30 sie 2019

Od Rosalie cd. Michaela

Rzadko się zdarza w naszej małej kawiarence, aby przyszedł ktoś zupełnie nowy. Wszystkich klientów znam na pamięć, wiem jak układa im się w małżeństwach, czy robią ich dzieci albo wnuczki, jaką kawę lubią, czy ją słodzą i dlaczego. Kilka lat starszy ode mnie mężczyzna, wyraźnie zmęczony i uciekający od tłumu do tego właśnie lokalu, to okazja jedyna w życiu. Na jego pytanie i szybkie usprawiedliwienie odpowiadam uśmiechem.
- W żadnym wypadku nie jesteś nieproszonym gościem - odpowiadam łagodnie, jak do dziecka, które chce się uspokoić. - Jeśli chcesz wypić ze mną kawę o tak wczesnej porze, to nie miałabym serca odmówić.
Zasada jest jedna przy poznawaniu nowych osób, szczególnie mężczyzn. Nie obiecuj czegoś, czego nie jesteś w stanie wykonać. Taki nawyk wyrobił we mnie straszy brat, widząc jak bez przerwy z dobroci czy poczucia empatii komuś praktycznie nieznajomemu coś obiecuję, czy na coś się zgadzam, a później sprawia mi to same problemy. Jednak to było dawno temu...

Wychowywanie młodszej siostry to nie jest ulubione zajęcie każdego młodego mężczyzny, który chciałby zdobywać świat, bawić się i nigdy się za siebie nie obejrzeć. Czasami siedząc w naszej niewielkiej kuchni, przy okrągłym stole, gdzie każde z naszej dwójki ma swoje od dawna ustalone miejsce, myślę o tym, jak bardzo dużo zawdzięczam mojemu bratu. Gavin nie jest prostym do życia człowiekiem. Ma wiele surowych zasad, które kiedyś wydawały mi się absurdalne. Teraz patrząc na niego i widząc jego spracowane, często poranione ręce unoszące kubek za każdym razem mówię sobie, że to moja przyszłość. Jego praca, jego przekreślone marzenia jako cena moich. Marzenia, na drodze do których kiedy pojawiały się przeszkody, ja zawracałam, a on dawał mi kolejną zasadę, która ponownie wpychała z powrotem na moją drogę. Moi przyjaciele nie rozumieją mojego zachowania. Nie raz słyszałam, jaka to jestem poddana Gavinowi jak niewolnica, jednak to błędne postrzeganie tej sytuacji. Nie widzę niczego złego w dobrowolnym szukaniu spokoju i szczęścia. Moim jest proste życie według zasad i rad dostanych od jedynej osoby, która wiem, że kocha mnie bezwarunkowo. W ten sposób wstanie o świcie do pracy w kawiarni, gdzie każdy dzień wygląda tak samo nie jest problemem. Za to poranna kawa przy rozmowie to coś, co doceniam o wiele bardziej od przeciętnego człowieka na ulicy.
Powoli wędruję z kawą do stolika, przy którym siedzi Michael. Uważam aby nawet kropelka kawy nie upadła na dopiero co umytą posadzkę. Później będzie to ciężko doczyścić. Stawiam filiżankę na blacie stolika i odsuwam krzesło naprzeciwko mężczyzny. Siadam i popijam łyk gorącego napoju zanim się odzywam.
- Mogę zapytać dlaczego znalazłeś się tutaj o tak wczesnej godzinie? Zazwyczaj ludzie idący do pracy przychodzą tutaj mniej więcej godzinę później - pytam, dzieląc się moją obserwacją i w ten sposób wydając, że bardzo dużo czasu spędzam na przyglądaniu się tutejszym klientom. Spuszczam delikatnie wzrok i zatrzymuję go na mojej filiżance.
- Moja praca jest widocznie nieco bardziej wymagająca pod względem godzin pracy - odpowiada z lekkim rozbawieniem w głosie. - Poza tym chciałem w spokoju wypić kawę, zanim zacznę kolejny, męczący dzień pracy - kiwam głową i podnoszę wzrok. Jednak tylko odrobinkę, na tyle aby przyjrzeć się jego dłoniom. Może to być dziwne dla osoby trzeciej, ale prawda jest taka, że dla mnie dłonie potrafią dużo powiedzieć o człowieku... a przynajmniej jego pracy. Zazwyczaj ludzie pracujący fizycznie mają nie tylko widocznie szorstkie palce, ale również specyficznie zgrubiałe dłonie i zniszczone. Muzycy i ogólnie artyście mają problemy z utrzymaniem opuszek w nienagannym stanie oraz miewają problemy z nadgarstkami. Lista ta ciągnie się w niemalże nieskończoność. Jego dłonie wyglądają na dosyć delikatne, kiedy podnosi filiżankę, ani drgną, a więc ma nad nimi ogromną kontrolę. Są zadbane, a to oznacza, że bardzo możliwe jest to, że są jego narzędziami pracy. Jednak to już tylko domysły.
- Nie brzmisz, jakby ci to szczególnie przeszkadzało - podnoszę wzrok do jego twarzy. Brązowe oczy. Ładne.
- Nie przeszkadza mi to... Może nie uwierzysz, ale istnieją nawet osoby, które uważają mnie za pracoholika - jego odpowiedź, pełna niedowierzania i komicznego oburzenia wywołuje u mnie cichy śmiech. Opieram jeden z łokci o blat, a na dłoni układam policzek. Przyglądam się siedzącemu naprzeciwko mnie mężczyźnie z nieco większym zainteresowaniem. Czy to samolubne, kiedy chce się poznać lepiej osobę, która wywołuje u nas śmiech? Jeśli tak, to jestem strasznie samolubna. Pamiętam jak dziś, kiedy ostatni raz czułam się dokładnie tak samo. Tylko tamten chłopak jeszcze wtedy był blondynem o zielonych oczach. Był piękny, a kiedy mówił, wydawało się, że wydobywa się z jego ust najpiękniejsza melodia na świecie. Był z nim tylko jeden problem. Zniknął równie szybko co się pojawił w mojej kawiarni, zostawiając mnie po kilku bardzo miłych wieczorach w kinie czy w restauracji dla florystki, z kwiaciarni kilka metrów w dół naszej niewielkiej uliczki. Tam za to również długo nie pozostał, zostawiając florystkę Susanne z niewytłumaczalną urazą dla mojej osoby. Dziwna sytuacja, zostawiła mi małą niechęć do poznawania kogokolwiek, jednak kiedy serce chce być samolubne i chce kogoś poznać bliżej, to kim ja jestem, aby się z nim kłócić?
W ciągu naszej rozmowy powoli dochodzę do przekonania, że nigdy nie spotkałam osoby, z którą tak prosto by mi się dzieliło moimi myślami, czy poglądami. Wygląda to tak, jakby los rzucił dwie osoby, pragnące wymiany spojrzeń i świeżych myśli, do tej małej nadal pustej kawiarenki. Nie bojąc się już, a mimo to dla uszanowania jego strefy komfortu, ostrożnie przyglądam się Michaelowi. Z naszej luźnej rozmowy wynika, że jest około siedmiu lat ode mnie starszy, co początkowo mnie speszyło. Nigdy nie miałam kontaktu z o tyle starszymi osobami, ponieważ znałam albo moich rówieśników, albo osoby dwukrotnie ode mnie starsze. Ta sytuacja spowodowała mały konflikt, czy nie powinnam jednak mówić do niego na pan i natłok myśli, do którego nie jestem tak bardzo zwyczajna. Subtelny żart Michaela ratuje za każdym razem naszą sytuację, zanim zdążymy się pogrążyć w niezręcznej ciszy. W mojej głowie powstaje w końcu wniosek, że wiek to pojęcie równie względne co przykładowo ciepło, a relacja między dwojgiem ludzi opiera się na ich dojrzałości, charakterach a nie liczbie przeżytych lat. Rozluźniam się trochę.
Pojawienie się pierwszego klienta, poza Michaelem, tym rankiem jest dla mnie zaskoczeniem. Charakterystyczny dźwięk dzwonka wyrywa mnie z ciekawej dyskusji na temat muzyki, a widok pana Johnsona przypomina mi  o tym, że nadal znajduję się w kawiarni. Szybko przepraszam Michaela i zajmuję się stałym zamówieniem nowego jak na ten dzień klienta. Luźna rozmowa na temat dzisiejszej pogody umila nam czas przygotowania kawy. Przypominam sobie również o radiu, które chcę wyłączyć, jednak i tym razem zostaję powstrzymana. Zanim jestem w stanie wrócić do stolika, od którego przed chwilą odeszłam, w kawiarni rozlega się dzwoneczek u drzwi. Kolejna osoba w środku, kolejne przepraszające spojrzenie w kierunku Michaela. W końcu podchodzi on do lady i siada na jednym z wysokich stołków. Stawia na blacie obie filiżanki, a ja wdzięcznie się do niego uśmiecham. Szybko dopijam swoją kawę i znikam na zapleczu. Kiedy wracam Michael trzyma w ręku portfel, a na blacie leżą pieniądze. Cicho wzdycham do siebie i je odbieram, wydając mu resztę.
- Mam nadzieję, że dzisiejsza wizyta tutaj to tylko początek dla tej kawiarni w twoim życiu - uśmiecham się do niego szeroko, co chętnie odwzajemnia.

Michael?

+10 PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz