1 lis 2019

Od Candice C.D Cain

Czuję się nadzwyczaj dziwnie. Sęk nie w samym fakcie, że jesteśmy tu od paru minut i jeszcze się nie zwyzywaliśmy, ale w tym, jakie pytanie zadał. A zadał je kompletnie poważnie, bez dozy uszczypliwości, co najbardziej wprawia mnie w podziw. Przyjmuję więc pytanie w pełni poważnie. Zaszywamy się oboje w ciszy, mój wzrok osuwa się na ścianę, która, choć wygląda jak trzy pozostałe, intryguje mnie i zamyka w zamyśleniu tak jak nigdy dotąd. Okazuje się, że sięgam umysłem zbyt daleko, a sama odpowiedź jest bliżej niż sądzę.
— To kwestia tego, że nie jestem idealna. Żadna ze mnie perfekcja — odzywam się w końcu. — Często nie myślę nad tym, co robię. Często udaję przed samą sobą, że życie jest proste, schematyczne i wystarczy dobry plan z zadbaniem o szczegóły, ale przecież to bzdura. Życie nie jest sprawiedliwe, każdego naucza w inny sposób, a my, mając wybór, wykorzystujemy nauki tak, jak chcemy — mówię tak, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.
Dupek chyba mnie słucha, więc daję się ponieść i uwalniam swoje przemyślenia.
— Czasem myślę, że chowam sekrety przed samą sobą. Słucham własnych myśli, choć mam wrażenie, że nie są moje. Może jakaś obca część mnie siedzi mi w głowie i dalej jest nieodkryta. 
Dalej myślę. 
— Problemy. Samodzielność i traumy. Tak, one też kształtują.


— Ja nie pytam, co kształtuje. Nie chcę generalizowania. Moje pytanie skupia się w tym momencie na tobie, Nowa. Masz rzadką okazję do mówienia o sobie z gwarancją, że o tym posłucham. Potem nie będę nawet udawał, że mnie to kręci — przerywa mi perfidnie, ale nie spuszcza wzroku z kartki.
— A co, gdy uważam, że powiedziałam już wystarczająco dużo o sobie? — Jedna z moich brwi wędruje w górę z pewnym, wręcz zuchwałym wyrazem twarzy.
— Tajemnicza jesteś — komentuje, ponownie dotykając strun. Cicha melodia śledzi ten delikatny gest. Cain zapisuje kolejne nuty w zeszycie, a dookoła panuje takie milczenie, że mogę usłyszeć szuranie długopisu po kartce. — Dobra, rozumiem. Mówiłaś o problemach. Chodzi o finansowe?
— Nie — odpowiadam krótko, zwięźle, niemal jak w ankiecie.
— A? — dopytuje.
— Be?
Mężczyzna wzdycha ciężko i podnosi wzrok ze zmęczeniem. Może z poirytowaniem. Gdy tylko to dostrzegam, nie umiem powstrzymać zadziornego uśmiechu.
— A o jakie chodzi? — poprawia się. Cały czas skupiony i gotowy, by wybrzdąkać kolejne nuty.
— Mam na myśli... — udaję, że się zastanawiam. — Nie twój interes. 
— Jesteś kurewsko wkurzająca — mówi z kamiennym wyrazem twarzy.
— I wzajemnie. Skończyłeś już pisać piosenkę o moim życiu? — pytam z wyraźnym sarkazmem,  następnie podchodzę, by oprzeć się o ścianę i zerknąć Cainowi w częściowo pustą kartkę. — No ładnie nutki. Ale mam też sugestię. Może opowiesz cokolwiek o sobie, poza tym, że straszny gbur z ciebie? — Spotykam w końcu jego zimne spojrzenie. Nie jest ani poruszone, ani zainteresowane.
Odkłada kartkę na swoje kolano. To samo robi z gitarą, która trafia w miejsce obok niego.
— Nie. Nie sądzę, żeby cię to zainteresowało i żebyśmy byli na tym etapie znajomości.
— Właśnie dlatego nie powinieneś pytać o moje sprawy — zaznaczam dwa ostatnie słowa, obserwując z dokładnością jak Cain dźwiga się na nogi. — Nie można spoufalać się z szefem.
— Jestem kimś więcej niż twoim szefem. — Wzrusza ramieniem. — Kimś, kto nie lubi słuchać, co powinien, a co nie. Kimś, kto wydaje rozkazy takim ludziom, jak ty, i których się słuchasz, dopóki jesteś w pracy. — Opiera gitarę o biblioteczkę i zatrzymuje się palącymi od determinacji tęczówkami.
Znam tę gadkę. Wywracam odrobinę oczami.
— Kim była ta dwójka, którą spotkałeś w klubie? — pytam prosto z mostu, jakby to, co powiedział chwilę temu, kompletnie nie miało miejsca. Moja ciekawość przekracza wyraźnie zarysowaną granicę, a to, czy uzyskam satysfakcjonującą odpowiedź, jest jak głupia loteria.
— To ostatnia rzecz, która powinna cię obchodzić, Nowa. Nie zadawaj takich pytań więcej. — Prawie warczy mi w twarz, z tą różnicą, że zachowuje resztki przyzwoitości. Jego spojrzenie pragnie zamienić mnie w popiół i zesłać do najniższego piekła za zadanie tego pytania, jednak ja wbrew temu czuję się jeszcze bardziej zainteresowana, bo tak ekspresywnej reakcji się nie spodziewałam.
Stoję jak słup soli i nie wykonuję żadnego ruchu, dalej mierząc się z nieprzewidywalnym, złym wzrokiem. Mężczyzna po pewnym czasie robi krok w tył i rusza twardym krokiem do drzwi.
— Też z chęcią wyjdę. — Stukot moich obcasów podąża w ślad za Cainem.
— Nie prosiłem o to. — Nawet nie odwraca się w moją stronę.
— Nie musiałeś.
Wpycham się ostatnią szansą do windy, gdy jej solidne metalowe drzwi prawie zamykają mojego szefa w środku. Oboje stoimy w ciszy. Ja wpatruję się w migające co chwila jarzeniówki. W czasie mozolnej podróży na dół zdążam zapatrzeć się w odbicie i rozplątać warkocza, w efekcie czego moje  rude włosy zafalowały na ramieniu.
Winda w końcu otwiera się, a Cain  wprost do obrotowych drzwi wyjściowych.
— Dokąd to? — odzywam się nagle.
— Z dala od ciebie.
— Ha, dobry żart. Idę z tobą — informuję oczywistym tonem.
— Nie — mamrocze. — Zgub się. — Znika bezceremonialnie za drzwiami.
— Nie idź za nim. — Słyszę znikąd głos Harvey'a. Automatycznie zapominam o wkurzającym panie na „C” i omiatam spojrzeniem hol. W samym jego kącie, tam gdzie elegancki kwietnik, dwa fotele i mały stolik do kaw, widzę najprawdopodobniejsze źródło przyjemnego dla ucha głosu. Wzrok przesuwam deczko w bok i uświadamiam sobie, że jest tam też Eric, który w nieco większym odosobnieniu rozmawia cicho przez telefon. Całe życie przesiedzi facet w tej elektronice. Niech się z nią ożeni.
— Nie iść? Wydawało mi się, że to moja praca. — Idę w kierunku Harvey'a.
— Owszem, ale Jasper jest na mieście. Pewnie spotka się z Cainem, zakładając, że idą do miejsca, o którym myślę.
— Dalej nie wiem, co w tym pocieszającego. — Rzucam mu nerwowy uśmiech. — Nie sądzę, żeby Jasper próbował odciągnąć Caina od czegokolwiek.
Harvey zaczesuje swoje gęste włosy, uciekając przy tym wzrokiem w bok. Zakłopotany jest tylko przez chwilę, bo potem na jego twarz wraca uśmiech.
— Też racja. Da nam sygnał, gdyby coś się działo. Na razie powinnaś usiąść, bo wyglądasz na wyczerpaną. — Unosi podbródek w stronę fotela.
Nie kłócę się ze słowami Harvey'a. Jego troska koi sama w sobie i daje niewyobrażalnie przyjemne uczucie spokoju. Mogę usiąść na fotelu, wręcz się w nim zatopić i zamknąć powieki, które teraz ważą z tonę. Mimowolnie wsłuchuję się w dźwięki dookoła. One jako jedyne burzą ten dopiero co wytworzony spadek całodziennego napięcia.
— Tak, tak. — Słyszę gdzieś głos Erica. — Tak, Savannah, Cain nie może dowiedzieć się, że Darren i Meredith są zaręczeni. To przyniesie falę złych wydarzeń. Chłopak straci hamulce.
Otwieram oczy gwałtownie i równie szybko je mrużę, nie starając się nawet ukrywać, że udało mi się podsłuchać ten kawałek rozmowy. Eric spogląda teraz na mnie z dozą zdziwienia w nieco wygaszonym spojrzeniu. Zdziwienie przekształca się w zmęczenie. Mężczyzna niemal bez oficjalnego pożegnania kończy rozmowę telefoniczną.
— Nie słyszałaś nic, prawda?
— Oprócz tego, że jakiś Darren i Meredith są zaręczeni, to nie, nic ciekawego. — Macham ręką, podkreślając, jak bardzo mam to w poważaniu.
Eric głośno wzdycha. Oh, ktoś tu problemy.
— Spotkałaś dzisiaj w klubie dwie szczególne osoby, które z pewnych przyczyn nadepnęli Cainowi na odcisk. — Nie podaje mi tych powodów, mimo to dokładnie go słucham. — Nie wolno ci rozmawiać o nich z nim. Tym bardziej o tym, że są zaręczeni. Po prostu ignoruj ten temat. Nie dotyczy cię — tłumaczy mi, gdy ja przetwarzam każde słowo po kolei, zakręcając kosmyk włosów na palcu.
— Ja bym go posłuchał — wtrąca się Harvey.
— Nie wolno mi — powtarzam po Ericu. — Zgoda. Nie ma problemu, nie jestem paplą i nie do końca interesują mnie problemy Hawthorne'a. — Wzruszam ramionami.
— Najlepiej, żeby tak zostało — kończy z westchnieniem Eric.
Ja zerkam na Harvey'a z pytaniem w oczach. Nasze spojrzenia ledwo się odnajdują, a mężczyzna już wie, że chcę coś powiedzieć.
— Chodźmy szukać tego zbuntowanego nastolatka — mruczę pod nosem, z trudem dźwigając się z aż zbyt wygodnego fotela. — Nie wiem, czego się po nim spodziewać, więc te ostatnie parę godzin mojej pracy wolę go mieć na oku.
Na twarzy Harvey'a pojawił się cień uśmiechu.
— Dobrze, pójdziemy razem — odpowiada, wkładając ręce do kieszeni jeansów. — Nie próbuj się niczego po nim spodziewać. Tego osobnika nie przewidzisz — dodaje z rozbawieniem.
— Masz rację. — Wyciągam służbowy telefon, w którym zapisane mam tylko trzy kontakty, w tym Caina. W oczekiwaniu na sygnał łapię się jedną dłonią pod bok. Mam wrażenie, że zrobiłam parędziesiąt metrów w miejscu, zanim odebrał. — Wolisz podać swoje położenie czy mam wysłać za tobą drona szpiegowskiego?
— Ach, to tylko ty. Stawiałem, że ktoś inny. — Słyszę w telefonie.
— Przepraszam, że cię rozczarowałam — mamroczę. — No już, mów, gdzie jesteś.
Ostatnie, co przewiduję, to uzyskanie od niego jednoznacznej odpowiedzi.

Cain?

+20 PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz