6 lis 2018

Od Rafaela cd. Anastazji

Słysząc melodyjny głos Anastazji, całe zmęczenie władające jeszcze przed chwilą moim ciałem wyparowało ze mnie niczym gorąca para wodna unosząca się nad kubikiem malinowej herbaty. Jej głos wyrażał lekkie zakłopotanie oraz strach, co skłoniło mnie do myśli twierdzących, że stało się coś strasznego. Starając się jak najmocniej skupić na wypowiadanych przez nią słowach, w pewnym momencie zorientowałem się, iż chodzi tylko o zwyczajną podwózkę. Czym ona się tak przejmuje? Słodka panikara - westchnąłem w myślach, dając jej chwilę ciszy pełnej napięcia.
- Zabiorę cię do nich i nie musisz mi nic oddawać... Paliwo nie kosztuje miliony Avarów, więc to dla mnie żaden problem - uśmiechnąłem się sam do siebie, jakby w oczekiwaniu jakiejś nagrody. Była dopiero godzina ósma dwadzieścia pięć, a może, aż ósma dwadzieścia pięć? Normalnie o tej godzinie spaceruje już na swoim oddziale, prowadząc nigdy niekończący się obchód. Wrzaski rozkapryszonych dzieciaków, marudzenie niezadowolonych dorosłych, głośne plotkowanie pielęgniarek, szuranie krzeseł dobiegające ze szpitalnych korytarzy... Ah, jak bardzo czasami mi tego brakuje. Większość ludzi stwierdza, że przez takie rzeczy lekarze popadają w nieustanną rutynę, lecz należy pamiętać, iż każdy dzień przynosi nam zawsze nowe sytuacje, emocje, czy też atrakcje w postaci nagłych przypadków, których zwykły człowiek nie potrafi do końca zrozumieć. Nasza praca była na swój sposób bardzo ekscytująca, ale zdarzało się też, że miała w sobie elementy wyniszczające, jak i te, które odbierały nam wiarę w ludzkość.
- Naprawdę? Dziękuję! - powiedziała po chwili z ogromnym uradowaniem, niemal krzycząc swój komunikat do słuchawki - Będziemy jechać tam prawie przeszło osiem godzin, więc mam nadzieję, że zwariujesz - zażartowała, przypominając mi tym samym o ubogim stanie mojego, samochodowego baku. No tak idioto, miałeś przecież zatankować wczorajszego dnia - pomyślałem, wydostając się spod miękkiej kołdry, która jeszcze tak nie dawno nie chciała wypuścić mnie ze swoich objęć - Aha i zanim zapomnę! Spakuj się dobrze, bo będziesz spał u nas... Nie ma żadnego walania się po samochodzie! Jeszcze pokręci cie w krzyżu i będziesz miał. Psy też możesz zabrać. W domu rodzinnym mam duże podwórze wraz z ogrodem, dlatego będą miały gdzie się wybiegać - dodała z prędkością światła, bardzo szybko się rozłączając. Będąc nieco zszokowany faktem, iż poznam jej rodziców, potrząsnąłem kilka razy głową, a następnie bez większego ociągania się ruszyłem w stronę często odwiedzanej przeze mnie kuchni. Nie mając pojęcia, o której godzinie rudzielec chce wyruszyć podróż, postanowiłem szybko coś zjeść, umyć się, przebrać oraz spakować najpotrzebniejsze rzeczy, które przydadzą mi się podczas pobytu poza miejscem swojego zamieszkania.
- Oby jej rodzice mnie nie zagryźli - westchnąłem na głos, zaczynając szukać w lodówce trupio bladych jajek. Nigdy nie byłem wybornym kucharzem... Gustowałem bardziej w szybkich i popularnych potrawach, które zapewniały mojemu organizmowi wiele energii, niż w takich co zabierały sporą ilość czasu, a dawały mi w prezencie jednie pusty żołądek. W między czasie zapełniłem też miski swoich zwierzaków, które słysząc, że się obudziłem, zaczęły niemiłosiernie wyć - Chwila! - rzuciłem w stronę zamkniętych drzwi - Zaraz wam otworzę - mruknąłem pod nosem, wykładając syczący posiłek prosto na kwiecisty talerz. Był on częścią prezentu ofiarowanego mi przez moją mamę, kiedy wyprowadzałem się od nich już niestety na stałe. Nadal pamiętam jej łamiący głos, który z całych sił próbował mnie od tego powstrzymać, ale dzięki swojej upartości nie dałem się jej złamać. Posypując wszystko lekko zmrożonym szczypiorkiem, zaniosłem swoje jedzenie na połyskujący czystością stół, a następnie bez zatrzymywania się, ruszyłem w stronę brązowawych drzwi, które dzięki delikatnemu naciskowi na klamkę, od razu otworzyły się przede mną na oścież. Jako pierwszy wybiegł Camelot, który z radością obwąchał moje nogi, lekko do nich przywierając. Stety bądź niestety nie trwało to długo, gdyż kiedy zwęszył posiłek, udał się w szybkim tempie do swojej miski, z której stopniowo zaczęło ubywać jego ulubionego dobrobytu. W ślad za nim podążył i Zefir, który fukając na moją osobę, udawał wielce obrażonego, za to co postanowiłem z nimi zrobić zeszłej nocy. Czując niesamowity smród, jaki dobiegał ze średniej wielkości pomieszczenia, zatkałem prędko swój nos, aby móc wkroczyć do "gazowni", którą mogło uratować jedynie otwarcie okna - Cudny początek dnia - marudziłem na głos, jakby słuchała mnie jakaś niewidoczna osoba. Nie chcąc przebywać dłużej w tym miejscu, wróciłem z powrotem do salonu, gdzie zabrałem się za upragniony posiłek - Smacznego - powiedziałem jeszcze w stronę psów, po czym zacząłem powoli delektować się skromnym śniadaniem.
⚜⚜⚜⚜⚜
Ubrania na zmianę? Są. Piżama? Jest. Żarcie dla psów? Na swoim miejscu - wyliczałem w myślach, decydując się na ostateczne zapięcie swojej walizki. Była dopiero godzina dziewiąta, lecz skoro mieliśmy jechać, aż osiem godzin, to lepiej było zaoszczędzić na czasie. Podniecone tym wszystkim psy, biegały po wszystkich pomieszczeniach nie wiedząc co ze sobą zrobić. Na samym początku próbowałem ich nieco uspokoić, ale wiedząc, że to nic nie da, zrezygnowałem mając nadzieję, iż sami jakoś ochłoną. Biorąc do ręki kolorowe szelki, które były niezbędne do przypięcia pasów bezpieczeństwa, zacmokałem kilka razy ustami, przywołując tym samym porządek w swoim domostwie. Czarno-biały husky zadowolony z tego, że wreszcie ruszamy, od razu wpakował swój ogromny łeb w odpowiednią dziurę, lecz z rozszalałym od emocji goldenem było nieco trudniej. Przyznam szczerze, iż nieco się z nim naszarpałem, ale w końcu uzyskałem zamierzany przez siebie efekt.
- I tak ma być - rzekłem ściskając w dłoni dwie smycze. Mając nadzieję, że te dwa sierściuchy nic już nie wykombinują, pochwyciłem w dłoń swój telefon, dzięki któremu w dość prosty sposób wybrałem numer rudowłosej, uzależnionej ode mnie kobiety, która odebrała połączenie dopiero za trzecim sygnałem - Anastazuś wredoto ty moja! Będę u ciebie za jakieś piętnaście minut więc się szykuj złotko. Wolę dojechać tam za dnia, niż błądzić po nocach.

Anastazja? :3
Wybacz, że takie poplątane i bezsensu, ale jak wiesz, nie mogłam się jakoś skupić ;c Obiecuje, że się poprawię ;c

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz