27 sie 2019

Od Tylera C.D Althea

    Od czasu gdy pozwoliłem tej dziewczynie odejść, minęło już dobre parę tygodni. Ja wróciłem do normalności i wypełniania swoich obowiązków bez niepotrzebnych wyrzutów sumienia. A ta tylko zamknęła za sobą drzwi od mojego rodzinnego domu i słuch mi po niej zaginął. Stwierdziłem, że nie będę się wtrącać w jej dalsze życie, więc nie wysyłałem za nią moich ludzi. Chociaż, robiłem to przez pierwszy tydzień. Ale to tylko i wyłącznie dlatego, żeby sprawdzić, czy wszystkie moje interesy, w które ją wplątałem, nie oddziałują na nią w niekorzystny sposób. W każdym razie tak nie było i ostatecznie dałem sobie z nią spokój.

    W ciągu tych paru tygodni zdążyło się zdarzyć parę dosyć znaczących rzeczy. Jak naprzykład zaręczyny z kobietą z zaprzyjaźnionej nam mafijnej rodziny. Przyznaję, nie byłem z tego pomysłu zadowolony, jednak, no cóż, z rodziną się nie dyskutuje. Zadecydowali za mnie, fakt, ale to w tym biznesie jest na porządku dziennym. Także nic nie mówiłem, nie komentowałem, tylko pozwoliłem, by działo sie to, co się ma dziać.
    Takim oto sposobem poznałem Audrey. Audrey Byrne, tak dokładnie. Córka przyjaciela mojego ojca. Dobra partia, więc rodzina nie narzeka. Jednak mimo tego, że jest to aranżowany związek, po paru dłuższych rozmowach, w które naprawdę byłem zaangażowany, mogłem przyznać, iż całkiem dobrze się z nią dogadywałem. Jest nawet parę tematów, które często poruszamy i lubimy poruszać (oczywiście nie chodzi mi tu o sferę łóżkową, bo to zupełnie inna, oddzielna sprawa). Poza tym zdążyłem już przez ten czas polubić. Jednak nasz związek to czysty biznes. Nie żywimy w stosunku do siebie żadnego uczucia i możemy siebie maksymalnie nazwać przyjaciółmi.
    I nic poza tym.
    Zapomniałem też wspomnieć o jednej, bardzo ważnej kwestii. Ucieszyłem się na wieść, że tak jak ja, jest strasznie pochłonięta przez obowiązki. Można powiedzieć, że w swojej rodzinie pełni rolę męskiego potomka, którego jej rodzice nigdy się nie doczekali. Także to też w niej mi się bardzo podoba.
    Ale mniejsza z tym.
    Nadszedł dzień, w którym to mieliśmy razem z naszymi partnerami biznesowymi zachaczyć o bar, w którym to niegdyś spotkałem Altheę. Jakoś tylko to mi przyszło pierwsze na myśl, gdy razem z moją kobietą u boku przekroczyliśmy próg lokalu. Jakoś nie rozglądałem się zbytnio po otoczeniu i zająłem pierwsze miejsce w kącie, do jakiego udało mi się dostać. Zaraz obok mnie usiadła Audrey, jednak szybko zniknęła, żeby zamówić nam coś do picia. Oczywiście jak to ja byłem nastawiony na solidne partie pokera, więc z kamiennym wyrazem twarzy przeliczałem pieniądze, które miałem na tę drobną przyjemność wydać.
    Względny spokój zabrał mi z lekka zdenerwowany głos mojej narzeczonej.
     - Tyler, nie wzięłam ze sobą pieniędzy, a kobieta przy barze karze zapłacić - westchnęła, siadając obok mnie. - Mógłbyś to załatwić? Szczerze mówiąc, to myślałam, że wszystko tutaj będziemy mieć za darmo - ostatnie zdanie to akurat wymruczała sama do siebie pod nosem.
    Kiwnąłem głową, tym samym zgadzając się na pokrycie niewielkich kosztów, za niewielką szklaneczkę whiskey i martini. No cóż. Niech im będzie. Ten jeden, jedyny raz zapłacę. Korona mi ze łba nie spadnie.
    Akurat gdy już powolnym krokiem ruszyłem do baru, zauważyłem za nim bardzo interesującą osobę. Osobę, którą znałem wystarczająco dobrze, by bez problemu rozpoznać ją w tłumie. Była nią Althea, tyle że tym razem na sobie miała zupełnie inne ubrania, niż tamtego feralnego wieczoru.
    Niespiesznie podszedłem do baru i stanąłem przed nią, nie wypowiadając ani jednego słowa.
     - Coś nie tak?
     - Nie - mruknąłem, ponownie przeglądając zawartość swojego portfela. Nawet na nią nie spojrzałem. - Przyszedłem tylko przekazać należność. Ile?
     - Osiemnaście avarów - powiedziała twardo. Po krótkiej chwili położyłem podaną kwotę przed nią na blacie.
     - Podoba jej się twoja kasa czy seks? - spytała swobodnie, a ja akurat dopiero wtedy podniosłem na nią swój wzrok. Momentalnie jedna z moich brwi powędrowała do góry, a ja parsknąłem pod nosem. Ledwo od trzech tygodni już ze mną nie przebywa, a moja tresura, jak gdyby nigdy nic zniknęła. Tak po prostu. Na nowo stała się tą samą dziewczyną, którą spotkałem po raz pierwszy. Z jednej strony podobało mi się to w niej, ale z drugiej było to też strasznie upierdliwe.
     - Kiedy to stałaś się taka wścibska, co? - spojrzałem na nią bezwiednie, wyciągając jeszcze jeden papierek z portfela.
     - Zawsze taka byłam - odparła. Jak od niechcenia.
     - Jest moją narzeczoną - odpowiedziałem szczerze na jej dosyć niemiłe pytanie, ale jakoś w poważaniu miałem wydźwięk jej słów. Mógłbym ją za to ukarać, ale jakoś nie miałem ochoty szpecić jej ładnej buźki. - Masz tu napiwek. Nawet udało ci się mnie rozbawić. - Rzuciłem jej dwieście avarów pod nos.
     - Nie chce twoich brudnych pieniędzy - syknęła, patrząc na wartościowy papierek, który wylądował tuż przed jej nosem.
    Pokręciłem głową, udając rozczarowanie.
     - Co się stało? Gdzie ta stara Althea, którą jeszcze niecały miesiąc temu widziałem w swoim łóżku. - Uśmiechnąłem się do niej chłodno, na co ona również odpowiedziała mi uśmiechem, tylko że ironicznym.
     - Ona zniknęła - odparła wręcz momentalnie.
     - Jesteś tego pewna? - Uniosłem jedną brew do góry i chwyciłem w dłoń zamówioną whiskey, by chwilę później wlać zawartość szklanki prosto do swojego gardła.
     - Tak. - Kiwnęła głową, wracając do swoich obowiązków. Już się mnie nie bała tak jak kiedyś. Z jednej strony odczuwałem zawód z tego powodu, jednak z drugiej z jakiegoś niewiadomego powodu, przywoływało to uśmiech na mojej twarzy. W jakiś sposób podobało mi się to, że natrafiłem na taką kobietę. Kobietę, której nie dałem rady złamać. Może i byłem blisko, ale tego nie zrobiłem. W jakiś sposób mnie to w niej intrygowało i przyciągało w jej stronę, ale i tak jednego byłem pewien. Gdybym jej wtedy nie puścił wolno, już dawno leżała by u moich stóp, gotowa na każde zawołanie. To byłaby tylko kwestia czasu.
     - Ale i tak weźmiesz te pieniądze - weschnąłem. - Jeszcze jedną szklaneczkę trunku, poproszę - powiedziałem grzecznie, uśmiechając się do kobiety, na co ta jedynie prychnęła, ale wykonała swoje zadanie.
     - Dziesięć avarów.
    Rzuciłem dwadzieścia.
     - Reszta dla ciebie - powiedziałem, jak gdyby nigdy nic, zabrałem zamówienie i odszedłem, niespiesznie wracając do mojej kobiety, by po chwili wręczyć jej szklankę trunku do ręki.
     - O czym z nią rozmawiałeś? - zapytała zaciekawiona, a ta ciekawość wręcz błyszczała w jej oczach. Stwierdziłem, że nie ma sensu przed nią tego ukrywać i bez ceregieli odpowiedziałem:
     - Była moją kochanką.
     - Tą z tych, nad którymi się znęcałeś?
    Kiwnąłem głową.
     - Rozumiem - westchnęła, wbijając w Atlheę swój czujny wzrok. Audrey była jak myśliwy, jednak w tej sytuacji nie wykonała żadnego ruchu. Bezwiednie opadła plecami o oparcie kanapy i współczującym głosem dodała: - Biedaczysko.

< Alt? Sorki, że na takim momencie skończyłam, ale bardzo chciałam to wstawić i nie miałam pomysłu ;-; Jakby co to ci pomogę, jesli chodzi o pomysł >

+10PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz