22 lis 2019

Od Jonathana do Iris

     Opierałem się całym swoim ciałem o umywalkę, oddychając powoli, gniewnie zaciskając obolałe pięści. Z moich kostek spływała krew, barwiąc wodę na intensywnie czerwony kolor. Adrenalina nadal krążyła w moich żyłach. Czułem się niczym w innej rzeczywistości. Odgłosy zewnętrzne nie dochodziły do mnie, zmysły były niczym przytępione, nie czułem bólu, a zdecydowanie powinienem. Nie wiedziałem, jakie konsekwencje mogą wyniknąć z sytuacji, w której dopiero co czynnie uczestniczyłem, ale nie obchodziło mnie w najmniejszym stopniu nawet to, czy prasa doczeka się nowego skandalu ze mną w roli głównej. Teraz nic się nie liczyło. Tylko powód, dlaczego stoję w obskurnej łazience w pierwszym lepszym lokalu, opierając się czołem o zimne szkło, próbując uspokoić wzburzony oddech i mocno bijące serce. Musiałem wziąć się w garść i ruszyć stąd, ale najpierw potrzebowałem pewności, że nie wybuchnę przy ludziach, bo to mogłoby się źle skończyć. Jak widać to wszystko stanęło w takim punkcie, że nawet opanowany ja straciłem swoje dobrze zbudowane poczucie kontroli.


     — Czy to konieczne? — spytałem cierpko, obserwując poprawiającego krawat przyjaciela, którego włosy świeciły się tak, że byłem pewien, iż zużył na nie całą tubkę żelu. Zaszczycił mnie jedynie krótkim, zawadiackim spojrzeniem i omiótł swoją odbijającą się w lustrze sylwetkę oceniającym spojrzeniem. Poprawił kołnierz koszuli i zapiął na nadgarstku swój najnowszy nabytek, niebotycznie drogi zegarek.
     — A czy to moja wina, że kobieta moich marzeń pracuje akurat w miejscu, którego nie tolerujesz? — odparował, rzucając mi powątpiewające spojrzenie. Westchnąłem, opierając się barkiem o framugę i uniosłem dłonie w geście oznajmiającym, że się poddaję. Uśmiechnął się z triumfem.
     Mark Tyson należał do osób kochliwych, które średnio raz na miesiąc znajdowały nowy obiekt westchnień i całym sobą zabiegały o jego uwagę tylko po to, by pocieszyć się przez jakiś czas swoim nowym podbojem, a następnie grzecznie podziękować mu za współpracę i wyprosić ze swojego życia raz na zawsze. Jakby na złość, facet nie był wcale tak pewny siebie jak może się wydawać po tym opisie, i każdemu jego podrywowi życia musiałem towarzyszyć ja. Dlaczego? Tego sam nie wiem. Twierdził, że gdy kręcę się gdzieś obok zawsze ma przeczucie, że mu się uda, ale pal go licho, czy naprawdę o to chodziło. Ja miałem wręcz odwrotny problem. Nie szukałem partnerki, za  to dziewczyny kleiły się do mnie jak lep. Nie, żeby mi się to nie podobało, wręcz przeciwnie, świadomość, że mam tak wiele wielbicielek dobrze działała na moje prężne ego, ale powoli zaczynało się to robić nudne i momentami uciążliwe. Z tego właśnie powodu nie miałem ochoty wychodzić dziś, piątkowego wieczoru, w miejsce, gdzie będzie tak wiele panien chętnych do bliższego zapoznania. Nie czułem się dobrze z faktem odprawiania po kolei każdej, która zaczynała pozwalać sobie na zbyt wiele. Już i tak sporo plotek na swój temat się nasłuchałem, napomknijmy, że oczywiście fałszywych. Zaiste jednak, nie było winą Marka, że jego nowy obiekt westchnień pracuje w bardzo zatłoczonej, renomowanej knajpie, która często urządza luźne wieczory tematyczne właśnie w piątki. Nie mogłem go teraz wystawić, zbyt mnie o to wszystko prosił. Poza tym nie dałby mi żyć, gdybym zostawił go samego z jakąś panną dłużej niż na minutę. Ot, taki typ. Naprawdę nie miałem pojęcia, jak on daje radę później poprowadzić te związki, albo wytrzymać z jakąś dziewczyną sam na sam chociażby na jeden wieczór. Nasz Alvaro potrafił jąkać się lub mylić całe wyrazy, gdy czuł się zakłopotany, mimo tego, że zdecydowanie na takiego nie wyglądał.
     Grace Ossen, urodziwą, niską blondynkę o orzechowych oczach i pewnym siebie spojrzeniu poznał właśnie tydzień temu i już zdążył się wszystkiego o niej dowiedzieć, oczywiście bez przeprowadzenia z nią ani jednej rozmowy. Z tego, co zasłyszałem, była bardzo pewna siebie i miała cięty język, poważnie się więc zastanawiałem, jaki jest plan Marka na zdobycie jej chłodnego serca. Wcześniej nie chciał mi tego zdradzić, uznałem jednak, że skoro za chwilę mamy wyjść z jego mieszkania, a następnie czeka mnie beznadziejny wieczór spędzony na siedzeniu na tyłku i oglądaniu prób przyjaciela, należą mi się jakieś wyjaśnienia.
     — To jaki jest ten twój świetny plan? — Bezceremonialnie odepchnąłem go i stanąłem na jego miejscu przed niewielkim lustrem. Upewniłem się, że moje włosy są zachowane w nienagannym stanie, posłałem sam sobie promienny uśmiech i odwróciłem się w stronę chłopaka.
     — Zacznę działać na sam koniec wieczorku — oznajmił, wkładając dłonie do kieszeni. — Po prostu patrz.
     — A po co ci tam ja? — spytałem po raz ostatni tego dnia, licząc na to, że lowelas się rozmyśli i zechce działać całkiem na własną rękę. Na próżno.
     — Bo bez ciebie to nie wypali — powiedział to jak najoczywistszą rzecz na świecie, poklepał mnie po ramieniu i ruszył do drzwi. Jedyne co mi pozostało to podążyć za nim.
     Droga do lokalu minęła nam w ciszy. Mark prowadził, pogwizdując pod nosem i sprawiając wrażenie całkowicie rozluźnionego, a ja siedziałem obok, wpatrzony w ekran swojego telefonu. Przeglądałem swoje media społecznościowe, chcąc zająć się czymś nim dotrzemy do celu. Dochodziła dwudziesta i niebo powoli ciemniało. Dzisiejszy wieczorek tematyczny miał zacząć się równo o dwudziestej i nawet nie zainteresowałem się tym, o której się skończy. Wiedziałem, że Mark będzie chciał pozostać jak najdłużej, a z racji, że przyjechałem jego samochodem razem z nim, ja też będę do tego zmuszony.
     Nie zrozumcie mnie źle. Uwielbiałem tego człowieka. Znaliśmy się od dobrych kilku lat i chociaż nasz kontakt niejednokrotnie uległ osłabieniu, a facet nie był mi aż tak bliski jak na przykład Alec, to obydwoje mogliśmy na sobie polegać. Może i życie w miłosnym trójkącie z nim i jego kolejnymi pannami bywało uciążliwe, ale on sam niejednokrotnie wyświadczał mi przysługi, więc naturalne było, że chciałem się mu odwdzięczyć.
     Zaparkował. Wysiadłem z samochodu, niemal automatycznie sięgając do kieszeni mojej nowej, skórzanej kurtki. Skinął mi głową i ruszył w stronę wejścia, ruszając ramionami, by się rozluźnić.
     To był taki nasz rytuał. Z racji, że Mark niedawno rzucił palenie, nie chciałem nękać go widokiem i zapachem papierosów, by nie wracał do szkodliwego nałogu. Dlatego też on zawsze pierwszy wchodził do danego miejsca, w którym miał rozpocząć łowy i robił zwiad, a ja stałem przy samochodzie i pozwalałem nikotynie siać spustoszenie w moich płucach. Dzisiejszego wieczoru nic nie uległo zmianie. Za chłopakiem zamknęły się drzwi, a ja wyciągnąłem z kieszeni paczkę marlboro goldów i odpaliłem jednego. Z lubością wciągnąłem dym do płuc i wpatrzyłem się w ciemne niebo. Lubiłem takie chwile. Tylko ja, papieros w dłoni, dym w płucach i wszechobecna cisza. Nie dane mi się było tym rozkoszować zbyt długo.
     Odgłosy szamotaniny i zgłuszone damskie krzyki dotarły do moich uszu zaledwie kilka sekund później. Natychmiastowo spiąłem się i rozejrzałem, szybko analizując, że dźwięki dobiegają zza jednego z pobliskich sklepów, tam, gdzie niewielką alejką można było przejść prosto na inne osiedle. Był to ulubiony skrót pobliskich mieszkańców. Rzuciłem ostatnie spojrzenie na lokal, w którym czekał na mnie Mark i po kolejnym zduszonym odgłosie z alejki, ruszyłem w tamtym kierunku. Papieros już dawno został przeze mnie wypalony. Kilka szybkich kroków i stanąłem wprost w przejściu, a moim oczom ukazał się widok, który łatwo z mojej pamięci później nie uleciał.
     To była Holly. W połowie stała, a w połowie wisiała na ścianie jednego z budynków. Wyglądała, jakby była krok od omdlenia. W pasie mocno przytrzymywał ją mężczyzna, w którym rozpoznałem mojego dawnego znajomego, a jego szybkie ruchy bioder i warknięcia prosto w jej obojczyk doskonale wskazywały na to, co robi. Tym, co zabroniło mi tak zwyczajnie odejść były coraz słabsze próby wyrwania się mojej przyjaciółki i jej płaczliwe prośby oraz wołania o pomoc, tłumione co moment przez usta mężczyzny.
     Następne sekundy pamiętam jak przez mgłę i jestem pewien, że nie chcę, by to się zmieniło. Nie wiem, co się dokładnie wydarzyło, kiedy właściwie ruszyłem z miejsca i jakim cudem furia przysłoniła mi logiczne myślenie aż tak bardzo, ale w momencie, gdy zobaczyłem, jak Mike krzywdzi Holly, wiedziałem, że tym razem nie mogę tak tego zostawić. Hamulce puściły, a umiejętności nabyte na wielu treningach zadziałały wyraźnie na moją korzyść. Jakiś czas później poczułem niewyraźne dłonie na moich ramionach, plecach, najwyraźniej szarpiące mnie, a bardzo przytłumione słowa, jak przez taflę wody, ledwo do mnie docierały. W uszach mi szumiało, oczy zaszły mgłą. Spojrzałem w dół, a gdy wzrok mi się wyostrzył, spostrzegłem mężczyznę leżącego tuż pode mną, z porządnie obitą twarzą i w porwanej koszuli. Trzymał się za bok, krzywiąc boleśnie. Wściekłość nadal mnie rozdzierała od środka, ale gdy raz jeszcze zobaczyłem, do czego pozwoliłem sam sobie doprowadzić, raptownie wstałem i cofnąłem się o krok. Nie chodziło o to, że nie zasłużył. Zasłużył na wiele więcej i nie żałowałem swoich zdartych na jego ciele pięści. Chodziło o to, że straciłem kontrolę i nie miałem najmniejszej świadomości w tym, co robię. Przez ostatnie miesiące zdawało się, że dałem radę to z siebie wyplenić, przepracować ten problem, ale jak widać mimo wszystko to wróciło. Znaczyło to, że mogłem zrobić komuś realną krzywdę, a do tego nie mogłem ponownie dopuścić.
     Dziewczyna coś do mnie mówiła, nawet nie docierało do mnie, co dokładnie. Puściłem się biegiem w drogę powrotną, a następne minuty były o wiele bardziej rozmyte niż poprzednio. Zahaczyłem o jakąś łazienkę, zmywając krew z poranionych kostek. Wysłałem Markowi SMS z przeprosinami. Walnąłem kilkakrotnie w jakąś ścianę. Olałem telefony od Holly. Puściłem się biegiem w stronę centrum miasta, łudząc się, że ruch pomoże mi okiełznać adrenalinę nadal krążącą po moim organizmie.
     Działo się ze mną coś złego. Czułem się coraz słabszy, jakby w moich żyłach płynęła trucizna powoli wyniszczająca organizm. W pewnym momencie zyskałem nawet pewność, że do domu o własnych siłach nie dojdę. Krew płynęła z rany na mojej głowie, a ja przysiadłem na jakimś chodniku, przymykając oczy i biorąc głębokie wdechy. Muszę sobie jakoś poradzić. Tylko jak?
     — Hej, w porządku?
     Głos należący do bez wątpienia kobiety, najwidoczniej jakiejś amatorki nocnych przebieżek, był ostatnim co zarejestrowałem, nim wzruszyłem ramionami i majestatycznie odpłynąłem w niebyt.

Iris?
1000+

+20 PD
+40 PD*


*weekendowy bonus punktowy (punkty x2) 22-24.11

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz