18 lis 2018

Od Odette C.D Adam

     Nic nie dawało mi prawa do oceniania Adama. Nawet przez pryzmat przeszłości, na którą mogło składać się tak wiele czynników. Naturalnie dostrzegałam w nim aż zbyt dużo dobra, by teraz przykleić mu naklejkę imprezowicza i ćpuna na czoło. Gdy tego samego dnia zniknął z domu, pozostawiając mnie na tej ogromnej posesji wyłącznie z psem, nie zastanawiałam się nawet. Wrócił do niego stary przyjaciel ― chciał nadrobić z nim stracone lata. Nic w tym dziwnego. Skorzystałam więc z wolnego czasu, choć miałam go mnóstwo, i pouczyłam się na nadchodzące kolokwium tuż przy puszystym boku sporego psa, który zaślinił mi parę świeżych notatek. Notatki z czasem odsunęły się ode mnie kompletnie przypadkowo, przybliżając równocześnie ku losowym programom w telewizji. Położyłam nogi na kanapie, przykryłam całe ciało kocem, by całkowicie oddać się serialowi ― a raczej chłonącemu mnie bez reszty zmęczeniu, które sprawiło, że w końcu straciłam świadomość.
     Głośne trzaśnięcie drzwiami. Głuche obijanie się o ściany i te dziwne dźwięki, których jeszcze nie potrafiłam z niczym skojarzyć ― wszystko to odebrało mi sen w środku nocy. Poderwałam się z łóżka, chyba w głębi uświadamiając sobie, że właśnie zastałam Adama. By jednak zyskać pewność, powiodłam na palcach w kierunku korytarza, gdzie dyskretne dotąd dźwięki zaczęły nabierać coraz większej siły. Odszukałam włącznik do światła, błądząc po gładkiej ścianie, usłyszałam pstryk i przeżyłam krótki szok. Adam, niezwracający nawet uwagi na to, że wszystko obserwuję, wpijał się w szyję jakiejś kobiety i niecierpliwie próbował pozbyć się jej ubrań. Skupiony wyłącznie na swojej przyjemności mężczyzna nawet nie sprawiał wrażenia, że kiedykolwiek się odwróci.
     To chyba ostatnie, co spodziewałam się ujrzeć. 
     Cofnęłam się parę kroków do tyłu ― najciszej, jak tylko umiałam, decydując się nie przeszkadzać. Gdzieś z tyłu głowy głos wyszeptał mi, że nie chciałam tego zobaczyć. Że powinnam coś zrobić. Że Adam tym razem posunął się za daleko, choć ― patrząc na to moim okiem ― miał do tego nienaruszone prawo. Prawo, na które przede wszystkim nie miałam żadnego wpływu. Z tymi myślami, z lekka już uspokojona, powróciłam na kanapę. Jęki, głośne stęknięcia i skrzypienia materaca na górze stały się bowiem tak nieznośne, że musiałam podgłosić telewizor. Pieprzył się z jakąś kobietą po pijanemu. Powtarzałam sobie te wnioski w głowie, próbując wmówić sobie, że mnie to nie rusza. Ruszało, i to jeszcze przez następne paręnaście minut, przy których dźwięki nie zanikały w ścianach ogromnej posesji. Wywoływały we mnie swego rodzaju obrzydzenie. Krzywiłam się na samą myśl, że to może tak długo trwać…
   
***

     Zbudziłam się dopiero około dziesiątej rano. Przez zasłony salonu przemknął blady świt wpadający mi do oczu, który jednocześnie sugerował bezchmurne, szare niebo. Jesienne wichury witały mnie ostatnio jako pierwsze i pozwalały zapomnieć o wysokim słońcu czy pełnym kłębów chmur niebie. Dźwignęłam się leniwie z łóżka, próbując zabrać za sobą resztki wymierających sił ― choroba ciągle postępowała.
     Ktoś śmignął za niezasłoniętym oknem, zanim zdążyłam dobrnąć do kuchni. Stukot zaczął rozdzierać tę błogą ciszę, przez co szybko pobiegłam ku drzwiom, byleby tylko ukrócić ten dźwięk. Wycierając nos chusteczką, uchyliłam wejście, pozostawiając w nim niedużą szparę.
     - Odette, prawda? Otwórz mi, nie jestem groźny. ― Andree zaśmiał się dźwięcznie. Jak na imprezowicza, wstał zaskakująco wcześnie, jak i nie wykazywał żadnych oznak kaca, przynajmniej nie na pierwszy rzut oka.
     Od razu przyszło mi na myśl, że odesłanie z kwitkiem kumpla Adama źle się skończy, więc ze sporą dozą wahania rozchyliłam drzwi.
     - Dobra dziewczynka! ― Wbił do wnętrza dosyć gwałtownym ruchem i zatarł ręce. ― No, to gdzie Adam? Coś poszło nie tak? Bo wrócił chyba wcześniej niż ja…
     Mój wzrok wyrażał standardowo wszystko, co sobie myślałam, zatem były to słowa „zaraz się dowiesz, jak bardzo coś poszło nie tak”, a z podkrążonymi oczami mogłam tylko wyobrażać sobie, jak strasznie wyglądałam.
     - Adam wrócił wczoraj wcześniej ― potwierdziłam, a na moją twarz wkradł się zażenowany uśmiech, którego Andree chyba niezbyt pojął, co sugerowała jego późniejsza odpowiedź. ― Ale nie wrócił sam.
     - Wyrwał jakąś panienkę? No, nie utracił tego ducha sprzed paru lat… ― Zagryzł wargę w ekscytacji.
     Cholera, jak na złość teraz zjawił się przed oczami ten cholerny, nic nieznaczący pocałunek. Bo nic nie znaczył. Jednak kobiety już tak mają, że gdy zauważają, jak kolejna zaciera ślady jej warg na ustach tego samego mężczyzny, zaczynają czuć dziwny uścisk.
     - Wyrwał. ― Skryłam piekące policzki w półcieniu. ― Wziął ją już nawet w obroty. ― Na te słowa Andree roześmiał się wesoło i wkroczył za mną do przestronnej kuchni. Automatycznie zaczęłam przygotowywać dwie poranne kawy.
     - Co za wariat. ― Westchnął nostalgicznie i oparł się o blat kuchenny, przy którym się bezustannie krzątałam.
     - Taaak… ― Wydałam niezbyt radosny śmiech.
     Czy podobało mi się zachowanie Adama? Nie. Bez przerwy bałam się, że pozorny dzień czy dwa czystej, szczeniackiej wręcz rozpusty wtopią się w jego codzienną rutynę i zwyczajnie zniszczą mu dotychczasowe życie, które sobie zbudował. A gdy mój niepokój się odzywa, to znak, że będzie źle.
     - Poproszę dwie łyżeczki cukru. ― Chwycił za kubek, a ja bez wahania osłodziłam mu gorący napój. ― W sumie wiesz co? O tobie też coś wspominał na imprezie.
     - Co takiego?
     I w tym momencie na dół zszedł powolnym krokiem blondyn. Drapał się po roztrzepanych włosach, jeszcze dając poznać po sobie lekkie upojenie. Przyłapałam się na tym, że odwróciłam z konsternacją wzrok.
     - Panienka na górze śpi? ― Andree nie silił się nawet na to, by zachować temat naszej rozmowy w większej dyskrecji.
     Adam uśmiechnął się głupkowato, poprawiając pomiętą koszulkę.
     - Śpi jak zabita.
     - Jesteś pewien, że jej nie zabiłeś? ― Szturchnął go dziarsko, rozbawiony niczym najlepszym żartem.
     Zaraz zwymiotuję powietrzem. 
     - Tak, jestem pewien. ― Głośno prychnął. ― Hej, Odette. Możesz mi też zrobić kawy, proszę.
     Skinęłam głową bez żadnej odpowiedzi. Dopiero po chwili wzięłam przykład z Andree, a dokładniej z jego braku taktu i spytałam:
     - Podobno mówiłeś coś o mnie na imprezie. Co to było takiego? ― Uniosłam brwi, zalewając mu kawę i przy okazji starając się całkowicie wyzbyć niewygodnych myśli o tym, co robi ze swoim życiem.

[Adam ty głąbie?]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz