17 sie 2019

Od Izzy cd. Candice

Gdyby była możliwa śmierć z powodu śmiania, a tym bardziej przez próbę powstrzymywania się przed jego wybuchem, wynosiliby mnie z tej szafy martwą. Choć sądząc po specyficznej tonacji głosu Candy, to już powinien zajeżdżać karawan z trumną.
Dziewczyna mogłaby zostać świetną aktorką, a przekonać mojego brata jest niezwykle trudno, co ja sama wiedziałam o tym najlepiej. Wyczułam na samym początku w jego głosie wątpliwości, ale Candice to typ osoby, która nie skrzywdziłaby muchy, gdyby nie musiała tego zrobić. Jej niewinność jest tak słodka, że działa nawet na mojego bliźniaka-idiotę. W pewnym momencie wyciągnęłam telefon i wcisnęłam guzik nagrywania, aby zarejestrować co do słowa, które wypadały z ust rozmawiających, pomimo siedzenia w szafie. Koniecznie muszę to przesłuchać przy pierwszej lepszej okazji.
Odchylam dłonią jedno skrzydło drewnianej szafy i wychylam ostrożnie głowę. Najpierw szukam potencjalnego zagrożenia w postaci przyjaciółki, która najprawdopodobniej ma ochotę udusić mnie za to, że znalazła się w tym miejscu i w takiej sytuacji, jak przed chwilą. Czuję, że moje nogi nieco ścierpły przez kucanie, gdyż nie było możliwe całkowite wyprostowanie się w drewnianym meblu, nawet patrząc na moje sto sześćdziesiąt centymetrów wzrostu.
Zaraz po wyjściu napotykam ostre spojrzenie intensywnie zielonych oczu Candice.
Ups?
Zagryzam wargę, bo przypominam sobie jej słowa - "Dokształcam się tu" i "Nie chcę tłuc się w cztery osoby na jednej, niby prywatnej lekcji [...]". Od razu parskam śmiechem.
- Jezu - przeciąga rudowłosa - Wiedziałam, że zaczniesz się śmiać.
- Przepraszam, ale gdy tylko o tym pomyślę... myślałam, że zejdę zaraz w tej szafie i moją kryjówkę szlag trafi - włosy opadają mi na twarz, więc obiema dłońmi odrzucam je na tył głowy.
- Mnie zaraz szlag trafi - Candice rzadko traci kontrolę nad sobą, w dodatku jej głos nie brzmi twardo nigdy, dlatego nadrabia to intensywną gestykulacją.
Wyrzuca ręce w górę i zaczyna nerwowo się śmiać.
- Musiałam zrobić z siebie idiotkę i pamiętaj Mortensen, że jeśli twój brat kiedykolwiek spyta, jak mi idzie gra na skrzypcach, to cię uduszę gołymi rękoma - chichoczę, kiwając głową. Najprawdopodobniej kiedyś to nastąpi, ale chciałabym widzieć minę mojego brata, który znalazł Candy w tym pokoju, trzymającą skrzypce i smyczek w dłoni.
A tak zbaczając z tematu. Wyraźnie słyszałam kobiecy głos.
- Kto to był, ta dziewczyna, która była w pokoju? - zapytałam przyjaciółkę niemal jednym tchem. Po raz kolejny czułam, że ciekawość bierze we mnie górę.
Candice zmierzyła mnie wzrokiem. Pewnie w jej głowie pojawiały się to nowe teorie i podejrzenia. Widziałam to w jej wyrazie twarzy.
- Nie, Izzy. Nie bawię się w grzebanie w życiu emocjonalnym twojego brata. Poza tym to mogła być zwykła koleżanka, studentka, która chodzi na te same zajęcia... - odnoszę wrażenie, że chce coś jeszcze dodać, ale widocznie skończyły jej się pomysły.
A kto tu mówi o tym, że zamierzam ingerować w to, z kim się mój brat spotyka?
Chociaż nie... zamierzam to robić, gdyby laska okazała się suką. Odpłacę się Nathanielowi pięknym za nadobne tak, jak on w moim przypadku, odstraszając wszystkich lepszych i bardziej rozumnych przedstawicieli płci przeciwnej.
- Dosyć irytująca. Tak jakby miała jakiś problem, że ty tu jesteś. Też to czułaś w jej głosie i sposobie mówienia? - unoszę brew, zakładając ręce na piersi. Bawię się sznurkiem od kaptura swojej bluzy, gryząc policzek od środka z przyzwyczajenia.
- Tak. W pewnym momencie mnie to wkurzało - przewraca oczami, ale się ze mną zgadza. Na mojej twarzy maluje się jedyny w swoim rodzaju uśmieszek. Taki, na który Candy zaczyna kręcić głową.
- To oznacza tylko jedno...
- Nie! - wydaje z siebie okrzyk, który na pewno było słychać za drzwiami, ale na całe szczęście nikt tu nie przyszedł zobaczyć, czy coś się stało.
- Ktoooś tutaj się kooomuś pooodooobaaa - wyśpiewałam to zdanie za pomocą popularnej melodii.
Dziewczyna przewraca oczami. Miesza się w niej zniecierpliwienie, zmęczenie, ale też w jakimś stopniu rozbawienie. Powoli jej przechodzi, choć wiem, że będzie mi to wypominać przez naprawdę długi czas.
- Przestań, musimy stąd iść już - przerywa jej dźwięk dzwonka telefonu. Szuka go przez chwilę, w końcu znajduje - O, właśnie dzwoni Julia. Może ona ci wytłumaczy, że ten pomysł jest idiotyczny - odbiera i ustawia na głośnomówiący.
- Julia?
- Gdzie wy do cholery jesteście? - wydaje się, że nawet nie słyszała swojego wymawianego przez Candy imienia. Obydwie jesteśmy zaskoczonego ostrością w jej głosie i już wiemy, że stało się coś poważnego - Zresztą, nie musicie mi odpowiadać na to. Lepiej mi wyjaśnijcie, dlaczego przed naszym mieszkaniem stoi dwóch policjantów, którzy po chwili machają mi odznakami przed nosem, jakbym nie widziała, że mają mundur - tak, zdecydowanie jest zdenerwowana.
- A przystojni? - pytam, pomijając to, co w tej chwili jest najważniejsze, czyli... co do jasnej cholery robią policjanci w naszym mieszkaniu?
Candice obrzuca mnie niedowierzającym spojrzeniem, ale zanim zdąża mnie skarcić, odzywa się Julia.
- Jeden jest stary, znaczy... jakoś pod pięćdziesiątkę, a drugi statystycznie nawet może być - rozbawia mnie, bo jej ton momentalnie zmienia się. Jednak zaraz znowu domaga się odpowiedzi - A więc podejrzewam, że coś zrobiłyście. Nie wiem, czy chcę wiedzieć co, bo i tak się dowiem, ale oni domagają się, abyście się stawiły w trybie natychmiastowym. Zresztą, to ja żądam, abyście tutaj były w tym momencie.
- Zaraz będziemy - dostaję kuksańca w bok od rudowłosej, która wskazuje ruchem głowy, żebym szykowała się do wyjścia z sali. Prycham cicho pod nosem, poprawiam ostatni raz włosy i idę do drzwi. Za mną truchta Candy, która powtarza, że jesteśmy już w drodze.
- Zabaw ich Julia dobrze! - krzyczę w momencie, gdy połączenie zostaje urwane i zaraz chichoczę.
- Jesteś niepoważna. A jeśli to słyszeli? - jak zawsze przejmuje się absolutnie wszystkim. Jeśli mnie słyszeli, to trudno, Julia na pewno słyszała i wyobrażam sobie jej minę.
- Boisz się, że cię zamkną? - unoszę brew.
- Boję się, że mamy kłopoty i bez tego... - w tym samym momencie uderzam w kogoś i gdyby nie to, że ten ktoś też się odbił, to nie zdołałabym utrzymać równowagi. W ostatniej chwili chwyciłam się ściany.
Co za łamaga.
Spojrzałam wyzywająco w bok i zobaczyłam młodą dziewczynę, która rzucała mi jeszcze bardziej wkurzone spojrzenie niż ja, gdy ktoś w kolejce nie zauważy, że w niej stoję. Obrzuciła mnie zirytowanym spojrzeniem, a ja automatycznie przybrałam obronną postawę, ale w środku czułam się głupio i miałam wrażenie, że kulę się jak szczeniak pod wpływem intensywnie niebieskich tęczówek szatynki.
- A może tak przepraszam? - rzuciła niedbale, mierząc mnie takim spojrzeniem, jakbym urwała się z choinki.
- Nie zauważyłam cię - nie zamierzałam się usprawiedliwiać, ale też nie chciałam wszczynać kłótni. Dziewczyna nie wyglądała na taką, co ustępuje w dyskusji, a już na pewno nie odwdzięcza się przeprosinami.
- To patrz prosto następnym razem - mój wyraz twarzy pozostał niezmienny, ale w środku się we mnie zagotowało. Co za tupet! Za kogo ona się ma?
- A ty jeszcze nie poszłaś? - mówi, poprawiając torebkę na ramieniu, która spadła na ziemię z powodu naszego zderzenia. Już mam jej wygarnąć, ale zauważam, że patrzy prosto na Candice. Moja uwaga ląduje na przyjaciółce, a ta otwiera usta, usilnie myśląc, jak ma na to odpowiedzieć - Myślałam, że nie idziesz na zajęcia? - unosi brew i wygląda jakoś... wyjątkowo zaborczo.
- Właśnie się zbierałam tylko... tylko moja przyjaciółka...
- Przyjechałam po nią, bo mamy ważną sprawę do załatwienia - właściwie, to jest prawda. Ważna sprawa w postaci dwóch policjantów w naszym mieszkaniu i wkurzona przyjaciółka to coś więcej niż ważna sprawa.
- Ach tak - nie wydaje się zbytnio zainteresowana. Ani tym, co powiedziałam, ani nami samymi.
- Dlatego już idziemy - uśmiecham się sztucznie - Miłego wieczoru - rzucam tak ostro, że sama jestem zaskoczona, że stać mnie na taką bezczelność. Poprawiam kosmyk włosów i chociaż dziewczyna jest ode mnie nie wyższa, to udaję, że nie ma między nami różnicy wzrostu. Łapię Candy pod ramię i odwracam się, ignorując jej ciche, pretensjonalne prychnięcie.
Gdy już oddaliłyśmy się na odpowiednią odległość, spoglądam za ramieniem. Pustka. Wzdycham z ulgą.
- To była ona - mówi Candy - Ta dziewczyna, która weszła z twoim bratem i jeszcze jednym chłopakiem do sali - ścisza głos niemal do szeptu.
- Słucham? - chyba się przesłyszałam - Nie ma mowy, żeby mój brat się z nią spotykał. Jędza. Jeśli mu się podoba, wybiję mu to z głowy za pomocą młotka, ewentualnie patelni, a jak zajdzie potrzeba, to go zacznę szantażować - nie wiem dlaczego byłam tak wkurzona, ale chyba musiałam odreagować to nieprzyjemne spotkanie. Jeśli wtedy chciałam ją przeprosić, teraz nawet nie pomyślałabym, aby jakoś wytłumaczyć to zdarzenie.
- Teraz już wiesz, jak czuje się Nate - ją to chyba bawi. Ja sama nie widzę w tym nic zabawnego.
Prycham pod nosem i przewracam oczami.
- Ja, a on to duża różnica, a zresztą... po co my gadamy o moim starszym bracie? Lepiej zastanówmy się, co powiedzieć Julii. Myślę, że policjanci będą mniejszym problemem niż jej chęć poznania prawdy i przyczyny tego, hmm, tej wizyty.

Candy?

+10 PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz