30 sie 2019

Od Brianne do Dustina

Odsłaniam ciężkie, pastelowe zasłony i odruchowo mrużę oczy, gdy dociera do mnie jasne światło słoneczne. Prawdę mówiąc, wolę noc, ale moje postanowienie dotyczące udawania normalnej osoby musi tym razem dojść do skutku. Wciągam na siebie pierwsze lepsze ubrania, myję zęby i rozczesuję włosy, nie tracąc czasu na poranną kąpiel. Przecież nie śmierdzę. Mój wiecznie milczący telefon chowam do kieszeni, ale właściwie i on mi się nie przydaje, na karcie zapisany jest jedynie numer do sprzątaczki, która przyjeżdża do mojego mieszkania wtedy, kiedy uznam, że już musi. Wychodzę, przekręcając klucz w drzwiach. Na ramieniu ciąży mi czarna, materiałowa torba ze szkicownikiem, a podczas pokonywania schodów w kamienicy, wyjmuję portfel i szukam jakichś pieniędzy na autobus. Nie jest zbytnio wypchany, ale chyba na biedę nie mogę narzekać, skoro jeszcze nie jeżdżę na gapę. Jest chłodno, ale dosyć słonecznie, przez myśl przemyka mi, że można by wrócić po bluzę, jednak skutecznie rezygnuję z tego pomysłu, który wiązałby się z koniecznością powrotu do mieszkania. Po drodze mijam bawiące się dzieci na placu zabaw, grono nastolatek i parę staruszków trzymających się za ręce. Gdzieś tam w tłumie osób stojących w kolejce do sklepu przemyka mi znajoma twarz sąsiadki z mieszkania obok, ale niestety nie mogę powiedzieć, że ją lubię. Nie tak dawno doniosła na mnie policji pod pretekstem przetrzymywania jej kota na moim balkonie, o czym nie miałam zupełnie pojęcia i nie było to moją winą, że jakiś sierściuch urządził sobie tam posiadówkę. Autobus przyjeżdża z dwuminutowym spóźnieniem, ale najważniejsze, że jest, więc do niego wsiadam, trzymając się kolorowej rurki wewnątrz, gdyż każde miejsce siedzące jest zajęte przez schorowane emerytki. Jadę cztery przystanki, aż w końcu wysiadam. Wystarczy przejść przez pasy, nim znajdę się u celu, jakim jest zwykła, przydrożna kawiarnia, może nie zachwycająca swoim wyglądem, jednak cenię ją sobie głównie przez ciche wnętrze i małą liczbę klientów. Gdy przechodzę przez próg dzwoneczek nade mną się odzywa, powiadamiając innych o moim przybyciu, jednak żadna głowa nie odwraca się w moją stronę. To też lubię.
– To co zawsze – kładę odliczoną sumę na stolik, siadając na wysokim, barowym krześle, a kelnerka wycierająca szklane kieliszki jedynie przytakuje głową zabierając pieniądze i podając zamówienie na kuchnię.
W tym samym czasie, gdy moje śniadanie się wesoło smaży, ja zajmuję miejsce przy oknie i wyciągam naręcze ołówków i szkicownik, po czym wykładam to wszystko na stolik. Otwieram zeszyt na pierwszej lepszej, pustej kartce, łapiąc za ołówek, a kelnerka podchodzi do mnie, kładając tacę na blat stolika. Zdejmuje z niej wysoką szklankę wypełnioną miętową herbatą, a obok tego kładzie sztućce na serwetce. Odchodzi, kiedy zaczynam rysować kolejny projekt sukienki. W myślach notuję, że muszę udać się do sklepu po materiały.
Odrywam się od rysowania, kiedy kobieta w fartuchu stawia przede mną talerz z jajkami sadzonymi, tostami i sałatką grecką, czyli to, co niezmiennie zawsze jem na śniadanie. Wszystko mija powoli i w spokoju, kiedy niespodziewanie blond włosy mężczyzna w podeszłym wieku upada na podłogę i zaczyna kaszleć. Moja ręka trzymająca widelec zatrzymuje się w połowie drogi do ust, a wzrok kieruję na leżącego tutaj mężczyznę. Ma drgawki, ale nie znam się na tym, nie wiem co mu dolega. Jest tu sam, jego twarz robi się czerwona z każdą chwilą, a nikt nie reaguje. Dochodzi do mnie, że nie jestem w niczym lepsza, skoro ja także tylko się patrzę. Ktoś dzwoni na karetkę, kiedy podchodzę do mężczyzny. Sprawdzam jego portfel, oglądam nadgarstki, ale nie zauważam żadnej bransoletki czy plakietki z informacją czy nieznajomy przypadkiem nie choruje. Spoglądam niemrawym wzorkiem na jego oczy i zapadnięte policzki, słuchając świszczącego oddechu. Pomagam mu, aby pochylił się do przodu, po czym stukam go pięścią w plecy, kiedy do środka wbiegają ratownicy. Cofam się kilka kroków do tyłu, aby mieli do niego swobodny dostęp, po czym odchodzę do stolika, aby skończyć jedzenie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz