6 lis 2019

Od Koyori do Ivana

Od rana na uczelni słyszałam tylko, jak dziewczyny plotkowały między sobą o jakimś gościu. W sensie gościu na uczelni. Przyszedł gościnnie na kilka wykładów odnośnie do psychiki ludzi. Zaczęło się od samych plotek. Potem okazało się, że to prawda. I pojawiła się fala rozmów o tym „Jakie ciacho przyszło do nas na wykłady”. Dowiedziałam się przy okazji, że nazywał się Ivan Jeson, ale nie wiedziałam, jak dokładnie wyglądał.
Na początku jakoś mnie to zaciekawiło, ale bardziej w kierunku, o czym dokładniej będzie temat wykładu, ale dałam sobie spokój po kilku odpowiedziach „Nie obchodzi mnie!” i wielu podobnych. Parę razy przymierzałam się nawet do tego, aby zapytać męską część mojej grupy, ale sam ich wzrok mnie skutecznie zniechęcał. Nie byli zadowoleni z plotek o gościnnym wykładowcy.
Aktualnie miałam półgodzinną przerwę, więc wybrałam się z Shane’em do kawiarni nieopodal mojej uczelni. On również zrobił sobie krótkie wolne i czekał na mnie przed budynkiem, gdzie miałam swoje wykłady. Na powitanie przywitał mnie tekstem: „Co to za wykładowca, o którym dziewczyny tak piszczą?”.
- Ty też, Shane?
Wzruszył tylko ramionami i uśmiechnął się do mnie ze swoim typowym wyrazem twarzy, gdy myślał o poderwaniu kogoś.
- Nawet o tym nie myśl – skarciłam go, na co tylko prychnął. - Nie wiem, co to za człowiek. Mam z nim wykład dopiero za pół godziny.
- Musisz mi potem w szczegółach zdradzić, jak wygląda i wiesz… - W tym momencie znacząco poruszył swoimi brwiami.
- Ta, jasne. Uwaga, bo będę wiedzieć i ci powiem, jakiej jest orientacji.
Wyszliśmy z terenu uczelni i przeszliśmy się do kawiarni po drugiej stronie ulicy. Była popularna wśród studentów i mimo nieraz długich kolejek warto było tam stać. Ceny w normie, a kawa, nawet ta na wynos, smakowała bardzo dobrze.
Teraz, o dziwo, kolejka nie sięgała drzwi wyjściowych lokalu, a przed nami stały tylko trzy osoby. Stanęliśmy za nimi, Shane zaczął wybierać dla nas kawę, a ja rozchyliłam swoją torebkę, aby wyciągnąć portfel.
O mały włos, a wzięłabym dzisiaj Inej na wykłady. Dosłownie zaraz po wyjściu z domu zorientowałam się, że mam cięższą torbę niż zwykle i ją zaniosłam z powrotem do terrarium. Na końcu wydała mi się obrażona, bo odwróciła się do mnie ogonem, chowając głowę pod swoją kłodę w środku.
- Kurde, wziąłbym to piernikowe latte, ale pewnie jest z imbirem… – usłyszałam głos Shane’a, gdy liczyłam pieniądze, aby następnie dać je chłopakowi. Tak było zawsze. On wybierał napój, a ja płaciłam. Przeważnie albo oddawał mi pieniądze, albo potrącał mi z czynszu.
Podniosłam gwałtownie głowę i spojrzałam na niego krytycznym wzrokiem. Sam tylko podniósł dłonie w obronnym geście.
- Przecież nie biorę jej! - zawołał. I dobrze. Uczulenie na imbir nie jest zabawne, uwierzcie.
Po chwili zamówiliśmy kawę z syropem pomarańczowym, zapłaciłam i po otrzymaniu zamówienia skierowaliśmy się do wyjścia z lokalu. Wtem usłyszałam, jak zadzwonił mi telefon. Z gorącym kubkiem w jednej dłoni, drugą sięgnęłam do torby po komórkę i od razu odebrałam, nawet nie patrząc na to, kto dzwonił.
- Koyo! Cześć córeczko! Nawet nie wiesz, jak się za tobą stęskniłam! Przepraszam, że nie dzwoniłam, ale miałam trochę do roboty w pracy. Mam nadzieję, że ci nie przeszkadzam – głos mamy rozległ się po drugiej stronie. Faktycznie, już od kilku dni się do mnie nie odzywała i powoli myślałam, że się na mnie obraziła bez powodu. Jednak to nie było to. I w sumie dobrze.
Przełożyłam telefon między ucho, a ramię i próbowałam wrzucić portfel do torebki, żeby na koniec ją zasunąć.
- Cześć, mamo… Wiesz, tak naprawdę… - zaczęłam odpowiadać, gdy przez tę chwilę niewładności z czymś się zderzyłam. Mimo starań moja kawa wyślizgnęła mi się z dłoni, lądując na części mojej bluzy. Gdy postanowiłam podnieść głowę, aby zawołać do Shane’a i odpowiedzieć mu, czemu mnie nie ostrzegł przed ścianą, dostrzegłam mężczyznę. Na którego koszuli i kurtce również widniały plamy po prawdopodobnie mojej kawie. Jego twarz o dziwo nie wyrażała zdenerwowania, które zwykle towarzyszy przy takich wypadkach. Był tak samo zaskoczony, co ja.
- Przepraszam pana bardzo… - wydukałam, zabierając telefon z ramienia i rozłączając się z mamą. To nie był czas na rozmowy z nią. Wrzuciłam komórkę do torebki i zaczęłam szukać w niej chusteczek, aby chociaż trochę wytrzeć z siebie kawę. Być może przydałyby się też i mężczyźnie przede mną.

Ivan? Tradycyjne rozpoczęcie wątku XD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz