28 lis 2018

Od Althei C.D Bridget

     Pytanie ciemnowłosej obeszło się bez uwagi. Doktor Walsh pogłaskał kociaka badawczo. Zwierzę w najmniej oczekiwanym momencie zaprotestowało rozpaczliwym piśnięciem, przez co posiwiały mężczyzna odsunął gwałtownie dłoń od jego futra.
     - Gdy wcześniej go głaskałyśmy, nic mu nie było ― zauważyła Althea, bez przerwy przyglądając się kotu, jakby chciała rentgenowskim okiem wykryć wewnętrzne uszkodzenia, które obie mogły prześlepić.
     - Będę musiał zrobić mu prześwietlenie. Biedny kociak. Taki malutki, a już wystawiony przez los na niebezpieczne życie niedaleko kół samochodów. Może pod jakieś wpadł, albo mało brakowało ― snuł swoje podejrzenia i w kilku słowach opisał tyradę na temat tak okrutnego traktowania zwierząt. Nie przeszkadzało mu nawet to, że nie otrzymuje od dziewczyn odpowiedzi, mając jednak gwarancję słuchania, którą sugerowały ich przytaknięcia.
     Althea głośniejszym westchnieniem rozwiała ciszę, jaką rytmicznie stopowały pomruki kota.
     - Wrócimy do pana jeszcze ― odezwała się, jednak szybko zrozumiała, że nie może odpowiadać za swoją towarzyszkę. ― Znaczy… ja. ― Zerknęła na nią dyskretnie.
     - Też chętnie dowiem się, co z kotkiem. ― Kobieta, która przez większość czasu stała w milczeniu, teraz powiedziała to z ogromnym spokojem, na co Althea zareagowała nieznacznym uśmiechem.
     - W takim razie ja go tu przetrzymam. ― Na twarz Walsha wpłynął smutny uśmieszek, który opisywał to, co wyleciało za chwilę z jego ust. ― I tak niezbyt wielu mam tu klientów. Codziennie te same pustki. Te miejsce powoli umiera.
     Życie bywa podłe i nie liczy się to, ile istnień udało się starcowi uratować. Do ilu dziecięcych, i nie tylko, serc przelał radość oraz nadzieję. Los, Bóg czy inne wymyślne cudo, jakiemu przypisujemy katastrofy i porażki, jako dyktatorski niszczyciel próbował zniwelować tę klinikę i wydawało się, że nikt ani nic nie ma już wpływu na ten niesprawiedliwy osąd. W głowie Althei krążył jednak niewyraźny pomysł pozbawiony jeszcze wszelkich kształtów.
     - Szkoda. ― Jedno słowo, a tak szczere, że mina ciemnowłosej od razu zrzedła.
     - Logo kliniki jest niezbyt widoczne i mało chwytliwe ― zauważyła Bridget. ― Reklamy też w mieście nie widziałam, a to chyba klucz do sukcesu. Z pana osiągnięciami. ― Zerknęła na liczne dyplomy, jakie wisiały na ścianie zaraz obok metalowych narzędzi.
     Staruszek zaśmiał się z chrypką.
     - Uwierz, chciałbym coś z tym zrobić!
     - A ty, Bridget? ― Althea podniosła na nią wzrok, odczuwając wewnętrzną potrzebę, by pomóc mężczyźnie, który już nie raz i nie dwa jej pomógł. ― Rzecz jasna, jeśli masz czas. Zorganizuję pieniądze i ci zapłacimy.
     Szarooka, mimo iż nie znała jej długo, bo zaledwie godzinę czy dwie, pokładała w niej duże nadzieje.

[Bridget? Ogólnie była trzecia osoba, Ty nagle zmieniłaś na pierwszą, ale ja ciągnę trzecią, bo tak zaczęłam pisać XDD] 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz