardziej w słowa piosenki lecące z słuchawek i zamknęłam oczy widząc nawet pod powiekami te piękne zjawisko. Uśmiechnęłam się i spojrzałam na drogę, za jakieś pięć minut będę w domu. Ruszyłam więc truchtem rozciągając się by nie robić tego później. Zaoszczędzę w ten sposób swój jakże cenny czas. Jutro miałam iść ze swoimi psami do jakieś szkoły i pokazać im w jaki sposób pomagają nam w naszej pracy. Tak... bo moje zwierzaki tak często pracują... Podbiegłam właśnie pod furtkę i od razu ją otworzyłam słysząc szczekanie moich psinek. Podbiegły do mnie i oczywiście przywitały się ze mną powalając mnie na ziemie i liżąc. Tak prawdziwe bestie z nich. Zaśmiałam się i zaczęłam głaskać je po ich słodkich i włochatych pyszczkach. Westchnęłam i podniosłam się z zimnej ziemi i otrzepałam się, wyjęłam słuchawki z uszu i wsadziłam je w kieszeń spodni. Ruszyłam w stronę stajni, musiałam założyć derki koniom ponieważ dziś zapowiadał się zimny wieczór.
~~~~**~~~~
Usłyszałam budzik w telefonie, a chęć rzucenia nim o ścianę wzrastała z każdą sekundą mojego marnego istnienia na tym świecie. Uniosłam jedną powiekę i wyłączyłam ten cholerny dźwięk, który doprowadzał mnie wprost do szału. Westchnęłam i podniosłam się do pozycji siedzącej rozciągając się od razu i ziewając. Przyda mi się kawa, albo dwie. Zamrugałam pospiesznie i wstałam z łóżka dotykając swoimi ciepłymi stopami o zimną jak Antarktyda podłogę. Nagle moje nogi podniosły się do góry i dopiero gdy znalazłam swoje ciepłe kapcie w kształcie lamy. Wsunęłam w nie swoje stopy i wstając ruszyłam w stronę szafy. Wybrałam tam czarną bokserkę oraz tego samego koloru spodenki. Zabrałam jeszcze bieliznę i poszłam do łazienki by wziąć prysznic i ogarnąć się. Weszłam do kabiny i odkręciłam ciepłą wodę od razu nakładając żel lawendowy na swoje ciało. Ciecz szybko zmywała pianę. Stałam tak jeszcze kilka chwil ciesząc się zapachem, który właśnie roznosił się w mojej łazience. Wyszłam spod prysznica i chwyciłam za biały puchaty ręcznik, którym się wytarłam. Następnie położyłam go na grzejnik i chwyciłam za ubrania przygotowane wcześniej zakładając je od razu. Podeszłam do lustra i spojrzałam na swoje odbicie w lustrze, stwierdziłam, że dziś nałożymy nieco więcej korektora na doły pod moimi oczami. Tak w nocy zamiast spać robiłam tarty na dziś. Położyłam się bardzo późno i spałam pewnie koło dwóch godzin. Westchnęłam i nałożyłam większy makijaż niż zwykle wcześniej jednak umyłam zęby i rozczesałam włosy zostawiając je rozpuszczone. Nim wyszłam z łazienki chwyciłam z szafki perfumy oczywiście o zapachu lawendy i rozpyliłam je w okolicach mojej szyi. Odłożyłam naczynko na miejsce i wyszłam z pomieszczenia od razu schodząc po schodach na dół. Moim celem było zrobienie kawy, tak więc od razu skierowałam się do kuchni i tak nalałam wody do czajnika, włączyłam go i chwyciłam po kawę w górnej szafce. Wyjęłam też mój jeden z ulubionych kubków i wsypałam tam dwie czubate łyżeczki kawy rozpuszczalnej. Zalałam ją wrzątkiem i podeszłam do lodówki po mleko by dolać je do napoju. Dodałam słodki i wzięłam kubek idąc z nim do salonu chcąc spędzić jeszcze chwile samotności przed dniem w szkole.
~~~~**~~~~
Czekałam na uczniów na sali gimnastycznej, siedziałam właśnie na podłodze oparta o zimną ścianę i głaskałam Niale ponieważ Veron spał spokojnie obok, a wtedy nie lubił gdy ktoś go dotyka. Zamknęłam powieki i ziewnęłam przez co łzy zgromadziły mi się w oczach. Otworzyłam je i spostrzegłam, że na przeciwko mnie stoi Jon.
- Ktoś tu się nie wyspał? - zapytał z uśmiechem i wyciągnął do mnie dłoń chcąc pomóc mi wstać, podałam mu swoją, a ten pociągnął mnie do góry przez co stałam już na nogach. Veron i Niala nagle podnieśli się z ziemi, miały założone kagańce więc nie obawiałam się o to, że coś zrobią. Zresztą psy znały te osoby oraz psy będące w tym pomieszczeniu. Bardziej obawiałam się o uczniach, którzy wejdą do sali, wiedziałam, że w każdej szkole są typu ludzi, którzy chcą się popisać.
- Nie wyspałam się ale wy za to mieliście coś do jedzenia - rzekłam i tyknęłam go w jego twardy brzuch, chłopak zaśmiał się i skinął głową.
- Tak twoje wypieki mógłbym jeść do końca życia, jednak powinnaś się w końcu wyspać. Jesteś często zmęczona - powiedział chłopak i nagle spoważniał na co ja wzruszyłam ramionami.
- Słabo sypiam - zbyłam go lekko, a on wywrócił oczami, oboje wiedzieliśmy, że nie chodziło o to. Jon był mi bliskim znajomym i wiedział, że co do snu jestem pierwsza w kolejności. Jednak świadomość, że czegoś nie zrobiłam jest silniejsza niż moje potrzeby.
- Dzieciaki idą, idę przygotować Igę - powiedział, a ja skinęłam głową, ja sama schyliłam się i chwyciłam za dwie smycze, zapięłam psy i oddałam je do jednego z ludzi, którzy byli ze mną. Oczywiście to ja będę musiała prowadzić całą to paradę. tak nastolatkowie raczej będą zadowoleni z tego, że zobaczą jak można wyszkolić psa. Mam w planach pokazać im nie tylko ich zalety ale i wady. Pierwszym pomysłem było pokazanie tego jak dobrymi są tropicielami. Kolejno było pokazanie jakimi są mordercami i jak atakują. Tak... zapowiadają się cudowne dwie godziny przemowy. Usłyszałam jak powoli się zbliżają. tłum młodych ludzi. Ich głosy rozchodziły się po całej sali gdy zaczęli wchodzić. Byłam z tego powodu bardzo zła gdyż psy zaczęły być zdenerwowane i zbyt czujne.
- Milczeć! - krzyknęłam na całe gardło przez co nagle wszystkie rozmowy ucichły. Uśmiechnęłam się przez co i usiadłam na krześle, które stało na środku.
- Usiądźcie, nie radzę rozmawiać - rzekłam i rozciągnęłam się na swoim siedzeniu. Młodzież zaczęła siadać na podłodze na przeciwko mnie.


Lucia?
+20PD


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz