23 lis 2019

Od Kena C.D Brianne

Mimo że dziewczyna z wczoraj szukała sali w teatrze, to nie do końca przeczuwałem, że jeszcze się spotkamy. No i nie wiedziałem, że tańczyła w balecie. Nie widziałem jej tańczącej w spódnicy nawet z cieniami pod oczami. Wyglądały dosyć paskudnie. Mogłem mieć tylko nadzieje, że nic się jej nie stanie i nagle nie postanowi zemdleć na próbie.
Kiedy dostrzegłem, że nieznajoma przypatruje się mojemu zdziwieniu, delikatnie się do niej uśmiechnąłem. Jednak ona wtedy odwróciła wzrok i zajęła się wiązaniem swoich butów. Nawet nie wiem, jak to fachowo się nazywa.
Skupiłem się na swoich kwestiach w scenariuszu, już wczoraj pozaznaczanych przeze mnie jaskrawo zielonym markerem. Długopisem miałem jeszcze notatki typu „Głęboki ukłon”, „Zdziwienie na twarzy” czy inne rzeczy.


Nowa sztuka nazywała się „Jezioro prawie łabędzie” i było tak jakby drugą historią „Jeziora łabędziego”. Różniło się tylko nieco zmienioną fabułą, a także zmianą wszystkich imion na bardziej nowoczesne – w końcu przedstawienie miało rozgrywać się w czasach współczesnych.
O dziwo, dostałem rolę przyjaciela głównej bohaterki, młodego, dwudziestoletniego Dantego.
Ćwiczyłem swoją rolę z Naokim obok, którego skutecznie odciągały od tego tancerki plotkujące nieco dalej. W końcu, mimo że chłopak był niższy ode mnie, dołeczki w policzkach i śnieżnobiałe zęby robią swoje w kontaktach między nim a dziewczynami. Po raz chyba już trzeci uderzyłem scenariuszem w jego głowę, żeby mi pomógł, gdy zamiast mi odpowiedzieć, pomachał koleżance dziewczyny z wczoraj. On sam, tym razem dostał tylko poboczną rolę i mówił zaledwie z pięć zdań.
- Miałeś mi pomóc – dodałem, gdy uśmiech nie schodził mu z twarzy.
- Przecież pomagam, nie widzisz? - odpowiedział, machając mi swoim scenariuszem przed oczami. Ta, widzę.
- Pomagasz, gapiąc się na tyłki tancerek? - zapytałem, kątem oka obserwując tamtą dwójkę wchodzącą na scenę i zaczynającą tańczyć.
- Ken, ty też jesteś chłopakiem. Byś się zainteresował jakąś. Przypominać ci, ile miałeś dziewczyn? - zagadał, wyraźnie oburzony. Przewróciłem tylko oczami.
- A przypomnieć ci ile ty miałeś i ile było twoich „prawdziwych miłości” i…
- Dobra, skończ! - przerwał mi ze śmiechem, zasłaniając mi usta dłonią. Sam nikło się uśmiechnąłem, ponownie przerzucając wzrok na baletnice na scenie. Może i nie znałem się na balecie, ale mogłem stwierdzić, że tańczyły bardzo dobrze. Ciekawe, ile trenowały…
Wtem dostrzegłem, jak pod blondynką załamują się nogi, a ona zaczyna upadać. Natychmiastowo poderwałem się z miejsce, podbiegając pod scenę, żeby ją złapać. Tylko cudem trafiła w moje ramiona, a wokół nas zebrała się jakaś wrzawa. Dostrzegłem, jak z nosa dziewczyny leci krew. No to pięknie się załatwiłaś.
- Brianne! - przy mnie zjawiła się pani Vibes od baletu, prawdopodobnie wołając dziewczynę po imieniu. - Brianne, dziecko, co ci jest?! - zawołała, przykładając dłoń do czoła dziewczyny. - Ty masz gorączkę!
- Gdzie jest szatnia? Zajmę się nią – wypaliłem, wpatrując się w nauczycielkę dziewczyny.
- Trzeba zadzwonić po pogotowie!
- Na razie dziewczyna jest przytomna, widzi pani? - wskazałem głową na tylko ledwo dostrzegalne rozwarte powieki piegowatej. Dodałem jeszcze, że czas na próby się zmarnuje. Z oporem wskazała mi szatnię tancerek, do której zaraz potem się udałem. Delikatnie odłożyłem Brianne na ławkę, wyjmując z kieszeni moich spodni chusteczki i otarłem jej krew. Przezorny zawsze zabezpieczony, czy jak to tam szło. Po spotkaniach z siostrami dostawałem mentalnej epilepsji bez chusteczek przy sobie.
No i odezwała się we mnie siostrzana niańka. Ktoś musiał zajmować się poobijaną Miadellą, gdy wracała z bójki i nie mogła iść do szpitala. Pamiętam do dzisiaj, jak krok po kroku, postrzelona w nogę, instruowała mnie, w jaki sposób wyciąga się kule z ciała. Prychnąłem pod nosem ze śmiechu, gdy przypomniałem sobie też wiązankę przekleństw Mii, kiedy oczyszczałem jej ranę. Milutka siostra. Trzy razy groziła wtedy, że mnie zabije. Jak widać, dalej żyję.
Rozejrzałem się po szatni, szukając czegoś, co mogłem zwilżyć wodą i przyłożyć do ciepłego czoła dziewczyny. Znalazłem jakiś ręcznik obok czyjejś torby. W myślach przeprosiłem dziewczynę, której rzecz zabrałem i poszedłem do łazienki namoczyć chłodną wodą. Gdy zająłem się już baletnicą, usiadłem na podłodze, przypatrując się jej. Była dalej przytomna, tylko spuszczała oczy w dół, jakby było jej przykro przez tę całą sytuację.
- Nic się nie stało – rzuciłem, jakby chcąc jej odpowiedzieć. Przerzuciła na mnie swój wzrok, gdy sam go spuściłem. Niby niechcący, ale spojrzeniem zahaczyłem o jej nadgarstek, który wyglądał inaczej, niżeli powinien. Chwyciłem go w dłoń, gdy dziewczyna próbowała wyrwać swoją rękę. Uniemożliwiłem jednak jej to, znowu na nią spoglądając.
- Co zrobiłaś? - zapytałem. Odwróciła swoje oczy na bok, nie chcąc odpowiadać. Zrezygnowałem z niej i ponownie przypatrzyłem się nadgarstkowi. Miał sinawy kolor i lekką opuchliznę.
Po próbie w teatrze szedłem jeszcze na trening siatkarski, więc miałem przy sobie torbę ze strojem i apteczką, gdyby coś mi się stało.
- Na zewnątrz w torbie mam jakąś maść przeciwbólową i na opuchliznę. Jeśli się zgodzisz, mogę posmarować twój nadgarstek.

Brianne?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz