11 lis 2018

Od Odette C.D Adam

     Z łóżka zostałam zwleczona w najgorszy i najbrutalniejszy sposób, jaki świat mógł ujrzeć. Kołdra sama jakby zerwała się z mojego ciała, czyniąc je wyjątkowo podatne na zimno, a głos, który się odezwał, bez litości podrażnił nadal pulsującą bólem głowę. Rozglądałam się w konsternacji dookoła, nie czując nawet zapachu standardowej zupy na przeziębienie, która przemknęła mi chwilowo na niezbyt ostrym polu widzenia.
     - Coś się stało? ― wymruczałam ledwo.
     Czy ja nadal jestem ledwo przytomna?
     Jedyna myśl, jaka krzątała mi się w umyśle, to ta starająca się przegonić ten paskudny, blokujący stan.
     - Rosół. Nic nie jadłaś dzisiaj, więc pomyślałem, że na pewno z chęcią zjadłabyś coś ciepłego. Rosół akurat według mojej mamy jest najlepszym lekarstwem na przeziębienie. Ponadto sam go robiłem i smakuje zajebiście ― zaśmiałem się nieskromnie. Nim zdążyłam chociaż przetworzyć to, co właśnie powiedział, ujrzałam, jak jego ręka odgarnia mi niesforne kosmyki włosów z twarzy.
     Rób tak dalej, a skończę z całkowicie czerwoną twarzą.
     Adam mnie peszył.
     Gdyby był maszyną do zawstydzania, sprawdzałby się aż zbyt skutecznie.
     - Dziękuję. ― Chwytając za łyżkę, podniosłam na niego swój przenikliwy wzrok. ― A ty jadłeś?
     - Nie martw się, ja degustowałem. ― Rzucił uśmiechem, który poszerzył się natychmiast, gdy pierwsza łyżka zupy zagrzała mój żołądek. Wiedziałam, że czekał na opinię od fachowca.
     - Czuję, że szybko postawi mnie na nogi.
     - Oby.
     - Wiem, wyglądam strasznie, a czuję się nawet tak samo źle. ― Z nieśmiałym chichotem godnym skrzata poprawiłam chociaż pobieżnie potargane od snu włosy. Tym samym udało mi się pochwycić jasne spojrzenie Adama, dochodząc do wniosku, że nie spuszcza go od dłuższego czasu. Delikatny uśmiech wykrzywił jego wargi.
     - Przeciwnie. Nadal wyglądasz pięknie. ― Przez głos nie przeszła mu nawet nuta zawahania. Mężczyzna w okamgnieniu przypomniał mi o nieodległym wieczorze, w którym zbliżyliśmy się do tego stopnia, że nasze wargi odnalazły drogę do siebie.
     Powinnam uważać to za nic takiego?
     Powinnam zacząć zastanawiać się nad tym, czy było to właściwe?
     - Dz-dziękuję. ― Schowałam wzrok, czując, jak na moją twarz wpływa już lekka czerwień. ― To ja… zjem ten rosół. Zapowiada się dobrze ― mruknęłam. Chyba gorzej nie mogłam zabrzmieć… 
     - Jasne. ― Wypuścił z ust spokojne westchnienie. ― Ja zmienię sobie opatrunki. ― Otarł zmęczone, zsiniałe od choroby oczy i opuścił wkrótce pokój, pozostawiając mnie z moim zawstydzeniem.
   
***

     Na dół zeszłam dopiero po około dwóch godzinach. Na ich przestrzeni choć w połowie uporałam się z notatkami potrzebnymi na studia, próbując odtworzyć te sprzed pożaru. Wciąż jednak odnosiłam wrażenie, że widziałam w nich ogromne braki, przez co wyszłam z pokoju z wyjątkowym rozdrażnieniem. Na dole, w kuchni, do moich uszu doszedł nowy, nieznajomy głos, który mógł należeć do rozmówcy, z którym blondyn konwersował jeszcze niedawno przez telefon. Wtedy to zignorowałam, sądząc, że to zupełnie nie moja sprawa.
     Bo nie moja.
     Zeszłam powoli po schodach, zaciskając przy tym pasek szlafroka. Spokojnym krokiem wkroczyłam do obszernego pomieszczenia i dostrzegłam w końcu dwie sylwetki siedzące przy stole. Zaniosłam do zlewu pustą miskę po rosole oraz odkręciłam wodę, tym samym ściągając na siebie ich uwagę.
     - Wow, Adam… ale nie mówiłeś, że masz tak urodziwą dziewczynę w rodzinie. O ile to rodzina ― odezwał się tamten mężczyzna, o którym już na wstępie wyrobiłam sobie niezbyt dobre zdanie. Co jak co, ale nikt bezpośrednio mnie tak w życiu nie potraktował.
     Blondyn na jego słowa odwrócił się gwałtownie w moim kierunku.
     - To Odette, tymczasowo tu mieszka. ― Wzrok Adama stał się wręcz przepraszający.
     - A ty to…? ― Próbowałam podsunąć mu pomysł, że nieznajomy powinien się przedstawić.
     - Gdzie moje maniery ― mruknął z leciutkim uśmiechem. ― Jestem Andree. Kumpel ze studiów Adama, trochę razem przeszliśmy. ― Zaśmiał się przy tych słowach ochryple i śledził mnie spojrzeniem, gdy po zmyciu naczynia zajęłam jedno z wielu miejsc przy stole.
     - I postanowiliście nagle odnowić kontakt? To chyba dobrze. ― Obdarowałam dwójkę przyjaznym uśmiechem, jednak Adam dalej intrygował mnie tym dziwnym spojrzeniem, jakim zerkał na Andree. Niby z lekka stęskniony, wspominający dawnego kumpla, ale nieoczekiwanie mógł ukryć więcej, niż się tego spodziewałam.
     Może lekko dramatyzuję?
     - To zajebiście, skoro miałem taką okazję! Wprowadziłem się parę domów dalej, więc będziemy mogli nieźle imprezować jak za dawnych czasów ― powiedział do Adama z szerokim uśmiechem.
     - A co z resztą ekipy? Noah, Aiden, Scott, Luke?
     - Ściągniemy ich! Stary, musimy jakoś uczcić to, że się wprowadziłem. ― Przez cały czas przysłuchiwałam się tej rozmowie bez większych wniosków. Pomyślałam tylko, że Adam powinien nieco oderwać się od pracy i odpocząć, ale wiadomo, że takie postępowanie musi posiadać mocno zarysowaną granicę.
     - Aktualnie jestem chory, gdybyś tego nie zauważył ― mruknął rozbawiony Adam, jednak jego worki pod oczami nie sugerowały żadnej radości.
     Coraz bardziej, z każdą kolejną chwilą moja ciekawość wobec przeszłości mojego pracodawcy niekontrolowanie rosła.
     - Nie wyglądasz źle… może trochę. Dzisiaj zadzwonię do kumpli i może zgodzą się przyjechać na trochę. Idziemy na zewnątrz? ― Andree wstał z miejsca, to samo Adam.
     - Na moment, bo nie chcę się bardziej przeziębić ― dodał jedynie i razem poszli w kierunku wyjścia.
     Nie wiedząc, co ze sobą zrobić, zaczęłam doprowadzać kuchnie do porządku. Starłam umiejętnie blaty, przywracając ich dawny blask, i zaczęłam układać wymyte sztućce na swoje miejsce. Z głowy wypadło mi jednak miejsce na talerze, a że przeszukiwania tej wielkiej kuchni nie przynosiły oczekiwanych rezultatów, to musiałam wyjść na zewnątrz. Naciągnęłam kaptur szlafroka na głowę, wyszłam na chłód oraz wzrokiem odnalazłam Adama, który nadal rozmawiał ze swoim kumplem. Moją uwagę przyciągnął jednak dym wydobywający się zza ich odwróconych sylwetek. Biały, może poszarzały, noszony przez silniej zrywający się wiatr.
     Dowiaduję się coraz nowych rzeczy… 
     Nie troszczyłam się nawet o fakt, że przerwę ich rozmowę, która prawdopodobnie dotyczyła przeszłości, jaka stała się dla mnie wyjątkowo ciekawa.
     - Adam, ty palisz? ― Zamiast zapytać o miejsce na talerze, kompletnie o nich zapomniałam, osłupiona tym, co ujrzałam. Pominąć fakt, że był chory, a nocą kaszlał gorzej niż nałogowy palacz. Miałam ochotę wyrwać mu to śmierdzące, bezużyteczne coś z rąk.
   
[Adam ty hultaju?]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz