29 sie 2019

Od Althei C.D Bellami

O Hangagogu mogłam wiele powiedzieć. W każdym razie nic konkretnego — w końcu marne paręnaście godzin rozprawiania z nim o Bellu nie dawało mi od razu szansy na przejrzenie go na wylot. Byłam jednak pewna tego, że żył i miał się dobrze, jego szyja nie zsiniała ani nie był blady, wbrew temu wszystkiemu, co widział Bell podczas swoich odlotów od normy. Nie decydowałam się także na to, żeby przesadnie spoufalać się z obcym facetem i wprawdzie oboje ograniczaliśmy się do mało osobistych tematów.
Minęło naprawdę sporo czasu, zanim nasza naćpana śpiąca królewna zwlokła się z łóżka, a jak już się zwlekła, wyglądała znacznie lepiej niż wcześniej, choć nadal nie idealnie. Na jego skórze rozciągały się głębsze rany po szkle, a w kąciku ust dalej widniała krew, która musiała poprzednio ulatywać z wewnętrznej strony policzka. Ważne, że żył i może drugi raz pomyśli, zanim przedawkuje. Może tacy w ogóle nie myślą. Nie wiem.

Powrót do tematu zepsutego zlewu potraktowałam jako element rozbawienia. Nawet kiedy Bell zaledwie zdążył się przebrać, sprawa naprawy dalej była dla niego sprawą numer jeden, przez co w pierwszej kolejności pomyślałam wyłącznie o tym, że aż tak bardzo chciał powrotu do normalności.
— Jesteś pewny tego, że zlew nie może poczekać? — Zmarszczyłam brwi, patrząc na to, jak wychodzi przebrany z sypialni. — Może najpierw zjedz cokolwiek, bo wyglądasz źle.
Ale on pokręcił głową w odpowiedzi.
— Wyglądam świetnie. — Parsknął. — Dam radę, pojedziemy.
— Zachowujesz się dziwnie — rzuciłam zdziwiona. — Najpierw mnie przepraszasz, a teraz za wszelką cenę chcesz naprawić mi ten jebany zlew.
— A nie chcesz naprawy jebanego zlewu? — kontynuował oczywistym tonem.
— No chcę.
Dla Bella to było jak zaproszenie do auta.
— No to jedziemy. — Rozejrzał się za kluczykami. Odnalazłam je w swojej kieszeni, dobrze wiedząc, że ich szuka, po czym delikatnie nimi zabrzęczałam, co zwróciło jego uwagę. — Jestem w stanie już prowadzić. — Wyciągnął rękę.
Zrobiłam parę kroków do przodu. Łudząco zmierzałam ku temu, by mu je wręczyć, jednak w ostatniej chwili zabrałam rękę.
— Wczoraj miałeś kompletnego bzika, a dzisiaj wyglądasz jak po porządnym kacu. Będzie bezpieczniej, jak to ja poprowadzę. Pożegnaj się z Hanem czy coś. — Westchnęłam, zmierzając w stronę drzwi. A już zaczęłam przyzwyczajać się do tego domu.
W samochodzie nie czekałam zbyt długo. Wystarczyło zaledwie pięć minut, żeby usłyszeć, jak na miejsce pasażera wsiada mój wierny towarzysz. Od razu wyciągnął elektryka ze schowka i odsunął szybę, żeby dać sobie odrobinę świeżego, porannego powietrza.
— Zapomnij o lustrze — mruknęłam, odpalając samochód.
Poczułam na sobie przelotny wzrok Bella, jednak nie byłam na nim skupiona, chcąc najpierw wyjechać ze sporej posiadłości. Przez moment wydawało mi się, jakbym zaparkowała w jakimś cholernym labiryncie.
— Zrobię, co będę uważał za słuszne — skomentował.
— Naprawisz mi ten zlew, to daruję ci lustro. Całkiem sprawiedliwa umowa, prawda? — Zerknęłam na pasażera. Mogłam zauważyć jego uśmiech składający się z jednego uniesionego kącika ust.
— Wystarczająco sprawiedliwa.
Dodałam gazu, żeby móc jak najszybciej przeciąć uśpione jeszcze miasto. Wprawdzie było gówno uśpione, bo samochodów na ulicach tylko przybywało. Nasza podróż opóźniła się jednak tylko o parę minut, aż wreszcie mogliśmy zaparkować pod moją kamienicą. Po drodze opisałam Bellowi problem, który okazał się dla niego wyjątkowo oczywisty.
— Dobra, czego potrzebujesz? — Otworzyłam mu drzwi kluczem.
— Zwykłych narzędzi hydraulicznych — odparł. Wyruszył przez dobrze znany mu salon i uklęknął przed szafką, nad którą znajdował się zlew. System rur odpływowych zaczynał się właśnie tam. Prędko znalazłam skrzynkę z narzędziami, która prawdopodobnie była starsza ode mnie, i postawiłam ją zaraz obok mężczyzny.
— Rób, co masz robić, a ja przygotuję coś do żarcia — oznajmiłam swobodnie.
— Bylebyś nie przeszkadzała mi zbytnio w robocie. — Spojrzał w górę na mnie, a choć mógł żartować, zmrużyłam oczy z podejrzeniem.
— Specjalnie zrobię coś gorącego, żebyś sparzył tę cudowną ranę na policzku.
— To już byłoby trochę skurwysyńskie. — Parsknął rozbawiony, chowając się do połowy pod szafką. Widziałam tylko jego tył. Rękami nieustannie majstrował przy rurach, wiedząc, że jedna z nich się zapchała. — Mam złą wiadomość.
— Co się stało? — Zatrzymałam się tuż obok i sama ukucnęłam, zupełnie tracąc apetyt z racji nowego problemu.
— To afera grubsza niż jedna rura. — Poświecił latarką. Potem jej strumień skierował prosto na moją twarz, niemal mnie oślepiając. Zasłoniłam oczy z poirytowaniem. — Naprawa może potrwać dłużej.
— A masz czas?
— Chcesz odpuścić mi za to lustro, więc tak, mam czas. — Westchnął, wychodząc spod szafki. — Coś do jedzenia rzeczywiście możesz zrobić w międzyczasie. —  Zdjął koszulkę, pokazując plecy. Wyraźnie  wyeksponowane światłocieniem mięśnie zabłyszczały w blasku żyrandola, sprawiając, że mój skupiony wzrok nie miał prawa nawet odsunąć się od tego widoku.
Zamilkłam na znaczny moment.
— Słyszysz?
Kurwa, o czym on gadał?
— Tak — palnęłam. — Znaczy nie. Co mówiłeś? — Dołożyłam wszelkich starań, by wyjść z tego dziwnego roztargnienia.
— Że możesz zrobić obiad. — Zaśmiał się cicho, chowając się z powrotem pod szafkę. 
Moje czujne spojrzenie mogło być niemal niewidzialną ręką, która głaskała jego tors. Chyba całkowicie mnie pojebało. Prawdopodobnie cofnęłam się w rozwoju emocjonalnym, zatonęłam do reszty w bezkresnych myślach i znów wdarłam się w skórę głupiej, rozmarzonej nastolatki szukającej niepotrzebnych wrażeń. Tylko z jedną różnicą. Wrażenia to mi były teraz szaleńczo potrzebne.
Jednakże bezustanne wgapianie się w pracującego faceta przestawało być wystarczające.
— Nie mam ochoty na obiad, tylko na co innego — wymamrotałam, w pierwszej chwili żywiąc ogromne nadzieje, że jednak tego nie usłyszał, bo sam szczeniacki wydźwięk tych słów żenował mnie do granic możliwości.
Ale druga strona mówiła „błagam, zrozum przekaz”.
— Co innego? — Przekręcił głowę w moim kierunku, uniósł brew w zastanowieniu. Nasze spojrzenia łączyły się przez dłuższy czas. 
Czy jest na to jakiekolwiek dobre uzasadnienie? Postanowiłam być oszczędna w słowach; jako odpowiedź jedynie przesunęłam rozpalonym wzrokiem po torsie mężczyzny. Powietrze w pomieszczeniu zgęstniało do tego stopnia, że ciężko było mi złapać pełny oddech. Delikatne, kokieteryjne przygryzienie dolnej wargi tylko podkreśliło niewinną propozycję. Powodem do satysfakcji było zrozumienie, jakie ujrzałam na twarzy Bella. Podniósł się z kolan, zostawiając koszulkę tam, gdzie była, czyli na podłodze.
— Aż tak na ciebie zadziałałem? — spytał z lekkim rozbawieniem. — Kto by pomyślał.
— Czy ty przypadkiem nie wyznajesz słów „jak dają to bierz”? — Skrzywiłam się na jego ciągnięcie tematu, który nie dawał mi tyle komfortu, ile chciałam.
— Zdarzyło mi się, ale sądziłem, że nie przepadasz za tymi słowami — zaznaczył. Zbliżył się jeszcze o krok, co spowodowało, że musiałam zadrzeć głowę parę centymetrów do góry. — Skoro jesteś pewna, to z chęcią skończę tę dyskusję w nieco bardziej przyjemny sposób. — Zamruczał mi do ucha zmysłowo. 
Pierwszy raz od bardzo dawna tak dokładnie wodziłam za męskim spojrzeniem. Cieszyłam się nim. Jednym mrugnięciem mogłam dać Bellowi zgodę na każdy gest. Jego wyraźne kości policzkowe ukazały mi się jeszcze dokładniej przez delikatny uśmiech, który musnął mój policzek. Ciepłe usta rozgrzały moją skórę i wreszcie mogłam poczuć, jak niemal cała stoję w wyimaginowanych płomieniach. Tak przyjemnie. Tak zmysłowo. Tego nie dało się wytłumaczyć słowami — choć mogłabym bez ceregieli przyznać, że seksowne męskie ciało i umiejętności były w tym momencie wszystkim, czego potrzebowała moja spragniona dusza. Uważając na niezagojone rany na rękach Bella, moje dłonie zaczęły z wyjątkową delikatnością wędrować po jego odkrytej skórze. Każdym twardym, uwydatnionym mięśniu. Sam jednak zaczął nadawać temu rytm — jego wargi odnalazły z takim impetem moje usta, że powietrze uwięzło mi w płucach. Z ochotą oddawałam każdy pogłębiony, silny i niemal zaciekły pocałunek, nie do końca dbając o fakt, że Bell zdążył ująć moje pośladki w swoje dłonie i przenieść mnie na blat w kuchni. Wygodnie wsunęłam palce w jego gęste, ciemne włosy, odrobinę ciągnąc za ich końcówki, za co odegrał się seksownym podgryzaniem mojej dolnej wargi.
— Bell. — Mój podniecony oddech przedarł się przez hałas ciężkich i głośnych oddechów. — Rozbierz mnie. 
Jego oczy wręcz rozbłysły, ukazując chęć ich właściciela.
— Ktoś tu jest mało cierpliwy. — Uśmiechnął się pod nosem. Ustami sięgnął mojego ucha i niemrawo musnął je swoim głosem. — Tym razem wierzysz, że jestem tu z tobą? — Nawiązał do dosyć odległej już nocy po psychotropach. To był koszmar mieć przez chwilę świadomość, że robi się dziwne rzeczy ze swoją własną siostrą.
Musiałam zrobić się mocno rumiana. Moje policzki zapiekły.
— Nie mam złudzeń — odparłam mu równie cicho, nie hamując przy tym przebiegłego uśmieszku.
Choć z tamtej nocy niewiele już pamiętałam, teraz w głowie królowało tylko pożądanie w najczystszej postaci. W serii namiętnych pocałunków Bell wysłuchał mojej prośby i prędko pozbawił mnie koszulki. W zamian za to odpięłam guzik od jego spodni oraz ściągnęłam je odrobinę w dół, tak, że kątem oka mogłam zauważyć krawędź bokserek. Rozpalone, miękkie usta wylądowały na mojej szyi. Namiętnie obdarowywały ją pocałunkami, przygryzały skórę i chętnie zasysały, na co wyduszałam gardłowe, ciche jęki, które wśród ciszy mogły być nawet hałasem. 
W niewyobrażalnych spazmach rozkoszy mogłam rozróżnić uczucie nieustannego napierania na moje ciało. Nie chcąc pozostać temu dłużna, sama przyległam maksymalnie do przyjemnie rozbudowanych mięśni brzucha mężczyzny. Na dole poczułam już znacznie więcej. Twardość  Bella muskała mnie w podbrzusze przez ograniczający zbliżenie materiał. Bezrefleksyjnie zacisnęłam więc palce na jego przyrodzeniu, mogąc przy tym słyszeć jak zajęczał mi cicho w usta. Stłumiony odgłos przyjemności zachęcił mnie jeszcze bardziej. Z drobną pomocą Bellamiego pozbyłam się swoich spodni, zostając już tylko w czarnej koronkowej bieliźnie — ramiączka od stanika od dawna same zsuwały mi się z ramion. Bell jednym, sprawnym ruchem odpiął i odrzucił biustonosz do tyłu. Nie dał mi ani na moment zapomnieć o cieple i pieszczotach. Nie stawiałam więc żadnego oporu, kiedy w akompaniamencie głośnych oddechów ściskał dłońmi moje krągłe piersi, wywołując dreszcze biegnące po linii kręgosłupa niczym prąd. Jego sprawny język energicznie muskał twardniejące sutki, raz po raz zajmował się jednym, potem drugim, jakby nie potrafiąc zdecydować, którego pochłonąć ustami. Gorąc przejmował mnie do granic możliwości. Podniecenie nie dawało chwili wytchnienia dla zmęczonego oddechu. Moje ciało błagało jednak o więcej.

Bell? ( ͡° ͜ʖ ͡°)

+10 PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz