3 sie 2019

Od Lionella C.D Rachel

Czy ona cokolwiek jada? To było pytanie, które po scenie z mdłościami nie chciało opuścić mojej głowy… Nie miała jedzenia w lodówce u siebie w domu. Umówmy się, te „resztki”, które tam się znajdywały ciężko nazwać zapasami, śmiem wątpić że byłaby w stanie przygotować z nich jakikolwiek posiłek. Przez całe popołudnie od momentu jak spotkała mnie w parku nic nie jadła, a teraz nadal nie jest głodna? Może jest tak wychowana, że jada jedynie dania z górnej półki przygotowane przez jakiegoś szefa kuchni czy innego tam pawiana? A może to jedna z tych co ciągle sądzi, że jest za gruba? Cóż…Tak czy inaczej to jej strata. Nie zamierzam jej zmuszać, jak lubi się głodzić to niech się głodzi.


Z jednej strony cieszyłem się, że miała dużo nauki na dzień następny, co znaczyło to, że być może tego wieczoru uda mi się uniknąć zbędnych pytań, w których zadawaniu ta mała istota jest chyba pierdolonym mistrzem. Ale z drugiej nawet gdyby miała tylko wypytywać o jakieś bzdury czas minąłby o wiele szybciej. Kiedy tak siedziałem pałaszując swoją chińszczyznę na ostro, wykonaną pewnie przez kogoś kto z tym krajem nie  miał nic a nic wspólnego i przyglądałem się z jakim skupieniem dziewczyna pochłania swoje notatki nie mogłem wyjść z podziwu. Nigdy nie miałem tyle motywacji ani chęci by siedzieć i zakuwać, dlatego też ze wszystkich humanistycznych i pamięciowych przedmiotów byłem po prostu beznadziejny… Swoją drogą jestem pewien, że gdyby nie jakieś pierdolone leszcze co mi prace na zaliczenia pisały, mógłbym nie ukończyć szkoły średniej. No i oczywiście gdyby nie babeczka od matematyki, która była we mnie zapatrzona jak w obrazek. Nie pod względem seksualnym, no bo szanujmy się, była to stara parówa ale dlatego, że w przedmiotach ścisłych zawsze się odnajdywałem, a w majcy już szczególnie. Lubię kiedy jedno wynika z drugiego i kiedy robiąc cokolwiek mam w tym jakiś cel. W zadaniach z matematyki była to chęć otrzymania wyniku. Ah, stare czasy kiedy to było… Nigdy bym do tamtego okresu swojego życia nie chciał wrócić, zrobiłem zbyt dużo złego, zdecydowanie zbyt dużo.
Moje myśli skakały po wspomnieniach z zamierzchłych czasów, kiedy z letargu wyrwał mnie dźwięk przychodzącego SMS’a. Sięgnąłem po komórkę jednak nie było tam ani śladu po żadnej wiadomości… No tak to pewnie do niej… Nie wiem jakim cudem ktoś miałby mi coś wysłać, skoro nikt nie ma mojego numeru.
Zablokowałem wyświetlacz i uniosłem wzrok znad tego mobilnego urządzenia ze zdumieniem stwierdzając, że mojemu przedszkolakowi się przysnęło. Szybko, nie dotrwała nawet do dobranocki, chociaż za chuja nie wiem, w jakich godzinach leci to całe gówno w telewizji.
-Dobrze, odpocznij masz jutro zaliczenie – westchnąłem pod nosem i podniosłem swój tyłek z podłogi. Następnie przykryłem ją starym kocem, który nawet w pięciu procentach nie był tak przyjemny w dotyku jak ten u niej w mieszkaniu. Sięgnąłem po resztki swojego zamówienia i jej nietkniętą porcję, po czym udałem się po cichu do kuchni w obawie by jej nie obudzić. W końcu dzieci muszą dużo spać.
Usiadłem na stołku po czym oparłem głowę na przedramionach na blacie.

-Lionell! Obudź się!- poczułem silne szturchanie na ramieniu.- Wstawaj!
Poderwałem się gwałtownie i w popłochu rozejrzałem się po pomieszczeniu. To jak szybko biło mi serce wskazywało na to, że znów coś mi się śniło jednak zupełnie nie byłem w stanie przypomnieć sobie co.
-Wszystko w porządku?- zapytała skonsternowana.
-Oczywiście, że tak. Co miałby być nie tak?
- Nie wiem, obudziły mnie twoje niezrozumiałe jęki i wrzaski.
-Hmmm…-zerknąłem pośpiesznie na zegarek. – To wyśmienicie, bo pora się zbierać.- warknąłem ucinając temat, przeciągnąłem się z niezadowoleniem stwierdzając, że spanie na siedząco nie należy do najwygodniejszych. Przeczesałem kudły ręką i wyszedłem do przedpokoju. Ubrałem swoją skórzaną kurtkę, wziąłem kask i rzuciłem w stronę idącej do mnie dziewczyny.
-Orientuj się.
- C-co?- pisnęła i rzuciła się w stronę lecącego przedmiotu, chwytając go w swoje malutkie rączki tuż nad samą ziemią.
-Hmm… Nie sądziłem, że Ci się uda. – mruknąłem z uznaniem. – Zbieraj manatki.

Zeszliśmy na dół i zatrzymaliśmy się przy moim motocyklu. Hej maleńka… Pokażemy jej zaraz co potrafimy. Od co, odrobina rozrywki mi się należy.
- I ja mam jechać z Tobą i to jeszcze tym? – powiedziała skonsternowana i wskazała palcem moje cacuszko. Zaczynam się zastanawiać czy to dziewczynisko ma zdolność czytania w myślach. Ja pierdole już drugi raz…
- Możesz również zaiwaniać na pieszo, ale wtedy raczej nie zdążysz na swój teścik- uśmiechnąłem się triumfalnie.
- Mam nadzieję, że wiesz co robisz.
Puściłem jej oczko i uśmiechając się zawadiacko, wskazałem dłonią kask. Ona  posłusznie go ubrała i wgramoliła się na miejsce za mną.
- Dobra, mocno się trzymaj i mów jak jechać.
Odpaliłem silnik i do moich uszu dobiegł przecudny warkot maszyny. Do jej lokum dotarliśmy sprawnie, gdyż zgrabnie przemykałem pomiędzy samochodami osobowymi stojącymi w korku. Kocham motory za to, że umożliwiają tak cudowne wymijanie zatłoczonych ulic zapchanych autami.
Zatrzymałem się na miejscu i poleciłem by szybko się ogarnęła, zapewniając że cierpliwie nań poczekam. Kiedy zniknęła za drzwiami, przycupnąłem na maszynie delikatnie się na niej opierając i wyciągnąłem papierosy ze skóry. Pecik z rana jak śmietana! Rozkoszując się chwilą, zaciągałem głęboko w płuca tytoń i wypuszczałem przed siebie kłęby dymu.
Zdążyłem zdeptać szluga butem kiedy mój roztrzepany przedszkolak wybiegł z impetem z domu. Śmieszyła mnie ta sytuacja. Ja na totalnym luzie, ona podczas wyścigu rydwanem na test z historii. Ubrana była zwyczajnie, chociaż w sumie nie wiem na co liczyłem… Czy w ogóle na coś liczyłem? Może na jakąś spódnicę w kratę i zakolanówki? Albo pończochy? Niestety, nie tym razem.
- Zaraz się spóźnię. Czy możemy już jechać?
-Tak jest wasza wysokość. – ukłoniłem się teatralnie.
Ponownie ruszyliśmy w trasę, a ja naprawdę nie mogłem nie wykorzystać tej okazji. Kiedy wjechaliśmy na nieco pustszą, prostą drogę wcisnąłem ostro gazu. Ten niespodziewany wybryk sprawił, że z jej ust wydarł się głośny pisk. Muzyka dla moich uszu.
Nie zwalniając ani trochę odwróciłem głowę w jej stronę i zaśmiałem się drwiąco, w odpowiedzi przewróciła oczami i wykrzyczała w moim kierunku coś w stylu uważał na drogę. Ale że przedstawienie dopiero się zaczęło to ani mi się śniło na tym kończyć zabawy. Dodałem jeszcze trochę gazu i z ostrzegawczym „uważaj!”, podszarpnąłem motor do góry tak że jechaliśmy na tylnym kole. Automatycznie mocniej mnie objęła, można nawet zaryzykować stwierdzenie, że wówczas kurczowo się mnie trzymała. Moją radość dopełnił jej wysoki pisk:
-Lionell!
- Już dobrze, dobrze. –mruknąłem puszczając jej oczko po raz drugi tego dnia.
Zajechałem pod szkołę, jak tylko myślę o tej instytucji to bierze mnie na mdłości. Fu.
- No dalej dzieciaku, pokaż im jak się lepi zamki z piasku czy coś.

<Maluchu? >

+10 PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz