20 lis 2018

Od Odette C.D Adam

     Wszystko było w porządku.
     Wszystko.
     A jednak dziwne skrępowanie blokowało mnie teraz bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Zwłaszcza kiedy ledwo ubrana, nieznajoma pani ― ach, przepraszam, Sylvia ― rzuciła się na szyję Adamowi i wyszeptała mu zapewne niezbyt przyzwoite słówka do ucha. Zapiłam wtedy te dziwne uczucie zakłopotania szybkim łykiem kawy, który całkowicie opróżnił kubek, a napój mimo dawki kofeiny nie wydawał się stawiać mnie na nogi.
     - Nawet nie pamiętałeś jej imienia, hm? ― spytałam mimochodem, kiedy śpiąca królewna już wdrapała się zgrabnym ruchem po schodach.
     Ciężko mi przychodziło to na myśl, naprawdę ciężko, ale Adam chyba nie miał problemu z korzystaniem z pań o niskim poszanowaniu własnego ciała. Wystarczyło, że wypił i miał ochotę się za nią zabrać, co stwierdził zupełnie tak, jakby była to codzienność. Zresztą, mogłam się tego spodziewać po tym, co wyczyniało się na ostatniej imprezie, a ja głupio próbowałam wydrzeć to z pamięci bądź przypisać do tego nieistniejące zalety.
     - No nie… ― Podrapał się po głowie z głupkowatym uśmiechem.
     - To już koniec wypadów? ― Zaczęłam czyścić kubek z gęstych fusów kawy.
     - Znając życie, Andree jeszcze coś wymyśli.
     - Ale ty nie musisz się na to zgadzać. ― Na mojej twarzy odmalował się uroczy uśmiech.
     - Co innego, gdy chcę ― odpowiedział tym samym, wywołując przy tym moje nieuzasadnione zrezygnowanie. Dlaczego on zapuszczał się coraz bardziej w to, od czego uciekał? W moim wnętrzu wręcz darł się głos, by wyplątać go z tych sideł, zanim będzie za późno, ale tłumiłam go w sobie niczym potwora w klatce. Ostatnie, co chciałam, to narzucać mu swoje własne racje.
     - Jasne, rozumiem. ― Nie wiedziałam, jak długo będę w stanie trzymać niezadowolenie pod uśmiechem.
     On jednak nie silił się, by to wykryć, i od razu wyjął z szafki leki przeciwbólowe. Podeszłam spokojnym krokiem do telefonu, odblokowałam wyświetlacz, zderzając się ze sporym zaskoczeniem. Nieznajomy numer widniał w świeżo zapisanych kontaktach.
     - Adam? ― Skierowałam głowę w jego stronę. ― Wiesz może, czyj to numer? ― Pokazałam mu telefon, który ujął po chwili w dłoń. Ból głowy zapewne spotęgował ostry blask ekranu, przez co blondyn zmrużył oczy, zanim zdołał przeczytać cyfry.
     - Andree? ― Jego głos wykazywał mieszanką zdziwienia z niedowierzaniem. ― To kobieciarz, tak tylko mówię. ― Odłożył telefon, kiedy byłam bliska pomyślenia, że usunie mi ten numer. Nie był na tyle głupi. 
     - Dlaczego Andree miałby chcieć się ze mną skontaktować?
     Podstęp?
     Adam cicho prychnął i popił tabletki dużym łykiem wody.
     - Sam nie wiem. ― Zdecydowanie nie podzielił moich uczuć, a potraktował je tak, jakby były wyssane z palca i niepoparte żadnymi faktami. ― Raczej to nic nie znaczy, wielu dziewczynom tak robi.
      - Skąd to wiesz? ― mruknęłam niezbyt przekonana.
      - Bo znam go dłużej? ― Uniósł brwi do góry i osaczył mnie oczywistym uśmiechem, przez który poczułam się nieco głupia. ― Radzę zapomnieć. ― Mrugnął niebieskim spojrzeniem i skierował się z powrotem na górę.
     Jego rady były przecież tak bogate.

***

     Wieczorem poczułam, jak choroba zaczęła znacznie ustępować. Ostatnimi jej resztkami stał się malutki katar, z którym przede wszystkim dało się żyć. Zniknęły zaczerwienione obszary na nosie. Pod oczami nie rozpościerały się już ciemne, brązowe worki, jakie wcześniej musiałam maskować miejscowym makijażem, by lustro na mój widok nie rozbiło się na milion małych kawałeczków. Właśnie spokojnie siedziałam przy kolacji wraz z Adamem. Po jego porannym pokazie obojętności nie odzywaliśmy się za wiele, aczkolwiek czy ograniczenie zbędnych dyskusji mi w ogóle przeszkadzało? Nie.
     Przegryzłam kęs kanapki i odebrałam nagły telefon.
     - Halo? ― Resztki jedzenia w ustach stłumiły mi głos, a po chwili czułam jak chleb wręcz staje mi w gardle, gdy rozmówcą okazał się być Andree.
     Adam posłał mi zaniepokojone spojrzenie. Nie dziwię się. Na jego miejscu wezwałabym egzorcystę.
     - Odette? Super, że odebrałaś. ― Wyczułam uśmiech, mimo że nie mogłam dokładnie zbadać go wzrokiem. ― Nie będę owijał w bawełnę. Dostałem pracę i urządzam małą imprezę z tej okazji u mnie w domu. Dostałbym szału, gdybyś nie przyszła ― rzekł przekonującym, wręcz naciskającym tonem.
     - To świetna wiadomość. Co do imprezy...
     - Czekaj, skarbie, mam drugi telefon. ― Przełączył się, przez co rozmowa została wstrzymana.
     I znikąd odezwał się głos, którego właściciel, jak się okazało, siedział niedaleko z telefonem przy uchu i wpatrywał się we mnie.
     - Nie może przyjść, przykro mi.
     - Co robisz? Ale ja chcę przyjść! ― Doskoczyłam do niego porywczo, jednak ten zwinnie mnie wyminął i zaczął poruszać się po kuchni, ignorując dwie ręce sięgające do niego z każdej strony. No co za uparty bachor!
     - Nie ma mowy, dopiero wyzdrowiała i to nie jest dobry pomysł, żeby przychodziła ― kontynuował rozmowę w telefonie, w ogóle nie zwracając uwagi na wolność moich decyzji. Deptał je wręcz pod swoimi stopami i krążył po pomieszczeniu, dopóki rozmowa nie skończyła się po jego myśli. Potem odłożył telefon jakby nigdy nic i nie rzucił w moją stronę żadnego, nawet najmniejszego spojrzenia, pozostawiając mnie w stanie totalnego osłupienia.
     - Dlaczego to zrobiłeś? ― spytałam z wyraźną pretensją.
     - Dopiero byłaś chora ― zaczął neutralnym głosem.
     - Ty też.
     - I Andree to dupek.
     Jasne. Od początku wydawał się miły, więc nie miałam zbyt wielu podstaw, by wierzyć blondynowi w tej kwestii.
     - Co nie znaczy, że nie mogę się jakoś rozerwać. Przestań. Zgaduję, że ty pójdziesz na tę imprezę?
     - To mój kumpel, muszę. Poza tym ty nie masz jutro żadnego kolokwium? ― Podniósł brew, dając mi do zrozumienia, że nie czuł się źle ze swoim postępowaniem i chciał jak najszybciej zmienić tor rozmowy. Faktycznie udało mu się, bo wszelki entuzjazm oraz chęć walki uciekły ze mnie niczym powietrze z balonika. Wycofałam mi się z posępnym wyrazem twarzy z zasięgu kuchni i wzrok nie spoczął więcej na błękitnych oczach.
     Przecież i tak tam pójdę. 

[Adam? Robienie blondynkowi na złość czas start]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz