5 lis 2019

Od Scotta C.D Lucille

Gdy tylko dziewczyna ewakuowała się ze stajni, Scott zaczął, a bardziej próbował jak najsprawniej się stąd zebrać, by nie przeszkadzać już w życiu swojej klientce i pacjentowi, który tylko, gdy jego właścicielka wyszła zaczął go szturchać w plecy. Nie przepadał za tymi zwierzętami, mało osób w Avenley miało konie i akurat, ktoś musiał zadzwonić do ich kliniki i zamiast doświadczonego weterynarza to wuj jego posłał na takie zadanie. Musiał sam się wiele jeszcze uczyć, by ogarnąć z lekka roztrzepaną głowę w końcu wuj nie ma dzieci, a się zapowiada, że albo ją kiedyś sprzeda bądź odda w ręce Scotta. Wtedy nie zajmowałby się końmi co to to nie. Klinika tylko ze zwierzętami domowymi. Wraz z torbą wyszedł z boksu i ruszył do swojego samochodu z automatu rzucając swój bagaż na siedzenie pasażera. Miał się już powoli zbierać, jedynie przekazałby wiadomości na temat konia, kiedy przyjdzie i tym podobne i przy okazji napić się wody. Jego marzeniem, było po prostu znalezienie się w domu, włączenie telewizora i spędzenie na spokojnie reszty dnia, bo oprócz ogarnięcia konia nie miał zupełnie nic do roboty. Dłoń wsunął do kieszeni spodni, potem drugiej, trzeciej, czwartej i w każdej z niej brakowało jednej bardzo ważnej dla niego rzeczy. Telefonu. Telefon jak telefon rzecz materialna, jednak to co się w nim znajdowało było najważniejsze, kontakty i zdjęcia, których nigdy nie miał czasu wywołać w jakimkolwiek punkcie fotograficznym. Westchnął głęboko odwracając się na pięcie, ruszył w kierunku boksu, gdzie zostawił swoją komórkę, która tylko czekała na swojego właściciela tam gdzie ją zostawiono, czyli na ziemi przy drzwiczkach boksu. Schylił się po urządzenie, kątem oka zobaczył małą czarną kulkę wybiegającą ze stajni, jaka szybka była reakcja Scotta, by zatrzymać zwierzę. Szybko podbiegł do małej kulki, która z podniesioną łapą merdała radośnie ogonem na dźwięk ludzkiego głosu skierowanego w jego stronę. Pochylił się nad biedakiem, czarna kulka z oklapniętymi uszami i radosnym spojrzeniem skierowane wprost w oczy mężczyzny. Wielbicielowi psów zmiękło serce, mógł się napatrzeć na zwierzaka ile tylko chciał, aż z transu spojrzeń dwóch istot nie przerwała dziewczyna.



- Pies? - głos dziewczyny tak utkwił w głowie chłopaka, że jedynie się wyprostował przy okazji chwytając kulkę na ręce. Kiwnąłem tylko głową, łapa wyglądała na jedynie zranioną jednak Scott jako dobroduszny człowiek dla zwierząt po prostu chciał odnaleźć właściciela zwierzaka i dać reprymendę na temat opieki nad takim maluchem.
- Wezmę go do kliniki, może ma wszczepiony czip. Dodatkowo zajmę się łapą - próbował brzmieć naturalnie, ominął dziewczynę i wyciągnął swoją białą bluzę, którą owinął szczeniaka, by było mu cieplej i nie brykał, gdy jedzie autem. Nie posiadał żadnej klatki w tym wozie. Miał ochotę już jechać, ale głos dziewczyny, która chce z nim jechać od razu delikatnie zmroziło krew chłopakowi, jednak on jest miły i nie mógł się nie zgodzić. Machnął tylko ręką, by wsiadała, a torbę ze sprzętem rzucił niedbale na tylne siedzenie. Usiadł za kierownicą, a gdy tylko dziewczyna dołączyła ułożył delikatnie na jej kolanach psa. Jedyną osobą którą woził tym autem była siostra, więc czuł się dziwnie, gdy kogoś innego zaprosił do środka. To auto było jak świętość i strasznie o nie dbał, Ronnie zawsze wiedziała, że akurat Scott na nim miał bzika. Pierwsze auto, za własne pieniądze i w dodatku w świetnym stanie. Zapiął pas bezpieczeństwa i ruszył w stronę kliniki
- Co do konia, to z kopytem wszystko zrobione, następna wizyta byłaby dopiero za miesiąc - powiedział i jak najszybciej mógł jechał do kliniki, co chwila spoglądając na szkraba. Sam chciał mieć psa, ale patrząc ile siedzi w domu i ile siostra, po prostu mieliby wielki sajgon. Wyobrażał sobie zawsze, że po domu łazi piękny border collie najlepiej, który pełen energii wyciągał by tą dwójkę na częstsze spacery. Jednak nie te lata i nie te pracy niestety. Droga do kliniki odbyła się dość szybko, a wjazd na parking dla pracowników z tyłu budynku skończył się tylko mocniejszym hamowaniem, przez częste problemy z nie wyczuciem hamulca za co Scott dziewczynę przeprosił. Otworzył schowek w poszukiwaniu kluczy od kliniki i między jakimiś płytami zespołów, starymi zdjęciami z dzieciństwa w większości z jego siostrą i przyrodnim bratem w roli głównej wreszcie odnalazł klucze.
- Zapraszam do kliniki - powiedział i wysiadł z samochodu od razu kierując się do metalowych wielkich drzwi kliniki, zawsze tędy wchodził nawet jeśli była już otwarta.

Mały piesek po badaniu przez Scotta, który wykazał się naprawdę dużą cierpliwością do latającego po blacie malucha i swoją profesjonalnością, wreszcie leżał grzecznie z owiniętą łapą w bandaż, gdy Scott obrabiał ostatnie zdjęcia, by przygotować ogłoszenie o znalezieniu zguby. Niestety zwierzak nie miał ani chipa, albo chociażby tatuażu, więc poszukiwania zdawały by się naprawdę mozolne i graniczące z cudem, rozwiesiłby ogłoszenia w klinikach, po swojej dzielnicy oraz zachęciłby do współpracy siostrę, która na pewno chętnie by pomogła. Dwadzieścia egzemplarzy jak na początek w zupełności wystarczyło, a gdy będzie mieć chwile zrobi więcej. Mały plik kartek podarował dziewczynie, co jak co ale musiał też jej dać robotę pomijając już zaopiekowanie się psiakiem, który tylko na razie objawiał sporą ilością energii i niczym innym. Łapa była tylko zwichnięta, więc raz, dwa zagoiłoby się.
- I gotowe, zajmij się nim, nie chce zostawiać go tutaj z innymi psami do opieki. Wydaje mi się, że jedyny z nim będzie problem to duża energia, po zachowaniu tutaj sądze, że nie będzie jakoś załatwiał się w domu. - powiedział i położył ogłoszenia na pliku dokumentów zwierząt, akurat dzisiaj wuj przyjdzie to także zajmie się pomocą. Zdjął z dłoni rękawiczki, które od razu wyrzucił do kosza. Wziął ze schowka mały transporter, dla wygodniejszego transportu zwierzaka i włożył do niego malucha.
- Zawiozę Cię do domu, zgoda? A transporter oddasz przy następnej wizycie u konia - nigdy nie zapamiętywał imion zwierząt no chyba tych bardziej ukochanych przez niego jak na przykład bernardyn o imieniu Noro, tak tylko ten jak na razie utkwił mu w pamięci. Zaprosił ją gestem ręki do tylnego wyjścia pracowniczego przez pokój z pacjentami, którzy musieli tu zostać na dłużej, na szczęście z psami, koty w tej klinice są jakieś opętane, dzikie i strasznie złośliwe dla Scotta, który ten mimo wszystko uwielbia je. Wyszli wreszcie z kliniki i zamknął za sobą drzwi, teraz tylko ostatnia trasa i witaj domku.
<Lucille?>

+20PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz