30 lis 2019

Od Archibalda C.D Veronica

Kilka godzin wcześniej

Krzyki, wiwaty i rzucane pod nogi pliki banknotów. Jedyne światło w tym przybytku to lampa, która rozświetla tylko i wyłącznie klatkę w której już pojawia się przeciwnik. Kumpel zbiera banknoty, które będą jego dolą w tym wszystkim, a mnie wpuszczają do klatki jak zwierze, które ma rozszarpać drugie. Z ramion opada mi szkarłatny szlafrok, który po chwili znika z ringu, poprawiam owiniętymi w bandaże dłońmi swoją jedyną maskę, która zapewnia mi anonimowość. Przyjmuję postawę, patrząc prosto w oczy przeciwnikowi, drwi ze mnie, jest pewny wygranej. Walizka pieniędzy z zakładów oraz stary buggy stojący na parkingu zacna nagroda zwłaszcza, że auto można od razu sprzedać na miejscu. Jednak pieniądze są najbardziej kuszące. głos z megafonu ucisza na chwilę tłum. Dzwon zabrzmiał i zaczęła się walka o przetrwanie i pozycję w tym tłumie zwierząt. Smród potu, krwi uderzył mi do nozdrzy wyłączając logiczne myślenie i zamieniając się w maszynę. Bestie, której zależy tylko na wygranej.


- Panie i panowie! Dzisiejszego wieczoru odbyła się walka terminatorów, ale tylko jeden mógł z tego wyjść! Po wyrównanej walce zwycięstwo odniósł… - sędzia trzymał wszystkich w napięciu, gdy my - zawodnicy staliśmy obok niego, obserwując jak krew skapywała z naszych dłoni i twarzy wprost na ring, pozostawiając ślady. Podniosłem głowę do góry, gdy sędzia trzymający nas za nadgarstki wzmocnił swój uścisk - Dzisiejszym zwycięzcą jest… Żniwiarz! - w tłumie rozległ się krzyk wiwatów, a moja ręka poleciała w górę z prędkością światła. Wygrana. Innej opcji nie przewidziałem.

Dzień dzisiejszy

Zaciągnąłem ręczny zatrzymując się na małym parkingu mojej ulubionej kawiarni. Westchnąłem głęboko, wpatrując się w szyld lokalu, próbując wyłapać osobę którą najbardziej wyszukuje. Stalking? Prawdopodobne, ale kto nie robi głupot z miłości, a bardziej z jej odzyskania. Veronica McCall, kobieta mojego sensu istnienia nie wiedziała, kto ją obserwuje i próbuje się z nią skontaktować nawet przez sekundę. Kobieta, która w starej mieścinie potrafiła zawrócić mi w głowie i ukazać zupełnie inne spojrzenie na świat. Wytarłem dłonią wargę mając wrażenie, że dalej krwawi po nocnej walce. Wsunąłem na nos okulary przeciwsłoneczne i poprawiłem czapkę, wychodząc z samochodu, a po chwili wchodząc do lokalu w akompaniamencie dźwięku dzwonka zawieszonego nad dzwiami. Wyłapałem swój ulubiony stolik i od razu do niego ruszyłem. Stolik z idealnym widokiem na większość lokalu w tym ladę, przy której akurat stała Ona oraz druga kelnerka, które na jakiś temat intensywnie rozmawiały. Popołudniowa kawa to był jedyny moment dnia, który pozwalał mi na uspokojenie myśli, tak jak kiedyś, gdy całą paczką przyjaciół przychodziliśmy do baru na mrożoną kawę, shake lub burgery. Serce zaczęło mi być oszalałe widząc jak w moim kierunku zmierza brunetka, która po chwili zatrzymała się przy moim stoliku i odezwała się, nie słyszałem jej taki szmat czasu…
- Mrożona kawa - powiedziałem sucho, gdy gula w gardle zniknęła i zamiast rzucać jej się na szyje niczym zakochany nastolatek, musiałem udawać, że totalnie jej nie znam. Przełknąłem ślinę, gdy ta jakby wyrwana z myśli spojrzała na mnie z doszukującym się czegoś spojrzeniem. Patrzyłem na nią, zestresowany, nie może mnie rozpoznać, gdyby tak się stało to powiedziałaby Scottowi, a to pod jego groźbą musiałem z niej zrezygnować i dać jej żyć beze mnie. Chwilę, którą spędziliśmy na wpatrywaniu się w siebie, a dopiero jej szef przerwał ją. Westchnąłem cicho, gdy szybko odeszła do stolika, a ja podniosłem się z krzesła
- Jednak dziękuje za kawę. Nie skorzystam - mruknąłem do niego szybko kierując się do wyjścia i przy okazji jak zwykle mam w zwyczaju zostawiałem napiwek dla Veronicy. Wyszedłem z lokalu i wsiadłem do samochodu. Nie mogłem dalej trwać, by tylko i wyłącznie ją obserwować, nie mogąc się do niej odezwać przy ludziach jako ja, a nie pod ukryciem. Zacisnąłem dłonie na kierownicy. Dziś z nią pogadam, ale po jej pracy.
Przyjechałem tutaj na wieczór, gdy dziewczyna powinna kończyć z tego co się dowiedziałem od znajomego. Zaparkowałem na tyłach budynku od strony wyjścia dla personelu, wygodny jak dla mnie mój kochany mustang ocieplał mnie w swoim wnętrzu i przy okazji słuchałem swoje ulubione utwory. Czekałem oświetlając reflektorami samochodu metalowe drzwi dla personelu czekając na ich otwarcie. Powinienem siedzieć w domu, czytając książki czy próbując chociaż umeblować mieszkanie, które dalej jest obłożone pudłami, ale musiałem z nią pogadać, nawet jeśli skończyłoby się na tym, by do mojego mieszkania zapukał Scott McCall i walnął mnie w twarz uświadamiając mnie, że znowu ją zraniłem. Burknąłem pod nosem przekleństwo, pochylając się na kierownicę. Czekałem kilka minut, może godzinę a może i więcej, gdy drzwi powoli się uchyliły wypuszczając na świeże, zimne powietrze małą garstkę dziewczyn w tym Ronnie. Szybko wyszedłem z samochodu, powodując u dziewczyn szybszą ewakuację z zaułka, oprócz Veronica, jak zwykle odważna w każdej możliwej sytuacji. Niczego się nie bała, a bardziej nikomu tego nie pokazywała
- McCall - zawołałem do dziewczyny zatrzymując się kilka metrów przed nią. Idealnie widziałem jej zmarszczone brwi i przymrużone powieki, próbując wyłapać ostrość przez reflektory samochodu
- Kto mówi? - zapytała, zasłaniając rażące światło dłonią, po sekundzie zmierzając na bok i idąc w moim kierunku. Mógłbym mieć ją na wyciągnięcie ręki. Zatrzymała się, gdy chyba idealnie mnie widziała, ale nie rozpoznawała, gdy połowa twarzy była zasłonięta moją czapką, nawet tą z dzisiaj. Westchnąłem głośno i ściągnąłem nakrycie głowy uwalniając swoją rudą czuprynę, a dziewczyna dopiero po chwili chyba zrozumiała z kim rozmawia w twarzą w twarz. Zakryła dłonią usta od razu się cofając - Nie, nie, nie to jest niemożliwe, że to ty - powiedziała poważnie i zatrzymała się spory kawałek ode mnie, trzymała ode mnie dystans
- Pamiętam jak mówiłaś, że nie wierzysz w niemożliwe - powiedziałem i oparłem się dla jej wygody o maskę samochodu.
- Czasy się zmieniły Archie, ty postanowiłeś mnie porzucić bez słowa dlaczego. Powiedziałeś, że już nigdy się nie spotkamy, a jeśli nawet mamy udawać nieznajomych, a ty od tak pojawiasz się tutaj jak gdyby nic - była zła, cholernie zła, ale miała rację. Jednak nie dotrzymuje postanowień, a przynajmniej nie związku z nią. Podrapałem się delikatnie po karku, jak mógłbym załagodzić całą sytuację, o ile się da. Dziewczyna mnie nienawidzi, widać to w jej postawie, oczach i w sposobie mówienia do mnie. Mówiła wszystko z wyrzutem jakbym przynajmniej kogoś jej zabił, ale zostawiłem ją… zabiłem to co było między nami niczym potwór. Bestia rzucona na ring.
- Chciałbym wszystko naprawić Veronica, wiem co zrobiłem i przepraszam - powiedziałem odpychając się od maski, jednak nawet nie ruszając w jej kierunku, byłby to błąd. Jeśli chce się pogodzić musiałem działać na jej zasadach, które jeszcze trochę pamiętałem pomimo tylu lat.
- Nie da się wszystkiego naprawić Boult - rzuciła i odwróciła się na pięcie idąc w kierunku wyjścia zaułka. Robiła wszystko pewnie, bez mrugnięcia oka czy zawahania, zresztą jak zwykle. Wszystko robiła instynktownie co powodowało, że nie dało jej się nigdy wyczuć, jednak niektóre czynności robiła zawsze jak była zła. Wtedy wydawało się, że od razu wyłączała wszystkie uczucia, niczym za pomocą pstryczka i gdy miała na to ochotę włączała je ponownie
- Spotkaj się ze mną - krzyknąłem za nią, co spowodowało, że od razu się zatrzymała - Spotkaj się ze mną. Jutro pod hotelem Sunny Beach, wszystko Ci wyjaśnie - dziewczyna po chwili ruszyła zostawiając mnie samego na pastwę losu.
<Ciąg dalszy u Veronicy>

+20 PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz