20 lis 2018

Od Raven C.D Cameron

    Spotkanie z Cameronem - już od dawna nie byłam na żadnej randce i nie czułam takiej ekscytacji. O ile można było to nazwać randką. Nie wiem, jak on to zinterpretował, ani ja nie wiem, jak mam to nazywać. Randka? Zwykłe spotkanie znajomych? Nie mówiłam mu wprost, że to jest randka, więc może pozostanę przy tym, że jest to najzwyklejsze spotkanie? Tak. To jest dobre rozwiązanie, a raczej ja tak przeczuwam.
    Odłożyłam spódnicę na bok, a raczej rzuciłam ją niedbale na łóżko i wyciągnęłam z szafy czerwoną flanelową koszulę w kratę. Do tego dobrałam jeszcze czarne spodnie. Nie byłabym sobą, gdybym nie zrobiła jednej rzeczy - odpięłam trzy guziki od góry, wyraźnie odsłaniając swój dekolt. Niby nie randka, jednak nie znaczy to, bym miała się w jakikolwiek sposób powstrzymywać.
    Ostatecznie poprawiłam swoje włosy i wyszłam z posiadłości, informując o tym tylko jedną osobę - kucharkę Gen.
    Na miejsce spotkania dotarłam dwadzieścia minut po wyjściu z domu - komunikacja miejska potrafi zdziałać cuda. Co prawda spóźniłam się parę minut, jednak nie było to tyle, bym miała z tego powodu wyrzuty sumienia.
    Dosyć szybko zauważyłam w niewielkim tłumie Camerona. Z uśmiechem na ustach podeszłam do niego od tyłu i stanęłam na palcach specjalnie, by zakryć mu oczy dłońmi.
     - Zgadnij kto - wyszeptałam mu zmysłowo do ucha, na co zareagował delikatnym drżeniem. Uśmiechnęłam się zadowolona tym, że tak to na niego zadziałało. Niby miała zachować do niego lekki dystans… Kto tak powiedział? Chyba ja… No cóż, najwyraźniej była to obietnica bez pokrycia, a moja natura nie pozwala, wręcz sama wpycha mnie w jego ramiona, a ja nie zamierzam się jej sprzeciwiać.
     - Raven - stwierdził, łapiąc mnie za dłonie i ściągnął je ze swojej twarzy, obracając się do mnie przodem z lekkim uśmiechem na ustach. - Spóźniłaś się.
    Machnęłam na to ręka.
     - A tam, to prawie nic.
     - Gdzie byś chciała iść? - spytał, odsuwając się ode mnie na bezpieczną odległość, przez co odciął mnie od przyjemnego ciepła płynącego z jego ciała. Momentalnie zawładnął mną delikatny chłód wieczora.
     - Tam, gdzie będzie chociaż trochę cieplej - podsunęłam, zaczynając się rozgrzewać, przez pocieranie dłońmi o moje ramiona. Chciałam chociaż odrobinę ogrzać, lecz bezskutecznie.
     - To może tutaj? - Wskazał ruchem dłoni na pobliską knajpę z fast foodem. Niekoniecznie chciałam tam iść. Od tygodnia cały czas jestem na bardzo tłustej diecie… To znaczy odkąd wzięła mnie ochota na burgera, czyli jakieś… prawie dwa tygodnie. I tak od tamtego momentu codziennie jem to jakieś frytki, to mięso, które tak naprawdę prawie wcale nim nie jest, tylko czystą chemią nasączoną toną oleju. Wstyd mi to przyznać, ale to był najpiękniejszy czas w moim życiu.
     - No nie wiem, czy akurat tutaj…
     - Dieta? - parsknął cicho, wsadzając dłonie do kieszeni. Możliwe, że jemu też było chłodno.
    Pokręciła lekko głową.
     - Właśnie za dużo jem rzeczy tłustych w ostatnim czasie… ale co mi tam, - machnęłam ręką, - chodźmy.
     - Jesteś strasznie niezdecydowana - zauważył, parskając cichym śmiechem i otworzył przede mną drzwi do knajpy. Podziękowałam mu lekkim skinieniem głowy i weszłam do środka.
     - Wiem - zaśmiałam się cicho i wyciągnęłam portfel z torebki, - taki mój urok.
     - Chowaj ten portfel, ja zapłacę - powiedział, tak jakby z dumą w głosie i wyciągnął swój. Co prawda był lekko poszarzały, stargany i widać było, że dużo przeszedł, ale portfel, to portfel. Ważne, że jeszcze trzyma pieniądze.
     - Zgłupiałeś. Mam pieniądze, to sama za siebie płacę - powiedziałam z lekka zbulwersowana, już powoli wyciągając banknoty.
     - Nalegam.
    Westchnęłam ciężko.
     - Jak wyjdziemy na następne spotkanie, to wtedy ja stawiam. Właśnie stargałeś moją dumę - powiedziałam z udawaną urazą, chowając pieniądze z powrotem do portfela.
     - Ty też stargasz moją dumę, gdy za mnie zapłacisz - odpowiedział tym samym tonem, jednak lekko się uśmiechał.
     - To będziemy kwita - parsknęłam cicho, podchodząc razem z nim do kolejki przy kasie. Spojrzałam w górę na tablicę, na której widniały różne przysmaki, które były czymś cudownym dla moich kubków smakowych. Nie moja wina, że mam słabość do fast foodu.
    Cameron zaczął wyciągać banknoty z portfela.
     - Co byś chciała? - zerknął na mnie, na co szybko odpowiedziałam:
     - Tego hamburgera - wskazałam ruchem głowy na jego obrazek na tablicy. - Z wołowiną… znaczy czymś mięso podobnym.
    Zamówienie i odebranie posiłku zajęło nam tylko parę minut, dlatego też już po niedługim czasie siedzieliśmy obok siebie w lekko przyciemnionym kącie lokalu. Czerwone lampki, które były przyczepione i poprowadzone przez ścianę obok nas, budowało ciekawy i przyjemny dla mnie klimat.
     - Boże - powiedziałam do siebie, przeżuwając pierwszy kęs mojego posiłku. - Czemu ja tu nigdy wcześniej nie byłam…?
     - Ja też jestem tu pierwszy raz - zaśmiał się, przełykając przeżute już jedzenie.
     - Przychodźmy tu częściej - zaproponowałam, uśmiechając się do niego. Całe to jedzenie i pobyt w tej knajpie odsunął mój cel na drugi plan. A co jest tym celem? Poderwanie go, ot co. Bez powodu nie wychodziłabym z nim nigdzie. No co jak co, ale na jedzenie ani jego, ani nikogo innego nie poderwę. Co jest fajnego i ciekawego w oglądaniu dziewczyny, jak ona je, spokojnie przeżuwa posiłek i nie zwraca na nic innego uwagi? Właśnie, nic… Chyba, że się trafi na osobę, którą to kręci w jakiś dziwny i chory sposób. Zdobycie takiej osoby byłoby nader łatwe. Po raz kolejny moje przemyślenia przysłoniły mi wszystko, co się dzieje tu i teraz. Ja to jednak jestem dobra.


< Cameron? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz