21 lis 2019

Od Izzy cd. Candice

Stajemy za samochodem, który zaparkowany jest przy krawężniku. Ja się starannie za nim chowam, Gabe staje za mną i przygląda się zaciekawiony. Odwracam się i pokazuję dłonią, że ma się zniżyć.
- To wygląda idiotycznie.
- Sam wyglądasz idiotycznie, jesteś tak wysoki, że cię z łatwością zauważą. Jesteś beznadziejnym Bondem - prycham i próbuję wyłapać, co takiego robią Candice i Nathaniel w tym lokalu.
- Co jest złego w tym, że tu są?
- Ty się jeszcze pytasz?
- Nate spotyka się, z kim tylko chce, nie moja w tym sprawa. Jeśli tej dwójce to odpowiada, to dlaczego mam być przeciwny? - dziecko więcej zrozumie, a temu trzeba po kilka razy tłumaczyć.
- Ponieważ Candice jest moją przyjaciółką. Istnieje ważna zasada na tym świecie - nie zakochuj się w przyjacielu, a tym bardziej w przyjacielu swojego rodzeństwa.
- Szczerze wątpię, aby pomiędzy nimi cokolwiek było, prócz zwykłej znajomości na zasadzie popularnych w tych czasach określeń "kolega", "koleżanka". W końcu to twoja przyjaciółka. Nie da się być blisko ciebie i nie znać naszego brata, który jest zresztą męską wersją ciebie. Całe szczęście, że charaktery inne wam się trafiły.
Haha, bardzo śmieszne.
- Gabe, dawno twoja twarz kapcia nie widziała?
- Ale serio, co ci przeszkadza?
- To, że gdy dojdzie do wyborów, to niby po czyjej stronie mam się stawić? Brata bliźniaka, czy dziewczyny, która spokojnie mogłaby być moją siostrą?
- Panikujesz całkowicie niepotrzebnie - chłopak macha ręką niedbale. Zaraz mu ją odetnę.
- A mogłam wziąć Oliviera, on przynajmniej wziąłby to na poważnie... - wzdycham pod nosem.
- Ale wzięłaś mnie - Gabriel szczerzy się, ukazując swoje dołeczki w policzkach, które odziedziczył po Richardzie. Przewracam oczami, bo ten uśmiech rozwala każdego, ale nie mnie - Już teraz wiesz, dlaczego nie powiedzieli ci o niczym. O ile założymy, że faktycznie ze sobą kręcą - podkreśla z niesmakiem - Choć w to wątpię.
- Powiesz mi właściwie, dlaczego zgodziłeś mi się pomóc, skoro jesteś przeciwny moim założeniom i działaniom?
- To super zabawa. Serio, w życiu nie ubawiłem się lepiej. To przebija zabawy w detektywa, skoro mogę stać się agentem 007 w prawdziwym życiu. I w dodatku śledzić swojego brata. Ha! Jak Nathaniel to usłyszy, będzie miał taką minę, że boki zrywać. Specjalnie to nagram na pamiątkę.
- Nate nie może się o tym dowiedzieć. Najlepiej nigdy, ewentualnie trzy dni przed śmiercią.
- Oj Izzy...
- Nie, Gabe. Jeśli piśniesz słowo, zrobię ci krzywdę.
- Nooo aaa... Candice?
- Tym bardziej! Pozbawię cię możliwości posiadania dzieci.
- Ał - krzywi się.
- No właśnie, więc cicho.
- Czysto teoretycznie... - Gabriel znów zaczyna rozmowę, a gdy słyszę te dwa słowa, to już wiem, że znowu wraca do tematu, który uważam za skończony - Nie wolałabyś, żeby twoja przyjaciółka była z kimś, kogo dobrze znasz i wiesz, że jest porządnym facetem niż z kimś, kto okazuje się dupkiem i prostakiem, a ona jest nie do końca szczęśliwa?
- Myślałam, że już ci to wytłumaczyłam.
- Powiedziałaś o problemie wyboru, ale jeśli nie będzie trzeba wybierać?
- Z facetem jak z dzieckiem, no dobra... Oczywiście, że bym wolała, ale sytuacja, w której dwie bliskie ci osoby się ze sobą związują, może być niekomfortowa. Nawet jeśli założę, że nigdy się nie rozstaną...
- O ile się sobie podobają.
- Nie przerywaj mi, wiesz, jak tego nie znoszę - syczę - No więc jeśli nigdy się nie rozstaną, to i tak pomiędzy ludźmi dochodzi do kłótni. Mniejszych, większych, tych średnich, czy mniej, po prostu nie możesz żyć z jednym człowiekiem przez tyle lat pod jednym dachem i wiecznie się zgadzać. Zawsze dochodzi do spięcia. Którego mam opieprzyć, gdy do tego dojdzie?
- Tego, który zawinił według ciebie bardziej?
- Gabriel. Po prostu nie. Oni coś kombinują, a tak poza tym, to chodzi tu też o to, że ani jeden, ani drugi nie raczył puścić pary z ust. Tym bardziej będę zła, jeśli okaże się, że ze sobą kręcą. A tak z innej beczki, co oni tam robią? Co to jest za miejsce? - dopytuję, rozglądając się dookoła - Co się tam do cholery wyprawia?
- Całkiem ładny lokal. Trochę pusto tam, ale ładny - mówi z uznaniem mój brat, a ja patrzę na niego, jak na idiotę - Może organizują wesele? - o mało nie zachłysnęłam się powietrzem. Gabriel zaczyna się śmiać - Jesteś pewna, że nie zauważyłaś pierścionka?
- Przestań! - uderzam go w ramię, na co reaguje donośnym "ała!" - To nie jest zabawne - prycham pod nosem.
- Według mnie jest. Z tobą w roli głównej. Zostaniesz druhną!
- Dla ciebie dużo rzeczy jest zabawnych. Opanuj się, to poważna sprawa - przewracam oczami.
- A ja ci ostatni raz mówię, że nie masz czego się doszukiwać...
- W końcu cię wrzucę pod samochód, Gabe. Powiem mamie, że to był przypadek i zginąłeś, jak ostatnia melepeta na ziemi.
- No dobra, ale żeby potem nie było, ja cię próbowałem powstrzymać - burmuszy się lekko - Poza tym, patrz na mnie. Obraz Boga na ziemi i śliczności.
- Dobrze, że ego ci nie wyjechało poza skalę, bogu kiepskich żartów - uśmiecham się przekornie - Chroń swój tyłek, nie ma sprawy. Zobaczymy, co powiesz, jak tylko Candy zostanie twoją bratową.
- Jak dla mnie super, nie miałbym nic przeciwko - uśmiecha się kokieteryjnie, lepiej niż nie jedna kobieta.
- Uważaj, mówisz tu o mojej przyjaciółce w mojej obecności. Wiesz, że cię kocham, ale czasem mam wrażenie, że zrodziła nas inna matka.
- Poprawka, spłodził inny ojciec.
- W takim razie, ewidentnie nie jesteś synem Ricka.
- Wypraszam sobie, będziesz...
- Cicho, idą - trzepię go w rękę i wychodzę zza samochodu. Robię groźną minę, aby od razu widzieli, że są w czarnej dupie. Zresztą widzę po minie Candy. Domyśla się, że nie bez powodu pojawiłam się tutaj. Pochodzą powoli i stają w pewnej odległości od nas. Krzyżuję ręce na piersi.
- Co tu robicie? - pytam ostro.
- A ty? - odpowiada brat.
- To ja tu zadaję pytania, a ty siedzisz cicho, bo ci utnę język.
- Stary, lepiej się nie odzywaj. Jest wyjątkowo bojowo nastawiona. Groziła mi z jakieś sześć razy podczas całej drogi...
- Cicho - mówię - Więc?
- Więc nic - niech mnie lepiej nie wkurza, bo zaraz mi para ucieknie uszami.
- Przyłapałam was na gorącym uczynku, a to, że nie chcecie się przyznać, tylko upewnia mnie w przekonaniu o oskarżeniach.
- Oskarżeniach? - powtarza zaskoczona Candice, marszcząc brwi z wyrysowanym na twarzy pytaniem - O czym ty mówisz?
- Nie wypieraj się, zdrajczyni - wskazuję agresywnie palcem na ich dwójkę - Żadnemu z was nie mogę ufać.
- A mogłabyś chociaż powiedzieć, co takiego jest tragicznego? - pyta Nathaniel, który wygląda bardziej na zmęczonego niż przejętego. To mnie wkurza oczywiście jeszcze bardziej.
On się pyta, co jest w tym tragicznego? O mało się nie roześmiałam. Powinnam jeszcze nagrać ich miny, bo obie są bezcenne.
- Nie pozwolę na to - poruszam palcem energicznie w dwie strony, od Candice do mojego brata, którzy stoją i patrzą się na mnie, jakby właśnie wypuścili mnie z psychiatryka.
- Gabriel? - Nate posyła do młodszego brata pytające spojrzenie.
Natychmiast się wtrącam, bo nie znoszę, jak ktoś robi ze mnie wariatkę. Gabe już otwiera usta, aby wszystko ładnie wyśpiewać, ale uderzam go w bok. Trochę za mocno, bo wydaje z siebie cichy jęk i delikatnie się krzywi.
- Domyśl się - rzucam - Obydwoje się domyślcie. A jak skończycie z tą całą farsą, to przyjdźcie. I oczekuję, że przemyślicie tę sytuację, bo mnie się to nie podoba - wyrażam definitywnie swoje zdanie. Brakuje tylko tupnięcia nogą dla podkreślenia - I radzę, żebyście tego nie zignorowali, bo nie pozwolę, aby to w jakikolwiek sposób wypaliło - odwracam się na pięcie i odchodzę parę kroków.
Jednak szybko się namyślam i stwierdzam, że zostawianie Candy w obecności tej dwójki tylko może pogorszyć sytuację. Moim zadaniem jest teraz trzymanie jej jak najdalej od mojego bliźniaka, inaczej utnę mu głowę i parę innych rzeczy. Wracam, chwytam dziewczynę za nadgarstek i ciągnę za sobą.
- Gabriel, pamiętaj co ci mówiłam - posyłam tylko nieprzyjemne spojrzenie w kierunku młodszego brata, a ten niepewnie się uśmiecha i unosi kciuki w górę. Nathaniel za to podnosi brwi i widać, że zwyczajnie nie rozumie, co tu się właściwie odwaliło.
Odchodzimy we dwie nieco dalej, przez ten czas Candy nie odzywa się ani słowem. Dopiero gdy mijamy skrzyżowanie, próbuje wyswobodzić swoją rękę z mojego uścisku.
- Matusiu, dlaczego ty tak pędzisz - stęka.
- Idziemy do mieszkania. Musimy porozmawiać - w życiu nie słyszałam u siebie takiego tonu, aż sama byłam  sobą zaskoczona. I dobrze. Przynajmniej będzie wiedziała, że to nie żarty.
- Ale...
- Żadnego ale - przerywam jej i idę dalej. Ledwo za mną nadąża, ale w końcu dochodzimy do swojego mieszkania. W windzie milczymy, po wejściu do mieszkania podobnie. Rzucam płaszcz na sofę, szalik na krzesło, buty odkładam obok stolika do kawy i odwracam się w stronę rudowłosej z rękami opartymi na biodrach.
- Dlaczego przede mną to ukrywałaś? - pytam z wyraźnie pretensjonalnym tonem.
- Ale co? - jej głos robi się nieco piskliwy, a ja przewracam oczami na jej upartość.
- Candice, nie jest mi do śmiechu - zaczynam chodzić po mieszkaniu w jedną i drugą stronę, aby wyładować jakoś swoje kłębiące się emocje - Wiem, że nie wszystko muszę wiedzieć, ale o tym akurat wypadałoby mnie poinformować - wodzi za mną spojrzeniem. Następuje chwila ciszy, a potem wzdycha pod nosem i opuszcza ramiona.
- To miała być niespodzianka...
- Niespodzianka!? - wykrzykuję tak głośno, że aż się wzdryga - I ja miałam niby się ucieszyć z tego powodu? - wyrzucam ręce w górę - Od razu zauważyłam... no może nie tak od razu... ale w każdym razie dość szybko - mówię to bardziej do siebie, żywo gestykulując przy tym.
Przyjaciółka wygląda tak, jakby to, co jej właśnie mówię, bardzo ją zaskoczyło. Tak, jakby moja reakcja była nienormalna, a ja uważam, że jest całkowicie odpowiednia. Dlaczego ona nie zauważa w tym problemu? Przecież to może być jedna wielka katastrofa!
- Powiedz mi tylko... dlaczego mój brat?
- Twój brat był najlepszą opcją - mówi niepewnie.
Staję jak wryta w miejscu, wytrzeszczam oczy i o mało szczęka mi nie opadła, aż do ziemi. Właściwie to, jakby się tak pokłócić, to przez chwilę otworzyłam usta w niedowierzaniu. Jestem mistrzynią w przesadzonych reakcjach.
- Myślałam jeszcze o Gabrielu, ale sama wiesz, że jest roztargniony, a Nathaniela mimo wszystko znam i wiem, że lubi mieć zapięte wszystko na ostatni guzik - wzrusza ramionami, bawiąc się rękawem.
- Candy! - zatkało mnie, no po prostu mnie zatkało.
Co to znaczy, że myślała o Gabrielu? Matko i córko, czy nie ma innych facetów na świecie? Czy jej kurde brakuje przygód łóżkowych, czy ja mam jakieś omamy słuchowe? No chyba muszę usiąść. Czy ona musiała wybrać i uprzeć się akurat na moich braci? Niby partia dobra, ale kurde życzę powodzenia im partnerkom, bo przecież z nimi nie da się wytrzymać, a wiem to, bo żyję z tą grupą mentalną od niemal dwudziestu jeden lat!
Niech wszyscy święci mają nas w opiece, a już na pewno ją. Nie, mnie. Albo nie, ich.
- Chyba mi słabo, przynieś mi wodę, bo zaraz zejdę z tego świata - siadam na sofie i chwytam się za skronie - No nie... wy normalnie powariowaliście - ponownie wyrzucam ręce w powietrze i chwytam telefon, wybieram numer brata. Odbiera od razu - Masz tu przyjść. Natychmiast. Porozmawiamy sobie. Poważnie.

Candice?


+20 PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz