17 lis 2018

Od Koyori C.D Charles

Czułam się koszmarnie. Cały czas słyszałam, jak serce szybciej mi bije, a na dodatek dalej miałam mroczki przed oczami, przez co dość słabo, jak na mnie, kontaktowałam. Poza tym wystarczyło, żebym podniosła dłoń i już można by zobaczyć, jak mocno drży. Wzięłam kolejny głęboki wdech, jak polecił mi jeden ze strażaków, który, jak się okazało, kiedyś miał klaustrofobię. Wtem dostrzegłam, jak Charles zmierzał w moją stronę. Próbowałam choć w jakiś sposób się do niego uśmiechnąć, ale pewnie wyszedł mi tylko jakiś grymas.
- Jak się czujesz? - zapytał, zatrzymując się przede mną.
- Okropnie – odpowiedziałam, wpatrując się w czubki swoich butów. Zaczęłam żałować, że Shane poszedł w końcu z Sherlockiem i Acony na dwór, brakuje mi obecności i spokojnej aury owczarka. Charles stanął obok mnie, opierając się plecami o ścianę. Spojrzałam na mężczyznę.
- Możesz już wracać – powiedziałam. Jakoś nie chciałam, by ciemnowłosy musiał się martwić przez nasze utknięcie w windzie z moją klaustrofobią. Z drugiej strony, jakaś cząstka mnie w ogóle tego nie chciała, wolałaby, aby kaskader został. Właśnie, kaskader. Jestem pewna, że gdyby nie praca, jaką wykonuje, nie miałby tyle odwagi lub siły, by pójść po jakąkolwiek pomoc. Zaśmiałam się w duchu. Dużo jestem mu winna. I nie wiem nawet, czy zwyczajna szarlotka załatwi sprawę. Po około pięciu minutach ciszy między nami, na korytarzu niedaleko drzwi od apartamentu mojego i Shane’a, Charles w końcu mi odpowiedział.
- Pójdę, jak tylko wróci Shane – na końcu się do mnie uśmiechnął. Próbowałam zrobić to samo i jestem pewna, że tym razem wyszło mi to o wiele lepiej, niż wcześniej.
- A, właśnie – zawołał. Z kieszeni spodni wyciągnął moją wsuwkę, następnie mi ją podając. Zaśmiałam się na widok jej powyginanego wyglądu. Czy ona w ogóle jeszcze mi się do czegoś przyda?
- Zatrzymaj ją – powiedziałam, gdy już przestało mnie to śmieszyć. Mężczyzna schował wsuwkę z powrotem, gdy ja zaczęłam przyglądać się jakże interesującej mnie ścianie.
- Dziękuję – wyznałam.
- Nie ma sprawy.
Kolejna cisza, którą tym razem ja przerwałam.
- Charles, może… podasz mi swój numer telefonu? Gdybym znowu utknęła w windzie… Czy coś – starałam się zaśmiać, jednak sztucznie mi to wyszło. Nie dziwię, bo dzisiejsza przygoda naprawdę nie była dla mnie za przyjemna.
- Jasne – odpowiedział z kolejnym uśmiechem Charles. Po chwili miałam już zapisany w kontaktach do niego numer, zwyczajnie podpisany jego imieniem. Wtem usłyszałam, jak coś biegnie w naszą stronę, wydając przy tym jakieś niezrozumiałe piski. Z zakrętu, gdzie znajdowały się schody, wybiegła malutka Acony ciągnąca swoją smycz. W połowie drogi do mnie wyskoczyła w powietrze, a ja trochę nieudolnie ją złapałam. Alskan klee kai zaczął lizać mnie po twarzy jak opętany. Mocno musiała się o mnie martwić. Po jakiejś minucie z tego samego zakrętu wyszedł Shane, głośno dysząc i podpierając się rękoma, by nie upaść. No tak, zapomniałam. Winda przecież nadal nie działała, więc trzeba było użyć schodów, a Shane nie jest ich miłośnikiem, jak nie żadnego sportu. Widać jednak było, że Sherlock mocno go dopingował. W sumie się nie dziwię, mój współlokator musiał mieć wolniejsze tempo, dzięki czemu i samiec nie musiał się aż tak męczyć. Aż zaśmiałam się na ten widok. Wtem o czymś jeszcze sobie przypomniałam.
- Acony, jesteś morka! - zawołałam, gdy moją bluzkę i spodnie pokryła wilgoć. Przecież na zewnątrz pada!
- No co ty! - odpowiedział Shane, powoli kierując się do mnie i Charlesa. Gdy dotarł, natychmiast upadł na podłogę, dalej dysząc z wysiłku.
- Nienawidzę schodów, to oficjalne. Chyba zamontuje w domu windę, by nie musieć po nich wchodzić. Koko, czy ty zdajesz sobie sprawę, jak to małe coś mnie ciągnęło? Rezygnuję też z małych psów. Tylko ty, Sherlock, mnie rozumiesz – powiedział, na końcu łapiąc białego owczarka za szyję i go przytulając. Spojrzałam na Charlesa, który miał czekać ze mną do przyjścia jasnowłosego. Widziałam, jak odrywa się od ściany za nami.
- Będę się zbierał, Loki musi niewyobrażalnie tęsknić – rzekł. Popatrzył na mnie, a potem na Shane’a. - Cześć wam.
- Jeszcze raz ci dziękuję – dodałam, gdy zaczął odchodzić.
- Nie ma sprawy, Koyori – odpowiedział.
- Koko – wyznałam, lekko się uśmiechając. Mężczyzna się roześmiał i na dobre poszedł. Usłyszałam pod sobą znaczące „uuu” wydawane przez młodego projektanta. Nie skomentowałam tego, tylko z Acony na rękach ruszyłam do apartamentu. W środku powitał mnie Parapet, który następnie pobiegł na narożnik. Zerknęłam na wiszący na ścianie zegar. Jest dość późno… Wypuściłam suczkę z rąk, słysząc za sobą dźwięk zamykanych drzwi.
- Jak się czujesz, Koko? - spytał Shane, opiekuńczo łapiąc mnie za ramię. Uśmiechnęłam się.
- Jest już lepiej – odpowiedziałam. Po słowach: „Idę spać”, które skierowałam do chłopaka, zaczęłam wspinać się po schodach. Z góry gwizdnęłam jeszcze, by przywołać do siebie psiaki. Znajdując się w swoim pokoju, zerknęłam na Inej leżącą już w swoim terrarium. Tyle emocji w jednym dniu… Rozebrałam się, nakładając na siebie tylko długą bluzkę z wizerunkiem słonia i położyłam się do łóżka. Włosy rozpuściłam, gumkę kładąc na stoliku nocnym, niedaleko odkładając również okulary. Bez nich nie byłam aż tak ślepa, jak by się wydawało. Wzięłam jeszcze telefon w dłoń, bijąc się ze swoimi myślami. Napisać do Charlesa, by w razie czego wiedział, że to mój numer? Zaraz, mówił coś, że telefon mu nie działa. Ale równie może odczytać wiadomość, jak zacznie. Dobra. Szybko napisałam do kaskadera kolejne podziękowania, po czym zgasiłam ekran, położyłam się i zakryłam kołdrą, próbując zasnąć.

~*~

- Aha, jeszcze jedno – w sali rozbrzmiał głos jednego z wykładowców, który właśnie kończył swoje zajęcia i jedne z moich ostatnich tego dnia. Ponownie wyciągnęłam notes i długopis, oczekując na jego „jeszcze jedno”.
- Osoby, które chciałyby wziąć udział w warsztatach dotyczących prawidłowego prowadzenia śledztwa, prosiłbym o podejście do mnie i wpisanie na tę listę – dodał, wyjmując ze swojej teczki kartkę oraz długopis. Szybko się spakowałam i skierowałam na dół, by się zapisać. Nigdy nie przepuszczałam okazji, by się czegoś douczyć. Poza tym bardzo to lubiłam.
Po wpisaniu na listę wyszłam z sali wykładowej, kierując się również do wyjścia z budynku. To w zasadzie były moje ostatnie zajęcia i mogłam wrócić do domu, by wyprowadzić moje psiaki. Wtem usłyszałam dźwięk przychodzącej do mnie wiadomości. Przystanęłam na chwilę, sięgając po telefon. Na wyświetlaczu pojawił się napis „Shane”, a trochę niżej treść, żebym jak najszybciej znowu zaprosiła Charlesa, bo coś mu się w projekcie nie zgadza i go potrzebuje. Aha, więc to ja mam mu ponownie załatwić modela? Pewnie kryję się za tym też druga wiadomość, że zebrał w sobie na tyle odwagi, by zacząć go podrywać.

Charles?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz