3 lis 2018

Od Anastazji CD. Rafaela

Cóż było mi niezmiernie dziwnie kiedy chciał pójść ze mną do weterynarza, ale z drugiej strony okazało się to bardzo pomocne, gdyż faktycznie w przychodni bym bardzo długo czekała. No nieco zaszokował mnie fakt iż znajomy Rafaela wziął nas za parę, co było totalnie niedorzeczne! Ja i on? To dwa różne światy! Z resztą nawet nie jest w moim typie… Wracając z kotkiem pod kurtką, który był dość wyczerpany wizytą u weterynarza, lecz na szczęście już nie miauczał na każdym kroku i siedział spokojnie grzejąc się ciepłem mojego ciała. Słysząc nad swoją głowę odgłos błyskawicy, która rozniosła się po całym niebie niczym jakiś mocny przypływ niesiony z falą, oraz widząc w oddali bardzo ciemne chmury, które z czasem przysłoniły ciepłe promienie słońca, które i tak były o tej porze roku bardzo słabe, wiedziałam iż zaraz nieźle się rozpada.
- Wybacz, ale muszę już iść... Moje psy nie lubią zbytnio kąpieli, a najbardziej tych z nieba... Zresztą zrobiłaś mi już ciepły prysznic, a zimnego mi nie potrzeba - zaśmiał się cicho, zapinając rozpiętą, granatową kurtkę, która i tak, przez ciemnawe plamy, nadawała się jedynie do prania.
- Wybacz nie chciałam… po prostu kot mi wbił przestraszony pazury – westchnęłam ciężko, przypominając sobie tamtą okropną sytuację.
- Nie szkodzi… Ale wiedz, że się za to odwdzięczę – powiedział na co uniosłam obie brwi ku górze zaskoczona.
- Ty to zrobisz specjalnie gadzino, a ja to przez przypadek zrobiłam – mruknęłam niezadowolona.
- Wiem…. Dlatego ja też to zrobię przez przypadek – dodał rozbawiony z lekka, na co przewróciłam jedynie oczami, a widząc w oddali szarówkę, która się robi, wiedziałam już iż tam zaczęło niesamowicie padać. Mężczyzna nie miał szans trafić do domu suchy wraz ze swoimi pchlarzami.
- Nie zdążysz na czas… Deszcz już się do nas zbliża, więc chodź do mnie i to przeczekaj, a jak nie przestanie padać, to Cię odwiozę… - zaproponowałam, co go wyraźnie zdziwiło – No chyba że jednak masz ochotę zmoknąć na zimno jak kura – dodałam, co go przekonało, widząc w oddali zbliżającą się ścianę deszczu.
- No dobra, ale prowadź szybko – mówiąc to, szybko zaczęliśmy kierować się do mojego mieszkania i wierzcie mi lub nie, ale zdążyliśmy w ostatniej chwili, gdyż gdy tylko weszliśmy na korytarz żółtego bloku, nagle lunęło jak z cebra!
- Zdążyliśmy w ostatniej chwili – mruknęłam z cichą ulgą, na co mężczyzna jedynie skinął głową, patrząc przez chwilę na ten widok, a następnie zamknął drzwi prowadzące na zewnątrz i zaczęliśmy się wspinać na pierwsze piętro, co też nie trwało długo. Włożyłam srebrno złoty klucz do zamka, który zaraz pod wpływem nacisku zaczął się przekręcać, dzięki czemu po chwili weszliśmy do mojego niewielkiego, aczkolwiek przytulnego mieszkanka. Na dworze tak pociemniało od ulewy, że musiałam włączyć światło, by było nieco jaśniej.
- Wejdź śmiało – powiedziałam, otwierając szerzej drzwi, wpuszczając ich do środka, po czym ponownie zamknęłam drzwi na klucz, lecz tym razem od środka.
- Dzięki – usłyszałam krótką wypowiedź, po czym zdjął buty, więc dałam mu bardzo stylowe, różowe puchate kapcie.
- Innych nie mam… - powiedziałam szybko, widząc jego zdziwione spojrzenia na te jakże straszne kapcie. Kiedy i ja zdjęłam buty, położyłam ostrożnie śpiącego kotka koło grzejnika ciepłego, na miękkim kocyku, dzięki czemu maluch miał ciepło. Następnie zdjęłam całkiem kurkę, którą powiesiłam na wieszaku – Napijesz się kawy? - spytałam idąc w stronę kuchni.
- Pewnie – odparł i udał się za mną, kiedy pod nogami zaczęły mi się plątać jego psy – Co im jest? - spytałam zdezorientowana.
- Są głodne – westchnął lekko i klepnął otwartą dłonią w swoje udo, dzięki czemu jego pociechy usiadły obok niego.
- Dla nich też coś najdę – rzekłam spokojnie, otwierając lodówkę, gdzie z szuflady wyjęłam dwa wielkie woreczki zmielonej wołowiny. Kupiłam ją przedwczoraj, ale się nieco zagalopowałam, bo zapomniałam o tym, więc miałam gulasz zamiast zrobić kotlety mielone… Mięso nie mogło tak dalej leżeć bo mogło się zepsuć w końcu, więc wolałam ją już dać głodnym żarłokom. Podczas gdy woda na kawę się gotowała, ja wyjęłam dwa talerz płaskie, gdzie na każdym dałam po całym worku wołowiny, dla każdego psa.
- To dla twoich psów, mam nadzieje że lubią wołowinę – powiedziałam spokojnie, domyślając się że psy nie ruszą jedzenia bez jego komendy. W tym czasie jeszcze szybko ukroiłam ciasta kruwkowego, oraz zaczęłam zalewać kawę gorącą wodą z czajnika.


Rafael? ;3 
Nie miałam za bardzo pomysłu ;c

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz