28 sie 2019

Od Althei C.D Tyler

Irytacja rozrywała mnie od wewnątrz. Nie umiałam jej wytłumaczyć — ot nagłe wzburzenie na całego. Jakby tego było mało, czujny wzrok kobiety Tylera nieustannie mnie taksował, utrudniając przy tym skupienie przy pracy.
Czy nad nią też się znęca? 
Czy ją też szmaci i nienawidzi? 
Ubierała się bogato. Była pewna siebie, świadoma swojej urody i walorów, co ukazywała przez odważne gesty oraz pełną swobodę wśród męskiego zgromadzenia. Przez głowę przemknęła mi myśl, że może ma swoje wpływy albo dzieli interesy Tylera, bo inaczej mężczyzna aż nazbyt zaznaczałby fakt, że należy ona do niego. W ciągu zaledwie miesiąca coś musiało ulec naprawdę dużej zmianie. Powtarzałam sobie, że kochanki Tylera i jego nędzne istnienie to ostatnie, co może mnie obchodzić, ale im dłużej nad tym myślałam, tym bardziej mnie to chłonęło. Byłam wręcz zła na siebie za to, że nawet teraz, wśród obowiązków, pozwoliłam sobie skupić na czymś innym. Na czymś mniej istotnym. Niewartym ani złamanego avara.

Ścisnęłam dłoń w pięść, przez co reszta wody uciekła z wymiętej szmatki. Przetarłam blat ponownie. Choć od długiego czasu lśnił i błyszczał, był idealnym dowodem na moje zapracowanie i pretekstem, żeby podsłuchiwać ożywioną rozmowę. Nie rozprawiali nad niczym szczególnym, a już zwłaszcza o niczym, co mogłoby mnie interesować. Interesowało mnie tylko to, że kobieta od Tylera ponownie wstała od swojego posiedzenia, by udać się wprost do baru. Musiałam być miła. Innej opcji nie było, gdy jednocześnie chciałam zachować się mądrze w stosunku do niej.
Nawet miała przy sobie portfel. 
— Kolejne dwie szklanki tego samego.
— Tego samego? — Zatopiłam w niej znudzone spojrzenie. — To znaczy? — Nie byłam robotem. Przed jej przyjściem zdążyłam przygotować tyle kolejek, że jej jakże specjalnie ważne zamówienie mogło mi zwyczajnie umknąć.
— Powinnaś pamiętać. Tyler Owen nie płacił dwustu avarów napiwku za brak dyscypliny i rozgarnięcia, a tobie brakuje i tego, i tego. — Zwieńczyła gorzkie słowa szerokim, aroganckim uśmiechem, który świadczył, że gdzieś w wymyślonej przez nią ludzkiej sferze stoi nade mną.
Jak można być miłą dla takiej żmii?
— Dobrze, że wspomniałaś o tym, że to Tyler zapłacił, nie ty — zauważyłam. Cudem udało mi się przypomnieć zamówienie z whiskey i martini, jednak kobieta nie dawała za wygraną i postanowiła mi przeszkodzić w nalewaniu trunków.
— Na dobre ci wyjdzie zwracanie się do mnie jako pani. Już nie mówiąc o Tylerze. Takie jak ty mogą nam buty czyścić. A ty, jak się zdaje, wiesz co nieco o służeniu i niewolnictwie, prawda? — I trafiła w absolutnie strzeżony czuły punkt. Mogła widzieć, jak rysy mojej twarzy zaostrzyły się ze złości. O każdą namiastkę spokoju walczyłam niczym o łyk tlenu.
Nie wiedziałam, czy nie mogę znieść nawrotu tych wspomnień czy tego, że Tyler prawdopodobnie pochwalił się tej suce o każdym swoim osiągnięciu i podboju. Stłumiłam parsknięcie, a potem spróbowałam zignorować każde jej natarczywe spojrzenie.
Na darmo.
— Czyżbym kogoś złamała? — Zaniosła się subtelnym śmiechem.
— Chciałabyś, dziwko. — Gdyby człowiek mógł spojrzeniem zamieniać ludzi w kamień, zapewne teraz bym to uczyniła. Zbierało się we mnie ogrom negatywnych emocji, nie mówiąc już nawet o tych, które wykraczały poza granice mojej wytrzymałości.
— Proszę, proszę. Chcesz może z powrotem przypomnieć sobie tygodnie upokorzeń, gwałtu i płaczu? Tyler z chęcią udzieliłby ci lekcji pokory.
W dupie byłaś i gówno widziałaś.
Jednak mimo obrony mój wewnętrzny mur wykruszał się coraz bardziej. Wbrew odpychaniu każdego słowa, wszystko naraz powracało z podwójną siłą.
— No dalej. Odpowiedz mi.
Milczałam.
— Języka ci w gębie zabrakło?
— Audrey. — Wszystko przerywa męski głos. Tyler skupił się na swojej kobiecie i skarcił ją wzrokiem. — Już wystarczy. Swoje wysiedziała i z pewnością to pamięta bez twojej pomocy.
Błagam, nie popłacz się, powtarzałam sobie w myślach. Jeszcze raz i jeszcze raz. W gardle powstawała mi coraz to większa kula wypełniona smutkiem. Oczy powoli wilgotniały, ale gdy miały wypłynąć z nich krople łez, moje nogi same ruszyły do biegu. Prawdziwą ulgę dały dopiero drzwi od pokoju służbowego, o które ostatecznie się oparłam, oddychając głośno. To wróciło. Uczucia. Strach, smutek. To wszystko przez jej słowa. Ale będzie dobrze. Bo będzie, prawda? Nie sposób było wyciszyć myśli. Ich cała mieszanina zdawała się być niemal spierającymi się głosami.
Skupiłam się na cichym pukaniu.
— Althea. Otwórz. — Tyler. Każdy, tylko nie on… tysiące myśli przenikało moją głowę w dyskusji nad tym, czego tym razem może chcieć.
Ale przerwał cierpienie, jakie dawała mi Audrey, tak?
— Po co? — rzuciłam, pociągając nosem.
Udało mi się usłyszeć ciężkie westchnienie mężczyzny.
— Porozmawiać — odparł krótko.
Zanim zdecydowałam się otworzyć drzwi, poczekał paręnaście długich, cichych sekund. Zwątpienie ogarnęło pozostałości z moich sił i tylko bezgłośnie zapłakałam. Łzy lały mi się po policzkach, mimo że nie wiązałam z nimi żadnych emocji. To jak poczuć krew pod palcami, ale nie widzieć rany.
— Myślałem, że takie upokorzenie to dla ciebie nic — rzucił tak po prostu.
— Głupio myślałeś. — Przetarłam łzy wierzchem dłoni i spuściłam wzrok, dalej czując na sobie niezmieniający swojej pozycji cień mężczyzny. Jego postura hamowała przepływ światła, przez co gościł między nami mrok. — Tego, co się działo, nie da się ot tak zapomnieć.
— A jednak miałem wrażenie, że przez moment widziałem kogoś silniejszego przy ladzie. 
— Może i tak. Ale dalej nad tym pracuję. — Wzruszyłam ramionami. — Sama myślałam, że mi się udało, zanim twoja kochanka się nie odezwała. 
— Kochanka — powtórzył i prychnął cicho, jakby w odpowiedzi na wyśmienity żart. — Audrey to... cóż, moja narzeczona — przyznał, luzując sobie krawat pod szyją. Nawet przy takich wyjściach musiał wyglądać elegancko i szykownie.
Przez moją twarz przemknął cień zdziwienia. Tyler i narzeczona. Powtarzanie sobie tego w głowie było jeszcze większym absurdem niż tylko usłyszenie tego. 
— Narzeczona? Co się stało, że zdecydowałeś się tak szybko i tak nagle ustabilizować? — Dokładałam wszelkich starań, by w moim głosie nie zagościł sarkazm.
— Nie ja zdecydowałem — rzucił. — Tylko moja matka. Ta relacja to czysta formalność.
— No tak, formalność. — Pohamowałam przewrót oczami. Niczego innego się po nim nie spodziewałam. 
— To nie powinno ci teraz przeszkadzać. — Włożył ręce do kieszeni spodni.
— Nie przeszkadza.
— Akurat. — Uśmiechnął się z przekąsem. Wiedziałam, że robił sobie jaja. A mimo to znowu poczułam przepływ irytacji. — Poza tym dogadujemy się z Audrey. Może coś z tego będzie.
— Och, naprawdę? I przyszedłeś tu, żebym była świadkową na twoim ślubie? — Spojrzałam na niego z uwagą. 

Tyler?

+10 PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz