29 lis 2019

Od Candice C.D Izzy

Szok i zagubienie to za małe określenie na to, co teraz czuję. Oczy Izzy lśnią od szaleństwa, ilekroć w nie patrzę — to straszny widok. Nie rozumiem, o co jej chodzi, tym bardziej, że na każde kolejne słowa dostaję jeszcze gorszą reakcję, która zadziwia mnie bardziej, niż poprzednia. Kiedy jeszcze ustalałam wszystko z Nathanielem, powiedział mi, że urodzinowa impreza-niespodzianka na dziewięćdziesiąt dziewięć procent spodoba się Izzy. W życiu nie sądziłam, że to pójdzie w tę stronę i prawie pokuszę się o to, żeby wszystko odwołać.
Zaraz... chwila.
Analizuję wszystko jeszcze raz. Mam czas — mnóstwo czasu, zważywszy na to, że Mortensen dzwoni obsmarować błotem Nate'a i kazać mu przyjechać w trybie natychmiastowej. Przez moją głowę natychmiast przechodzi błyskotliwa myśl, że Izzy po prostu może uważać, że... cholera, ja i jej brat ze sobą kręcimy. 
I jeszcze wspomniałam o Gabrielu jak o dobrej opcji. Powtarzając sobie tę rozmowę od tego kąta, czuję jeszcze większy wstyd i okropne zażenowanie. Ciary przechodzą mnie na samą myśl, że mogłoby łączyć mnie cokolwiek większego z facetem z rodziny, przypominam, Mortensen. 
Ale niespodzianka to niespodzianka, moja przyjaciółka nie może się o niej dowiedzieć, nawet, gdyby dalej miała myśleć, że mnie i Nathaniela coś łączy. Wiem już, dlaczego Izzy jest tak zbulwersowana, więc wysyłam ukradkiem SMS'a do jej brata z oczywistym wnioskiem, że jego siostra dostała świra i uważa, że kręcimy. Dodaję jeszcze to, że nie możemy zdradzić tego, co naprawdę knujemy. Weźmiemy udział w jej grze, o której nawet nie wie, że to jakakolwiek gra. Ba — Isabelle jest święcie przekonana, że mnie i Nata łączy coś więcej.
Większej bzdury nie słyszałam.


— Izzy, uspokój się… — wzdycham cicho, ale dziewczyna ledwo się rozłącza, a już przerywa mi, kładąc palec wskazujący na swoje usta. Czuję się atakowana.
— Ty lepiej zamilcz! Wszystko co powiesz może zostać użyte przeciwko tobie.
I zostało użyte.
Może nawet eksplodowałabym śmiechem z reakcji mojej przyjaciółki, jednak widząc powagę w jej oczach wiem, że powinnam się wstrzymać, by Broń Boże wszystko nie wyszło na jaw.
Niespełna parę minut później Nathaniel wchodzi do samego ogniska prawdziwego diabła. Gdyby Mortensen dzierżyła patelnię w ręku, już dawno jej spód odbiłby się na czole mojego wyimaginowanego kochanka. Wystarcza jedno jego spojrzenie, bym wiedziała, że odczytał moją wiadomość.
— Powiedz mi proszę, zanim cię przemienię w kamień albo złożę z ciebie ofiarę… czy wy sobie jaja stroicie? To wcale nie jest śmieszne, to przerażające! Tak bardzo chcecie zesłać mnie na tamten świat? — Izzy znów panikuje. Właściwie to ma już kompletną paranoję i nie wiem, czy jej własna pomyłka nie doprowadzi jej w końcu do jakiejś ciężkiej choroby psychicznej.
— Spokojnie, Izzy…
— Spokojnie?!
— Mam na myśli, że sądziłem, że spodoba ci się taka niespodzianka — wyjaśnia pokrótce.
— Spodoba! Też mi coś! — mamrocze zbulwersowana. — Znamy się już chyba tyle, że dłużej być nie może, a ty dalej nie możesz zapamiętać tak prostej rzeczy, że tego mi się nie robi? To przesada! Wyjaśnijcie mi to albo powiedzcie, że to żart.
— To nie żart — wtrącam się.
— Cicho siedź. Nat?
Groźnie.
— To było silniejsze od nas. Chcieliśmy, żebyś się ucieszyła.
— Trzymajcie mnie! — Dziewczyna łapie się za głowę i wykonuje ekspresową rundkę po salonie. I kuchni. I swoim pokoju. Dobrze, że nie po apartamentowcu, bo zanim by wróciła, zdążyłabym na spokojnie ulotnić całe swoje rozbawienie — zapewniam, że sąsiedzi by to słyszeli.
— Już po sprawie, Izz. Wszystko jest załatwione. — Nat uśmiecha się ciepło do siostry.
— Wszystko załatwione? Co wy papiery małżeńskie już wypełniliście?
Parskam śmiechem, nie mając sił, by tego słuchać. Oboje rzucają na mnie spojrzeniem.
— Nie, to jakoś nam wyleciało z głowy — mamroczę. — Dowiedziałaś się już wszystkiego, czego chciałaś? — wzdycham wyjątkowo ciężko.
— Bezczelna! — komentuje zdziwiona, wskazując na mnie palec. Wbijam wzrok w jego czubek i kamienieje, nie wiedząc, co począć.
— Musisz wziąć oddech, siostrzyczko — przekonuje Nat, ale dziewczyna ewidentnie nie jest skora pójść za jego poleceniami.
— Jeszcze jedno słowo, a ty nie będziesz mógł wziąć oddechu. — Wskazuje gniewnie palcem na jego klatkę piersiową i monitoruje go zniesmaczonym spojrzeniem. — Już, opowiadaj, jak to było.
— Kazałaś mi się nie odzywać — przyznaje skonfundowany Nathaniel. Wie, że zirytował siostrę już po raz enty odkąd tylko wszedł do mieszkania, dlatego nie naraża się na jej gniew i kontynuuje. — Ale co jak było?
Mortensen zakłada ręce na klatkę piersiową i podnosi lekko głowę w wyrażeniu dumy.
— No z waszą super niespodzianką.
— Ach, to. — Zostań w roli, Nat, myślę sobie. — No wiesz. Po prostu wpadliśmy na ten pomysł, bo jesteś dla nas ważna, to chyba dobrze, no nie?
— Zaraz wybuchnę śmiechem. Czy tu jest ukryta kamera? Halooo! — Krzyczy i rozgląda się po pokoju jak totalna wariatka. Chowam twarz w jednej dłoni, drugą ręką podpieram swój łokieć.
— Izzy, nie ośmieszaj się już. Niczego nie zmienisz, dobrze? — Rzucam jej skupione, ostrożne spojrzenie. Tym samym łapię ją za ramiona i usadzam na kanapie. Cud, że usiadła.
Mało brakuje, a z frustracji tupałaby nogami jak małe, zdenerwowane i rozkapryszone dziecko, i prawdę mówiąc w jakimś stopniu ten opis pasuje do naszej Mortensen. Chyba straciła siły. Stara się przemyśleć wszystko w głowie, ale nie rezygnuje z piorunowania nas własnymi oczami.
Ta chwila wypełnia się ciszą. Łagodną, przyjemną ciszą, podczas której nikt nie skacze do mnie z pretensjami. Szanuję ją jak nic innego, lądując obok dziewczyny na kanapie i masując sobie skroń. Nate stoi przed nami. Sam nie wie, co począć z racji, że temat wydaje się pozornie zakończony.
— Cóż. To wszystko? — pyta.
Izzy ciężko wzdycha, wyraźnie dając znać o swoim wewnętrznym konflikcie. Chociaż nie, to nie jest konflikt — ona ewidentnie nie chciałaby, żeby kiedykolwiek doszło do takiej sytuacji, jaką uroiła sobie teraz. Związek jej brata z jej przyjaciółką.
No błagam. Ja i Nathaniel, też mi nieprzemyślane połączenie. Myśląc o tym, jak postrzega to Mortensen, machinalnie robię się blada i chcę wydrzeć ze swojego gardła całą prawdę, ale trzymanie w sobie top sekretu zobowiązuje.
— Wiesz co? W sumie nie jesteś tu już potrzebny. — Izzy wstaje z kanapy i sprawnie prowadzi brata do drzwi, mimo iż jestem pewna, że sam doskonale wie, gdzie one są. — Im dalej od mojej przyjaciółki się znajdujesz, tym lepiej.
— Nie możesz robić bronić jej wieczność. — Widocznie stara się ją zdenerwować, na co wskazuje delikatny acz szatański uśmiech malujący się na jego twarzy.
— Przed swoimi braćmi? Jasne, że mogę, nie doceniasz mnie.
Ach, Izzy, Izzy. Zobaczymy, co powie w dniu imprezy, a uszczegóławiając: co powie za całe dwa dni. Wszystko jest już niemal przygotowane. Dekoracje, którymi właśnie zajmują się znajomi Izzy — nie mogę się rozdwoić z tego powodu, że jestem pod ścisłą obserwacją mojej przyjaciółki i wszelkie opuszczenie tego pomieszczenia zesłałoby na mnie karę Boską. Z tego, co wiem, Nathaniel ma właśnie odebrać świeży, cudowny czekoladowy tort. Lista gości od dawna jest całkowicie ogarnięta, zatem zostało tylko jedno, czyli spokojne i bezproblemowe doprowadzenie sprawy do sedna. Co oczywiście jest znacznie trudniejsze, gdy Mortensen zaczyna węszyć i wchodzi na zupełnie błędny tok myślenia.
Następnego dnia spędzam poranek z przyjaciółką. We względnej ciszy pijemy kawę przy wyspie kuchennej. Nie wiem ani nie umiem stwierdzić, czy Isabelle się nie wyspała, czy może kawa jej nie smakuje, ale zwyczajnie uderza mnie tak ponurym wzrokiem, że prawie wyprowadza mój dobry humor z równowagi. Właśnie — dobry humor. Uśmiecham się do telefonu i już wiem, że szykuje się komentarz mojej przyjaciółki.
— SMS'owanie z moim bratem tak bardzo cię pociesza?
Podnoszę wzrok. Równie dobrze może przekazywać niemą wiadomość czy ty tak na serio. Owszem, to jest Nathaniel, jednak cieszę się z tego powodu, że wszystko w sali jest dopięte na ostatni guzik, a alkohol i tort chłodzą się w lodówce, nie wspominając o jedzeniu, które czeka na swoją kolej w przedsionku w lokalu zwanego kuchnią.
— Nie tak bardzo jak oglądanie twojej twarzy, skarbie, więc zrób mi tę przyjemność i uśmiechnij się na początek dnia — mówię z westchnieniem.
— Pff. — Tym samym uśmiecha się sztucznie i wraca do neutralnego, a może po prostu zgorzkniałego wyrazu twarzy. Nie ma śladu po pozytywnej energii, która codziennie od niej bije.
— Dziękuję, to było coś pięknego.
— Wiem.
Sarkazm goni sarkazm.
— Izzy. Potrzebuję cię dzisiaj na zakupach — mówię nagle. Mortensen mruży oczy, całkowicie zmylona zmianą tematu. — Chcę znaleźć coś... bardzo ładnego, nie do końca eleganckiego, ale coś pomiędzy. Ty też powinnaś. Może chociaż uleci z ciebie te napięcie? Może spędzimy razem trochę czasu? Wspólne zakupy od dawien dawna zaradzają takim sytuacjom. Rozumiesz — ciągnę, ciągnę i ciągnę, aż w końcu się zamykam, by zbyt dużą ilością pytań i zbędnego lania wody nie sprowadzić na siebie podejrzeń.
Izzy przecież musi założyć coś zajebistego na swoje urodziny. I ja już dopilnuję, by to się stało.

Izzy?

+20 PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz