24 lis 2018

Od Rafaela cd. Anastazji

Kiedy trzy duże psy pojawiły się w pomieszczeniu, poczułem dość duży dyskomfort. Co prawda już od małego byłem dużym psiarzem, ale nie znając żadnego z nich, mogłem spodziewać się zaatakowania w obojętnie jakim czasie, bo w końcu kto wie, czy nie uznają mnie za wroga? Psiaki miały dość oryginalne imiona. Najbardziej spodobał mi się staruszek Major, który mówiąc szczerze, miał wszystkich gdzieś. Stare kości zapewne utrudniały mu już w dużej mierze poruszanie, a oczy, które zbadały połowę świata, pewnie nie rozróżniały już większości kształtów. Szasty, czyli najmłodszego rozrabiaki było najwięcej. Już na samym początku pobiegł zaczepiać się w Camelota i Zefira, którzy zaskoczeni nowym towarzyszem zabaw, zaczęli się szybko obwąchiwać, potem berneńczyk podbiegł do mnie, co skutkowało tym, że nie chciał dać mi ani chwili westchnienia.
- I to ja mam duże psy w domu? - zapytałem ironicznie, kiedy w salonie została tylko nasza dwójka - Nie boicie się, że trójka psów o silnych charakterach rozniesie wam pokoje? - dorzuciłem z lekkim rozbawieniem, odsuwając prawie pusty talerz kilka centymetrów od siebie. Nie chciałem, aby któryś ze zwierzaków przypadkowo go strącił, gdyż to narobiłoby więcej hałasu i szkód niż potrzeba.
- Major jest spokojny więc o niego się nie martwimy - zaśmiała się cicho, spoglądając na drugiego białasa, który nadal wahała się nad przekroczeniem granicy oddzielającej pomieszczenie od korytarza - Porucznik bierze raczej przykład ze swojego brata, a Szasta to Szasta, da się go opanować - mówiąc to, pociągnęła psa lekko za obrożę, co zmusiło go do klapnięcie na czterech literach. Jego czarne oczy wpatrywały się w nas jakbyśmy byli jakimiś bogami, wzorami do naśladowania, które trzeba podziwiać... Było to zarazem bardzo śmieszne, ale też i lekko ogłupiające. Nie raz widziałem już takie ślepia u moich podopiecznych, kiedy dawałem im do misek jedzenie, bądź wołałem ich na spacer, czuli wtedy bowiem, że zależy mi na nich, lecz i tak czasami te tłuściochy miały mnie w głębokim poważaniu.
- A więc tak to działa - powiedziałem, biorąc łyka gorącej herbaty - Niby wolisz koty, ale psy też znajdują miejsce w swoim sercu - uzupełniłem swoją wypowiedź, sprzedając jej lekkiego kopniaka w prawą łydkę. Wzrok kobiety jaki padł na moją twarz, był bardzo przemęczony, lecz dobry humor nadal jej nie opuszczał.
- Koty nie wymagają ciągłego latania w okół nich - ziewnęła, z lekka się przeciągając. Gawędząc jeszcze tak przez dobre piętnaście minut, podczas którego dokończyliśmy również swój posiłek, matka Anastazji zaproponowała nam, abyśmy poszli się umyć oraz porządnie wyspać. Oczywiście siostra mojej przyjaciółki musiała też to jakoś skomentować, dzięki czemu dostała ona w nagrodę od pani Izabelli patelnią w łeb. Kochana rodzina - pomyślałem, pokonując coraz więcej stopni zawiłych schodów, które zaprowadziły nas na pierwsze piętro budynku. Znajdowały się tutaj aż cztery pokoje, w których skład wchodziła łazienka, pokój rudowłosej oraz dwa pomieszczenia będące jeszcze w remoncie. Jak zdradziła mi Fenchenko, była to sypialnia wraz z biurem jej ojca, który zapewne zajmował się jakimś zawodem związanym bardziej z policją lub wojskiem. Nie chcąc drążyć tego tematu, wtargnąłem do pieczary mojej smoczycy, która z dużym westchnieniem zatrzasnęła za sobą drzwi - Jak mnie tutaj dawno nie było - stęknęła, przecierając palcem zakurzone półki, na których leżały sterty książek fabularnych, jak i tych medycznych - Przepraszam za bałagan - dorzuciła po chwili jak każda kobieta, nie będąca świadoma wyglądu pokoju młodego chłopaka.
- U mnie bywało gorzej - zaśmiałem się, zasłaniając na jej życzenie spore okno, ukazujące widok na zaorane ze wszystkich stron pole. Za nim malował delikatnie wyłysiały sad, w którym zapewne latem pojawiały się soczyste jabłka oraz purpurowe śliwy - Ładna okolica - zagaiłem jeszcze, chcąc znaleźć kolejny temat do długich rozmów.
- Szkoda, że nie ma już kukurydzy... Jako dziecko często chowałam się tam ze swoimi znajomymi, a potem nikt nas nie mógł znaleźć - wzdrygnęła się strasznie, poszukując czegoś w szufladzie kawowej komody. Było w niej co prawda niewiele rzeczy, ale z pewnością i tak miała w czym wybierać, bo laski już tak mają... Nakupują sobie w cholerę rzeczy, o których potem zapominają i nigdy ich nie mają na sobie, a po kilku tygodniach płacz, bo nie mają w czym chodzić. Kręcąc na to głową, zacząłem z większym zainteresowaniem przyglądać się jej poczynaniom. Na samym początku wywlekła spod kilku par spodni jakieś kwadratowe pudełko, którego czerwone koło rozlane na czarnym opakowaniu odkrywało ogromny napis "EGO". Nie wiedząc co to ma być, zamrugałem kilka razy swoimi oczami, co pozwoliło mi na przyjęcie na twarz, różowego szlafroka - Pasuje ci - zamruczała zadowolona, zabierając nieznane coś spod moich nóg - To gra towarzyska, ale najpierw masz mi się wyszorować. Śmierdzącego cię do łóżka nie wpuszczę - zażądała władczo, nie mając zamiaru nawet w najmniejszym stopniu mi ustąpić - Wiesz gdzie jest łazienka prawda? - spytała dla pewności, unosząc jedną brew ku białemu sufitowi.
- Środkowe drzwi z brązową klamką - burknąłem, będąc mało ucieszonym z koloru jaki miał przyozdobić moje nagie ciało. Cóż, nasze bagaże zostały w samochodzie, który pojawi się przy nas dopiero następnego dnia więc jakoś będę musiał przeżyć tą noc pełną hańby - Zaraz wracam - dodałem, wychodząc w szybkim tempie na korytarz, co umożliwiło mi szybkie zajęcie biało-zielonej łazienki. Musze przyznać, że odcienie płytek grasujące w tym miejscu były na prawdę śliczne. Zieleń idealnie komponowała się z bielą, która w pewnym momencie zdawała się załamywać w lekką szarość. Otrząsając się z tego podziwu, przekręciłem szybko klucz w zamku, a następnie zabrałem się za szybką, orzeźwiając kąpiel. Wszystkie czynności związane z pielęgnacją mojego ciała zajęły mi mniej niż dwadzieścia minut, dlatego moja wredna pani nie czekała za mną zbyt długo. Pamiętając o porządnym zawiązaniu kawałka materiałowego paska wokół swojego pasa, na nowo zawitałem w lokum pani doktor, która w między czasie postanowiła uszykować nam wygodne posłanie wraz z planszą do gry. Pierwszą rzeczą jaka rzuciła się w moje oczy była talia kart, która ułożona grzbietem do góry nie dawała poznać swojej o zawartości.
- W końcu jesteś! Myślałam, że mi się tam utopiłeś... A ponoć to my spędzamy więcej czasu pod prysznicem - poprawiła swoje wilgotne włosy, które w piękny sposób komponowały się z żółtym szlafrokiem jaki sobie upodobała - Siadaj... Jeszcze nie jest tak późno, więc możemy sobie pograć. Zresztą moi rodzice i tak poszli już spać, bo nie mają siły siedzieć po nocach, dlatego raczej nikt nas do łóżka nie pogoni po dobranocce - posłała mi łobuzerski uśmiech, co bardzo, ale to bardzo mi się spodobało.
- Więc wytłumacz mi zasady słońce.

Anastazja? :3
Pokaż kotku co masz w środku xd

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz