12 sie 2019

Od Trace'a C.D Noelia

Jednak równie szybko powrócił do poważnego wyglądu mimiki twarzy, kiedy przyjrzał się stanie blondynki. Może szła w zaparte ze swoimi postanowieniami, jednak nawet ona nie było cudotwórcą. Nieśmiertelną istotą na poziomie bóstw z różnych podać. W świetle zdrowia i znośności ran była na poziomie jak inni. Ze szpon śmierci jeszcze nikt nie uciekał wystarczająco długo. Cień jej skrzydeł prędzej czy później dopadał śmiertelnika, pozostawiając za sobą tylko fizyczną powłokę. Trace w tym momencie był największym idiotą, czyniąc współczucie seryjnej morderczyni. Jednak dlaczego pomagał jej z własnej woli? Była jaka była, jednak nikomu nie życzył takiego stanu zdrowia. Odetchnął z bezradności, kiedy kolejna analiza sytuacji zniknęła dość szybko w eterze. Debilny pomysł, następny.


- Nawet taki diabeł wcielony, jakim jesteś...Ma swoje limity wytrzymałości, Noellia. Musimy coś wymyślić szybciej, bo...Sama rozumiesz swój stan i przyszłość bez podania krwi. - przerwał ciszę między nimi, kiedy złapał za zakrwawiony nóż, jaki przyniósł z miejsca tortur. W najlepsze materiałem go polerował, aby następnie zaplanować jego ostrzenie.
- Jakże cudownej rzeczy obecnie nie wymyśliłeś, psie. - szepnęła spod przymrużonych powiek, poprawiając się nade wszystko powoli na łóżku.
- Z naszej dwójki...Jestem najbardziej sprawny fizycznie, co możemy gładko wykorzystać. - dmuchnął swoim oddechem na metal, aby pozbyć się wszelkich skaz i smug. - Prześledziłem mapy terenu, możemy wykorzystać czysty mundur naszego zakładnika… Poprawka, mogę.
- Teraz udajesz wiernego, a jak odnajdziesz lukę i uda się uciec? Co potem?
Pomimo bycia policjantem, uratowałem kilku niebezpiecznych ziomków przed kratami. Mamy dość dobre stosunki, a oni dość dobrych ludzi. - uśmiechnął się delikatnie pod nosem, spoglądając na zmęczoną kobietę. - Nawet znajomi Twojego byłego mogą mieć trudność z “dzikim tłumem” kolesi z nowoczesną bronią. Zwalczymy ogień, naszym prywatnym ogniem.

~   *    ~

Wcale nie dziwił się swojej towarzyszce niedoli, że nie zaufała mu w temacie prywatnego planu. Szczerze mógł przyznać, że sam sobie nie zaufał. Mógł spokojnie uratować swoją skórę, a jednak jeszcze nigdy nie zerwał obietnicy. Jednak kiedyś przychodzi czas, aby zerwać wszelkie zasady. Nawet własne, moralne. W połowie drogi przeklinał swoje podejście do zadania, dlaczego nie został w tym cholernym domu? Popełniał błąd, wychodząc przez piwnice do lasu. Do najbliższych zabudowań miał do przejścia dwadzieścia kilometrów, jednak najgorszą częścią okazało się przejście terenu w promieniu posiadłości dziewczyny. Wyglądał niczym urwany z filmu o wojnie. Ubrany w zdobyty mundur wroga, twarzą pomalowaną farbą na wzór kamuflażu wojskowego. Trudnością okazało się to, że musiał działać po cichu. Kiedy musiał zabić, przeważnie skręcał kark, bądź podcinał gardło. Jednak nic nie przychodzi bez poświęcenia, prawda?
W ostatnim momencie zrobił unik, kiedy potężna pięść osiłka powędrowała w stronę jego twarzy. Odciążając uszkodzone kolano, wytarł krew z nosa i rozwalonej wargi.
- Goryl...A jednak umie uderzyć, prawda? - zakpił sobie z przeciwnika, rzucając się na niego z pięściami. Specjalnie wdał się w człowiekiem wyżej postawionym, aby zdobyć jedną rzecz. Telefon, bądź coś działające podobnie. Przekoziołkował sprawnie na bok, aby rzucić się do ucieczki.
- Zapierdole, ale najpierw kości porachuje! - usłyszał za sobą ciężkie kroki, jednak Trace już był za drzewem. Zaśmiał się na widok zawleczki na palcu.
- Raz...Dwa...Trzy...Wybuchniesz dzisiaj ty! - krzyknął, zasłaniając dłońmi własne uszy przed wybuchem. Jak na zawołanie odbezpieczony przy jego spodniach granat, nareszcie zebrał krwawe żniwo. Nie mógł dłużej czekać, gdyż najpewniej postawił na nogi inne posterunki wrogów. Przetarł ekran telefonu satelitarnego, aby wpisać znajomy numer. - Panie komisarzu? Dawno się nie słyszeliśmy?
- Czego chcesz?! Spędzam czas… W rodzinnym gronie!
- Wpadłem w tarapaty… Kolesie od naszego mięśniaka, dopadli moją słodką znajomą i mnie. Potrzebuje dobrze wyszkolone służby, oraz zajebistą opiekę medyczną! Najpierw do małego domku, współtowarzyszka bardziej potrzebuje pomocy. Długo nie pociągniemy…
- Nie pociągniemy?! Trace. - odsunął słuchawkę na bezpieczną odległość, aby nie uszkodzić bębenków słuchowych. Doskonale znał możliwości pracodawcy, kiedy był pod wpływem silnych emocji.
- Proszę mi wybaczyć, ale jakoś ktoś inny chce mojej uwagi. Bez odbioru, sir. - szybko się rozłączył, aby bardziej ukryć się za konarem drzewa. Tym samym w pień drzewa wbiły się pociski, których nie zamierzał poczuć smak. Odbezpieczył zdobyty karabin, spoglądając w niebo. - Oczyścić drogę, wrócić do diablicy i czekać na wsparcie. Amen.

Noellia?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz