8 lis 2019

Od Candice C.D Izzy

Okłamywanie własnej przyjaciółki nigdy nie było, nie jest ani nie będzie łatwym doświadczeniem. Mortensen ma to do siebie, że gdy czuje, że coś jest nie tak, to zaczyna węszyć. A niemiłe wrażenie próbuje wmówić mi, że właśnie dałam jej wystarczająco dużo powodów do tego, że coś jest na rzeczy i powinna zacząć śledztwo.
Zanim wsiadam do auta Nathaniela, uważnie rozglądam się za znajomymi osobami. Nie dostrzegając jednak nikogo, z westchnieniem pełnym autentycznej ulgi zapinam pas i uśmiecham się szeroko.
— Chyba obyło się bez szpiega. — Od razu wyciągam z torebki lusterko oraz błyszczyk, z czego błyszczykiem sunę dokładnie po ustach. 

— Miejmy nadzieję. Nie znasz dnia ani godziny, kiedy zza drzewa wyskoczy wściekła Mortensen. — Nathaniel zanosi się subtelnym śmiechem i rusza autem do przodu. — Głupio by było, gdyby dowiedziała się wszystkiego szybciej niż to konieczne.
Chowam kosmetyki z powrotem do torebki, ponieważ avenley'owskie drogi pełne ubytków nie pozwalają nawet na spokojne doprowadzenie twarzy do porządku. Jednocześnie wzdycham głośno na to, co usłyszałam.
— Nat, omawialiśmy to. Nie ma takiej opcji. Wszystko pójdzie zgodnie z naszym planem. Musi. — Każde słowo wypowiadam z taką emfazą i uporem, że zaskakuję tym samą siebie. Mężczyzna chyba w stu procentach kupuje moje podejście, bo uśmiecha się delikatnie i skupia pełne spojrzenie na drodze, a dokładniej przejściu dla pieszych, które właśnie przekraczają ludzie.
— Zamówiłem już bar, musimy tylko go zobaczyć i zadbać o dekorację. Myślałem, że pomoże nam więcej osób — mamrocze z niechęcią. — Ale co tylko kogoś obdzwaniam, to nie mają czasu akurat teraz.
— Nie potrzebujemy pomocy z dekoracjami, uwierz mi. We dwoje ogarniemy wszystko bez zbędnego zamieszania, po cichu i dyskretnie — przedstawiam mu mój plan działania. Nate kiwa głową w odpowiedzi.
— Najpierw zobaczmy, na czym stoimy. — Zwalnia i wjeżdża na podjazd nowoczesnego, całkiem przytulnego budynku z wielkim neonowym napisem „Nightwish”. 
Bar stoi na tym terenie od niespełna miesiąca, dlatego jestem pewna, że Izzy nie zdążyła jeszcze postawić tam stopy. Widzę i słyszę, że Nat brzęczy pękiem kluczy w kieszeni. Podchodzi do zamka od drzwi oraz mordując się z nim przez chwilę, wpuszcza nas do środka. 
Te miejsce o wiele lepiej będzie wyglądać z tłumem ludzi. Przyglądam się stonowanym szarym barwom z połączeniem bieli i intensywnego bordo na ścianach. Drewniane akcenty jednak skutecznie łagodzą powagę tego miejsca. Resztę ciemności w lokalu przegania nagle blask dziesiątek neonów, które w formie ozdób dekorują parkiet, bogaty bar z alkoholami, stoliki, ladę i również ściany. 
A przede wszystkim dostrzegam okrągłe, pojedyncze światła ledowe na suficie, które mienią się w najróżniejszych kolorach i sprawiają, że nie mogę oderwać od nich wzroku. Do tego stopnia, że Nathaniel musi wspominać mi o tym, że drugi raz w ciągu dwóch minut dzwoni mi telefon.
— Może w końcu to odbierz, Candice.
Szybko dobieram się do swojej kieszeni i w ostatniej chwili odbieram telefon. To Izzy. Drżę na same pojawienie się tego imienia na wyświetlaczu.
— Musimy jeszcze zamówić DJ — wspomina Nat, rozglądając się po lokalu, jednak, kurka rurka, w momencie, kiedy w telefonie już odzywa się Mortensen. 
— Boże, zamknij się — karcę Nate'a za to, że musiał mówić to akurat teraz. Jednak szansa na to, że Izzy usłyszała to z takiej odległości są niemal zerowe. Bardziej pewnie ją zastanawia, kogo próbuję uciszyć.
— Ja? Ja ci dam zamknij się!
— Nie ty, Izzy! — Wracam całą swoją uwagą do nerwowego głosu dziewczyny. Robi mi się gorąco na samą myśl, że lada moment do głowy muszą przyjść mi kolejne kłamstwa.
— To kto? — Uspokaja swój ton, ale nabiera podejrzliwości.
Milczę tylko jedną, krótką chwilę. Albo aż krótką chwilę.
— Nikt ważny. Poważnie, nie ma sensu pytać.
— A jednak pytam. Gdzie znowu pojechałaś? — Widocznie daje mi szanse na to, bym sama się usprawiedliwiła. Jednakże zdradzenie wszystkiego, co planuję z jej rodziną i znajomymi zaledwie parę dni przed imprezą nie brzmi specjalnie dobrze.
— Coś się taka wścibska zrobiła, słońce? Kto mniej wie, ten lepiej śpi.
 Nie do mnie takie teksty, Candy. A kto tu się zrobił skryty? — dodaje poważnym tonem.
— No nie powiem, lubię być tajemnicza. Niedostępność i te sprawy. Ludzie na to lecą, no nie? — Uśmiecham się pewnie do telefonu. 
Burczenie wypełnione irytacją mogę wyraźnie usłyszeć przez telefon. Ten krótki znak sprawia, że bez wahania podejmuję decyzje o zachowaniu ciszy.
— Kiedy zamierzasz wrócić? — pyta jeszcze.
— Nie wiem, za godzinę albo dwie? — sama się nad tym zastanawiam. Ledwo powstrzymuję się od wyznania tego, co załatwiam przez cały ten czas, zwłaszcza, że Izzy wydaje się taka podejrzliwa i nieufna względem mnie jak praktycznie mówiąc nigdy.
— Okej. Schowam jedzenie do lodówki. To twoja wina, jeśli ostygnie, a jest tak dobre, że żałuj, że cię nie ma. 
Czy ja słyszę odgłosy samochodów jeżdżących po ulicy? 
— Tak, tak, oczywiście, że żałuję. Buziaczki, kochana. — Cmokam do telefonu i rozłączam się w następnej chwili. Rozprasza i konsternuje mnie dźwięk kolejnego telefonu, tym razem Nathaniela, i nie trzeba mieć nawet trzystu IQ, żeby domyślać się, że coś tu nie gra.
— Gabriel? — Nate równie poruszony, co ja, czyta z wyświetlacza, ściągając brwi w zdziwieniu. Nie czeka na moją odpowiedź i odbiera. — Halo, coś się stało?
Ignoruję to i wyciągam z torebki kartkę, na której mam zapisane potrzebne numery, między innymi do potencjalnego DJ'a i producenta dekoracji. W międzyczasie obdzwaniam przynajmniej część i z trudem załatwiam ozdoby, które mają wnieść urodzinowy klimat. Dostaje również SMS'a, że tort jest gotowy do odebrania — to właśnie moment, w którym Nate kończy jakże długą i przeplataną dygresjami rozmowę ze swoim bratem.
— Co on chciał? — pytam, w międzyczasie zapisując na kartce ulubione przekąski i alkohole mojej przyjaciółki, które muszą być numerem jeden na imprezie urodzinowej. — Mam nieodparte wrażenie, że jego telefon miał związek z Izzy.
— Nie tylko ty takie masz. — Głośno wzdycha. — Chciał dowiedzieć się, gdzie jestem.
— Powiedziałeś mu? — Zastygam w miejscu, tuż przed ugryzieniem skuwki długopisu. — Powiedz, że nie.
— Nie no, jasne, że nie, choć powinienem, bo teoretycznie rodzina miała brać w tym udział.
— I weźmie, ale wiesz, że to duże ryzyko — odpowiadam pewnie. — Wystarczy, że wasi rodzice wiedzą. Gabe i reszta rodzeństwa na razie nie musi, hm?
— Gorzej, jeśli mama wygada się Gabrielowi, bo ja nic mu nie powiedziałem — mówi z cieniem wątpliwości w głosie. Sama nie wiem, jak zareagować, więc z głośnym westchnieniem zamykam swój notes i rzucam Nate'owi spojrzenie pozbawione wielkiego wyrazu.
— Liczmy, że będzie dobrze. Zamówiłam już DJ i dekoracje, które teoretycznie powinny przyjść jutro, więc musimy być na baczności — informuję go rzeczowo i wstaję z krzesła barowego.
— Zrobię wszystko, żeby wyjaśnić jakoś te tajemnicze telefony.
— Ty nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak ciężko tłumaczyło mi się przed Izzy, komu kazałam się zamknąć. — Nie powstrzymuję rozbawienia. — Mam wrażenie, że wyobraża sobie... zdecydowanie za dużo. — Drapię się po głowie z konsternacją.
— Izzy i myślenie o głupotach? Norma — mamrocze. — Chodźmy już. — Kręci pękiem kluczy w ręku. 
Gasimy światła w lokalu, rzucamy ostatnie kontrolne spojrzenie na to, co przygotowujemy, i ostatecznie wychodzimy zadowoleni na zewnątrz. Nieboskłon nad nami dalej maluje się w błękitach, zważywszy, że mamy ledwo popołudnie. Droga do samochodu stoi przed nami otworem. Tyle, że po drugiej stronie ulicy czeka nas zaskakujący widok. Gabriel z Izzy we własnej osobie obejmują nas takimi spojrzeniami, że bezwiednie zatrzymuję się w miejscu i rozwieram oczy.
Czy oni nas śledzili? Cholera, chcieć urządzić imprezę niespodziankę, to zaraz problem! 
— Trzeba będzie się z tego wytłumaczyć. — Robię dobrą minę do złej gry i szepcze jedynie do Nate'a, który wydaje się równie skonsternowany sytuacją, co ja.

+20 PD
+40 PD*

*weekendowy bonus punktowy (punkty x2) 08.11 - 10.11

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz