30 lis 2019

Od Veronici C.D Archibald

Jak to możliwe? Jak? Jak śmiał się pojawiać i odezwać po tym wszystkim co zrobił? Jak to możliwe, że po tylu latach dalej jego widok powodował u mnie ból, ale i ekscytacje? Dlaczego się tym przejmuje? W głowie spowodował mętlik, a w sercu rewolucję. Serce biło jak szalone i dochodziło do gardła gdy go widziałam. Dorósł i z biednego chłopaka z małej mieściny, ukochany jedynak rodziców, którzy zbierali dla niego od poczęcia pieniądze na przyszłość jak widać dobrze mu się wiodło, ale nie interesował mnie jego materialność. Widziałam ponownie Archiego, już nie swojego ale dalej rudego chłopaka, który złapał mnie za serce i nie puszczał, nawet gdy był w poprawczaku. Musiałam o nim zapomnieć, ale serce od lat nie dawało sobie rady z pustką. Braliśmy ten związek na poważnie, jak tylko się dało. Rozmowa o przyszłości, poczynając od jakiego chciałabym pierścionek zaręczynowy aż do marzeń w jakim domu się zestarzejemy, owinął mnie wokół palca i nie chciałam się uwolnić tak był cały czas. Gdy tylko zniknęłam w rogu, przyspieszyłam kroku od razu chcąc jak najszybciej dostać się do autobusu, a potem do domu. Scotta nie będzie znając życie siedział już na boisku i mu nawet nie wspomnę kogo spotkałam, zdenerwuje się bardzo, zwłaszcza, że pamiętny gnojek pamięta o swojej obietnicy. Nie chciałam by się denerwował. Dostanie do domu było moim priorytetem, gdy też w międzyczasie myślałam czy jutro iść na to spotkanie. Wyjaśnilibyśmy sobie wszystko i zostawiłby mnie w spokoju na wieki wieków, a ja byłabym spokojna, by zacząć nowe życie odrywając go z mojego dotychczasowego. Przyjechał tutaj by pogadać, ale skąd wiedział gdzie pracuje oraz o której kończę? Śledził mnie? Stalkował? Został Creepem jak jakiś parszywy szczur? Powodowało to u mnie mdłości, nie takiego go znałam, a teraz powoli zaczął mnie przerażać. Wyskoczyłam z autobusu jak poparzona i odwracając się co chwilę weszłam na posesję domku, czułam przez to wszystko presje w czasie, jakby zaraz ponownie się pojawił niczym postać z horroru, a moim końcem filmu był bezpieczny dom. Weszłam do budynku od razu zamykając go na klucz, teraz priorytetem było jedzenie. Upragnione jedzenie i sen.


Poranek, był męczący. Niewyspana i mająca chęć na rozszarpanie każdego kto będzie mi dziś dokuczał, a znając życie będzie to Scott. Biedny Scott, tak mi go żal, że aż wcale. Podnieść się z łóżka było dla mnie wielkim wyczynem, ciepła kołdra zakrywała mnie po same uszy, a zimna podłoga jakoś nie zachęcała do spotkania z moimi stopami. Po dłuższych walkach wstałam i zrobiłam szybkie śniadanie dla mnie i brata. Musiałam się ewakuować, by chwilę pomyśleć. Dalej nie dawała mi spokoju wczorajsza sytuacja. Iść czy nie iść i w ogóle o której, bo jak zwykle jak od lat trzeba było się domyśleć. Wyciągnęłam komórkę, siadając na blacie kuchennym czekając jeszcze na swoją herbatę z sokiem malinowym. Od dawna już mam usunięty jego numer, nie był mi potrzebny i sprawiał, że kilkakrotnie czy nawet więcej razy w ciągu dnia, a teraz… sama nie wiem co poczynić. Wszystko przerwało mi gwizd czajnika, zalałam sobie herbatę, a po chwili przelałam do termosu. Dzień wolnego był dla mnie zbawieniem i teraz mogłam robić co mi się podobało. Ubrana już w ciuchy, wyszłam na dwór i skierowałam się… w sumie tylko i wyłącznie przed siebie, przy okazji wyciągając z torebki kalendarzyk w którym na ostatniej stronie, małym drukiem nawet dla mnie ledwo czytelnym był zapisany numer do Archiego. Szybko wystukałam numer i już miałam dzwonić, ale zwątpiłam. Co zrobię jak zadzwonię? Zamilknę przez to, że znowu go usłyszałam, a może rozłączę się i oleje to wszystko? Ale nie potrafię olewać. Nawet jakbym mocno chciała, to jego nie mogę jakoś wyprzeć. Jedynym dobrym rozwiązaniem było napisanie smsa. Wzięłam głęboki wdech i szybko wystukałam wiadomość


Do: Boult
Jak byś zapomniał minęły już czasy, bym zdołała się domyślić o której mam przyjść. Więc, jakbym chciała się spotkać to o której mam być tam pod Sunny Beach?

Wysłane. Serce biło mi jak szalone, gdy ciągle wpatrywałam się w ekran, popijając jeszcze ciepłą herbatę i omijając jeszcze jakoś zgrabnie ludzi. Czekałam z minutę, dwie i zrezygnowana włożyłam telefon do kieszeni. Co ja się martwię? Przecież nie będę jak głupia się przejmować spotkaniem z osobą, która sama chciała usunąć mnie ze swojego życia. Pff… nie przejmuje się. To tylko znajomy z przeszłości i nikt więcej. Podskoczyłam słysząc dźwięk smsa i jak poparzona wyciągnęłam telefon go odblokowując

Od: Boult
O osiemnastej. Załóż coś wygodnego, bo będziemy dużo chodzić.

Ta już będziemy chodzić. Akurat. Powie co ma powiedzieć i ja sobie wracam, nie wiem jak on. Odwróciłam się na pięcie i ruszyłam do domu. Trzeba ogarnąć rzeczy na potem….
Godzina osiemnasta, a ja dopiero co wyszłam z autobusu, westchnęłam poprawiając lekko pogniecioną już koszulkę i rozejrzałam się za rudą czupryną. Co ja tu robiłam? Nie wiem. Może chciałam to wszystko zakończyć, ale nie mam zielonego pojęcia, głupiałam gdy tylko o nim myślałam i tak nie powinno w ogóle być.
- Veronica! - usłyszałam krzyk, a po chwili przede mną pojawił się Archie. Ubrany w koszulkę oraz starą bluzę za czasów liceum i drużyny futbolowej. Włosy jak wcześniej poczochrane na wszystkie strony jakby przed chwilą wrócił z dzikich harcy.
- Ta cześć. Chodźmy i wracam do domu - powiedziałam jakby przed chwilą wcale nie szalało mi serce jak oszalałe. Musiałam być poważna i nie dawać mu żadnych satysfakcji, pokiwał tylko głową i ruszyliśmy w kierunku sztucznej plaży na której pewno o tej porze roiło się od ludzi chcących imprezować. Inni się bawią, a ja jestem rzucona do paszczy lwa na poważne rozmowy. Na początku szliśmy w zupełnej ciszy, omijając ludzi dopchaliśmy się w bardziej ustronne miejsce, gdzie mogliśmy normalnie porozmawiać.
- Przepraszam cię za wszystko Ronnie, ale wiesz jak to u nas wyglądało. Nie dawali spokoju mi i rodzicom, rzucanie kamieniami w dom, wyzwiska na mieście, a co dopiero w szkole. Nie dawaliśmy zupełnie rady, a wiesz, że chcieliśmy tam zostać na zawsze. Wyjechaliśmy, a żeby nie cierpieć musiałem się od was odciąć bo sam nie wiedziałem gdzie jedziemy i czy kiedykolwiek spotkalibyśmy się znowu. Jeszcze Scott… Jak mnie zobaczył w Avenley prawie na miejscu chciał mnie chyba rozszarpać za wszystko co Ci zrobiłem. Kazał mi się nie zbliżać do Ciebie, bo jeszcze bardziej będziesz cierpieć, więc ewakuowałem się z miasta na kilka miesięcy by oczyścić umysł, a potem wróciłem ponownie i siedziałem jak ten Creep u Ciebie w kawiarni… - zaczął się tłumaczyć, ale dla mnie jakoś nie miało to wszystko sensu. Jeszcze w tym wszystkim Scott? To on kazał mu się nie zbliżać? I jeszcze to on był tym zamaskowanym dziwakiem? To wszystko nie trzyma się kupy.
- Scott o tym wiedział? Nie rozumiem tego wszystkiego - powiedziałam przeczesując dłonią rozpuszczone włosy i zatrzymując się na plaży. Musiałam to wszystko przeanalizować. To był jakiś chory, nieśmieszny żart. Archie zatrzymał się zaraz po mnie stając naprzeciwko mnie, wyglądał na zbitego psa, który zaraz miał dostać karę od właściciela za zepsucie czegoś cennego. Nie wiedziałam co myśleć, pokiwał tylko głową na pytanie od Scotta. Te spotkanie to był błąd, on wszystko zepsuł i jeszcze zwalał wszystko na Scotta, na mojego ukochanego Scotta, brata który mnie przygarnął. To naprawdę jakiś żart - Nie wierzę… Scott nie mógłby tego zrobić - powiedziałam uparcie.
- Nie chciał byś cierpiała z mojego powodu… - próbował mnie uspokoić, ale jakoś marnie mu to wychodziło, a mnie tylko potrafił tylko na jeden sposób uspokoić, ale teraz? Uderzyłabym go prędzej w twarz. Nie mogłam tego znieść, a muzyka w oddali nawoływała mnie bym tam poszła i odreagować na takie wiadomości
- Muszę się napić… - mruknęłam i odwróciłam się na pięcie idąc w stronę tłumu. Nigdy nie przepadałam za imprezami, a jak już to chociażby w znajomych gronie, a teraz? Walić to wszystko, wszelkie regułki i zakazy. Czas pić.
- Impreza? - rudy pojawił się szybko obok mnie dorównując kroku i z jakimś dziwnym uśmieszkiem
- Impreza - mruknęłam i postanowione. Czas iść w tango.
<Ciąg dalszy u Archiego>

+20 PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz