18 lis 2018

Od Althei C.D Felix

     Jego słowa zupełnie sprzątnęły z mojej głowy wszelkie myśli. Rozejrzałam się tylko w konsternacji dookoła, jakbym nagle musiała przyznać, że zupełnie nie rozpoznaje miejsca, w którym mieszkam. Kolejny uścisk w głowie obezwładnił mnie do tego stopnia, że musiałam oprzeć się o samochód. Nie zemdlej, nie zemdlej. Dałam sobie minutę, w myślach zaczęłam odliczać sześćdziesiąt sekund, jednak gdy byłam przy zaledwie dziesięciu, odzyskałam sprawność.
     - Tak, to tutaj.
     Felix bez słowa wysiadł i mnie podparł, czemu nie zaprotestowałam, zważywszy na swój aktualny stan.
     - Które piętro? ― Na jego twarzy pojawił się ciepły uśmiech, jakby odganiając wszechobecną ciemność, która pałaszowała otoczenie. Na te pytanie mój wzrok zawędrował ku górze, powoli posuwając się wzdłuż wysokiej kamienicy.
     - A jak myślisz? ― Wymusiłam słabiutki uśmiech. ― Windy nie ma, więc wyzionę tam ducha w takim stanie ― zabrzmiałam z lekka żartobliwie i ruszyłam przed siebie, jednak szybko uderzył we mnie nieoczekiwany szok, kiedy mężczyzna znikąd poszedł oraz wziął mnie na ręce. Otwierałam usta, by temu zaprotestować, ale szybko mnie ubiegł.
     - A próbuj krzyczeć. ― Odpowiedział mi cichym śmiechem, gdy zacisnęłam nerwowo wargi, próbując stłumić wzburzony komentarz. Felix dostał się do wnętrza odrobinę obskurnego budynku i zaciemnionymi schodami ― gdyż żarówki nadal były spalone ― zaczął wspinać się na ostatnie piętro.
     - Stawiasz mnie w krępującej sytuacji ― wymamrotałam, starając się nie zdradzać zbytnio zawstydzenia, które zapewne już wkradło się na moją twarz pod postacią dorodnej czerwieni.
     - Dlaczego tak uważasz? ― Uniósł brwi, nieco poruszony tym stwierdzeniem.
     - Bo pokazuje jakąś słabość ― odparłam bez żadnego śladu wahania. ― Nie powinnam. Przynajmniej nie od razu.
     - Nie mam ci tego za złe. Zwłaszcza w tym momencie. ― Uspokoił mnie ciepłym uśmiechem i ledwo się zorientowałam, że zatrzymał się w miejscu, w końcu wnosząc nas na ostatnie piętro. To był dla mnie znak, że pora wyciągnąć klucze i nie rozciągać w nieskończoność tej niezręcznej chwili, w której postawił mnie na ziemi.
     - Powinnam mieć tu gdzieś klucze… ― Moja dłoń zaczęła błądzić po obu kieszeniach na raz, aż nie wymacała zimnego metal brzęczącego nieznośnie w ciemności. Zanim jednak dotknęłam klamki, przerwał mi głos Felixa, który w pustej kamienicy powieliło echo.
     - Więc… masz psa, tak?
     Skinęłam powoli głową.
     - Raczej nie jest groźny… ― stwierdziłam dosyć neutralnym tonem. ― Ale siostra już tak. ― W końcu rozchyliłam drzwi, napotykając przed oczami jedyne źródło światła, jakim była lampka ulokowana na samym środku salonu, tuż przy kanapie, na której leniwie spała Lucia. Gdy ciche skrzypienie doszło do jej uszu, czujnie podniosła powieki.
     W moim wnętrzu zmieszało się uczucie tęsknoty i wstydu. Jej oczy, żądające jakichkolwiek wyjaśnień na temat zniknięcia, niemal dotknęły mojej duszy. Ugięłam się pod stresem, nie mogąc nawet wydusić z siebie słowa. Przeprosin. Nic. 
     - Al? ― zapytała z takim niedowierzaniem, jakby właśnie ujrzała ducha. ― G-gdzie ty byłaś tyle czasu? ― Dźwignęła się nerwowo na nogi, mierząc zmartwionym wzrokiem moje ciało w poszukiwaniu najmniejszego zadrapania czy rany. Otaczała mnie niezmierną, siostrzaną troską nawet wtedy, gdy powinna nakrzyczeć za to, jak głupia byłam.
     - To… zbyt skomplikowane, by opowiedzieć to w paru zdaniach…
     Obejrzała się za moje ramię, na Felixa, po czym wróciła na moją bladą, zapewne nawet szarą twarz.
     - Chcę wiedzieć wszystko… masz w ogóle pojęcie o tym, jak się zamartwiałam? M-myślałam, że nie żyjesz! ― Wręcz uderzyła we mnie pretensjami, gdy kąciki jej oczu wypełniły się błyszczącymi łzami. Starłam je szybko i zagarnęłam dziewczynę w czuły uścisk. ― Nie rób mi tak więcej! ― rzekła z taką mocą, na jaką pozwalało jej ściśnięte rozpaczą gardło. Żadne uciszanie nie pomagało.
     - Nie zrobię ci tego więcej ― przysięgłam sobie w głębi, że naprawdę uda mi się dotrzymać tego słowa.
     - No ja myślę.
     Wiedząc, że Felix może być nieco skrępowany tą sceną siostrzanej miłości, odkleiłam ją w końcu od siebie, oczywiście gdy tylko udało jej się zapanować nad emocjami.
     - A to jest Felix. Uratował mnie. ― Rzuciłam ciemnowłosemu wdzięczny uśmiech, który natychmiast skopiował na swoją twarz.
     - Hej. Jadłaś coś, młoda?
     Duch zaczął przy okazji kręcić się bezwstydnie pod nogami Felixa, uparcie towarzysząc mu w drodze do kuchni. Swoją drogą, zachowywał się dosyć swobodnie, co raczej przypisałam do zalet.
     - Nie. ― Lucia odparła zimnym głosem, nadal lustrując obcego wzrokiem, jakby właśnie oceniała to, jakim jest zagrożeniem. Oczywiście to zauważyłam.
     - Lucia, wszystko w porządku? ― Wkroczyłam do kuchni.
     - Tak… wszystko gra ― mruknęła bez entuzjazmu.
     Zaczyna się. 
     Niestety ja jak nikt inny byłam w stanie zrozumieć, że jej słowa znacznie mijają się z prawdą. Felix zaraz stanął bokiem do mnie i zaproponował, czy mamy ochotę na coś szczególnego, a ja, przekonana o tym, że dzisiaj wyjątkowo nie chcę się przemęczać, skinęłam głową. Pozwalałam mu na to, by bez krępacji krzątał się po kuchni. Długo przy swoim postanowieniu nie zostałam i już po chwili pomagałam mu wyciągać warzywa do przygotowania tempury.
     - Odpocznij ― mruknął spokojnie, dostrzegając kątem oka, jak zaczynam cokolwiek wykonywać.
     - W nocy odpocznę.
     - Nie. ― Wziął warzywa z moich rąk. ― Znając życie, wstaniesz rano o chorej porze i zaczniesz się zbierać do pracy ― wyjawił swoje podejrzenia na podstawie kilku chwil spędzonych ze mną i jego głos nie wskazywał nawet śladu wahania. Wprowadził mnie w dziwny stan ogłupienia, przez co po prostu zignorowałam to, co powiedział.
     - Każdej ofierze pomagasz, gotując jej kolację? ― Podjęłam próby rozluźnienia nieco atmosfery.
     - Nie ― odparł ze spokojem. ― Ale staram się pomagać ― zaczął kroić warzywa, uparcie się w nie wgapiając.
     - To rzadkość wśród jakichkolwiek organów policji.
     - Nie jestem z policji. ― Oderwał wzrok od punktu skupienia po to, by zerknąć na mnie i się delikatnie uśmiechnąć. ― Tylko im pomagamy od czasu do czasu.
     Zerknęłam na zegarek, zauważając powoli godzinę jedenastą w nocy.
     Pięknie. 
     - Jest prawie jedenasta. Masz siłę, by w ogóle tu siedzieć? ― Felix był zbyt bardzo pochłonięty kąpaniem warzyw w panierce, by spojrzeć na ten wyznacznik czasu. On jednak niespecjalnie się tym przejął. Nie wyglądał też na zmęczonego, co uczyniło mój dziwny przejaw troski czymś zupełnie bezsensownym.
     - Tak, czemu pytasz? ― Znów ten spokojny ton, który nie ulegał zmianie.
     - Nie wiem, pewnie masz pracę następnego dnia.
     Pokręcił głową.
     - Tylko jak zadzwonią.
     - Więc masz o tyle dobrze. Ja niestety wstaję o szóstej, więc najlepiej będzie, jak nie położę się zbyt późno. ― Zaczęłam wkładać warzywa do rozgrzanego odpowiednio oleju. To, co powiedział za moment, zawędrowało do mnie z uciążliwym niezrozumieniem.
     - Nie ― mruknął. ― Nie wstajesz.
     Aż obudziła się we mnie ogromnie dziwna chęć, by skutecznie mu zaprzeczyć.
     - Wstaję. Wiesz, jak ciężko jest nadrobić u tego szefa zaległości w pracy? ― Wypuściłam nerwowo powietrze z ust, nawet nie dopuszczając do siebie myśli, że moje wolne może się przedłużyć. Przy obecnym bilansie finansowym ta opcja nie byłaby możliwa nawet wtedy, gdy leżałabym przykuta do łóżka bez sił.
     - Wiem, ale w twojej sytuacji musisz odpuścić. ― Odsączył nadmiar tłuszczu z warzyw.
     - Szef tego nie zrozumie. ― Ucięłam temat, wyciągając talerze i robiąc to nadwyraz nerwowo. Felix już nie odzywał się w tej sprawie i spokojnie podzielił kolację na porcję. Jedną najpierw podałam Lucii, nadal pamiętając o tym, że nie jadła. Od początku posyłała Felixowi dziwne spojrzenia, przez co w pierwszych chwilach nawet wahała się przed skosztowaniem jedzenia. Głód jednak wygrał i przegonił resztę wątpliwości. Dziewczyna ewakuowała się do swojego pokoju, wykręcając się wymówką, że musi odrobić pracę domową.
     Dobrze wiedziałam, że nigdy nie robiła tego o tak późnej porze.
     Zostałam więc tylko z Felixem, który powoli napoczynał parujące jedzenie.
     - Wpadnij kiedyś do baru, jeśli chcesz ― powiedziałam z niewyobrażalnym spokojem. ― Dostaniesz darmowego drinka. Albo dwa. ― Było to tylko subtelne zasugerowanie, że z chęcią znalazłabym coś, czym mogę odwdzięczyć się chłopakowi za ratunek i pomoc w kolacji. I choć wiedziałam, że drink tego nie załatwi, to zawsze był to jakiś początek.

[Felix?]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz