4 sie 2019

Od Victorii cd. Bellamiego 18+

Wbiłam paznokcie w jego plecy. W głębi duszy wcale tego nie chciałam. Boje się co pomyśli o mnie Gared. Do tego pewnie dzwonił do mnie już bardzo dużo razy, martwi się, a ja pieprzę się z nowo poznanym gościem. Czuję się jak szmata, łatwa dziewka i głupia baba, która idzie do łóżka z pierwszym, lepszym facetem. Nie wiem czemu jego ruchy coraz bardziej się zagęszczały. To wszystko niemiłosiernie bolało, a ja miałam ochotę wyrwać się z jego objęć i uciec jak najszybciej. Nie chcę się tłumaczyć Dirge, ale coś czuję, że będę musiała. Nie tak miało to wyglądać. W oczach zbierały mi się niepożądane łzy, które próbowałam jakoś ukryć, w sposób mocniejszego zamknięcia ślepi. Ruchy biodrami przyspieszały coraz bardziej. W końcu zatrzymały się, a nasienie Bella wypełniło całe moje wnętrze. Ścisnęłam kołdrę, która leżała tuż obok mnie. Zmęczenie ogarnęło 3/4 mojego ciała. Bellami rzucił się obok mnie.Wystarczyło kilka chwil, aby zasnął. Wykorzystałam to chyba w dość dobry sposób. Wywinąć się z pokoju nie było trudno. Facet nie miał chyba zamiaru się ruszyć, a ja wręcz przeciwnie. Było już zdecydowanie za późno. Gared dostaje pewnie białej gorączki, a ja bawię się w najlepsze. Wróciłam do mojego porannego ubioru. Kombinezon na motor był chyba jednym z najmniej wygodnych strojów, jakie mogłam założyć w swoim marnym żywocie. I jeszcze tylko kask na łeb i wyszłam po cichu z mieszkania. Wystawić ten motor za bramkę było to nie lada wyzwanie. Ciężki, duży i niewygodny w prowadzeniu. Wystawiłam maszynę na ulicę i troszeczkę mnie zamurowało. Ciemno jak w dupie. Nie widziałam zupełnie nic. Ani jednej latarni. Odpaliłam motor. Sprzęgło, jedynka i gaz. Ruszyłam szybko, bardzo szybko. Myślałam, że nie opanuję kierownicy, jednak udało mi się bez problemu utrzymać ręce w tej samej pozycji. Zdrętwiała mi noga. Zatrzymałam się na jakimś poboczu. Złapałam nerwowo za komórkę. Dzwonię.
- Gared?
- O czyli ty żyjesz. Gratuluję, jesteś najbardziej niepoważną osobą w całym moim życiu.
- Przepraszam, obiecuję, że ci to wynagrodzę. A teraz proszę przyjedź po mnie. Wyślę ci zaraz lokalizację.
- Dobrze. Coś się stało?
- Powiem ci jak przyjedziesz.
Nie wiem ile można było na niego czekać. Zanim odpalił ten stary van...
~*~
Wreszcie. Doczekałam się. Mężczyzna podjechał po mnie. Leżałam aktualnie na trawie z boku drogi. Dirge dosłownie do mnie podbiegł. Złapał mnie za ramiona i pomógł wstać. 
- Przepraszam... - łzy płynęły mi po policzkach - Nie chciałam, żeby tak wyszło. 
- Już spokojnie. Nie płacz. - powiedział przytulając moją głowę do torsu. Wsiadłam do samochodu, a Gared wstawił motor na przyczepkę. Siedziałam przybita. Trzymałam się siedzenia. Gared wsiadł do auta i podał mi paczkę papierosów. 
- Dzięki. - odpowiedziałam. 
- Następnym razem, jedziemy samochodem. - uśmiechnął się do mnie. Do domu nie było daleko. Dojechaliśmy szybciej, niż mi się wydawało. Spojrzałam przez szybę i... odleciałam. Ostatnie co widziałam, to Gared, który wyciąga mnie z samochodu i niesie do łóżka. 
Bell?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz