2 lis 2018

Od Anastazji CD. Rafaela

Mój dyżur zakończył się gdzieś dopiero koło godziny siedemnastej, gdzie i tak była dwie nadgodziny w pracy, próbując ogarnąć wszystkie papiery jakie mi przyszły o nowych pacjentach. Co do doktora Rafaela, to nie widziałam go ani razu po tamtej wspólnej operacji chłopczyka, nad którym się znęcano, ani mnie nikt nie wzywał już, co dawało mi czas na zapoznanie się z innymi dokumentami. Cóż chyba każdy lekarz czasami miał wrażenie iż wszystko co robi jest jedną, wielką rutyną, przez co łatwiej było przeoczyć jakieś wskazówki czy też błędy w kartach pacjentów, dlatego też wolałam je jeszcze raz dokładnie przejrzeć, lecz na szczęście obyło się bez żadnych pomyłek. Chyba nigdy bym sobie nie wybaczyła, gdyby coś się stało ludziom których leczę i tym którzy zawierzyli mi własne życie, gdyby się okazało że popełniłam jakiś kategoryczny błąd. Leczenie ludzi to odpowiedzialność ogromna, zważywszy iż musimy dobrze dobierać lekarstwa by nie zaszkodziły one pacjentowi.
Każdy był inny i każdy pacjent inaczej reagował na dany lek, bądź też leczenie... Dlatego tak ważny był wywiad przeprowadzony z pacjentem, który udziela nam wszystkich informacji jakie od niego chcemy na temat tego jak np. reagował na jakieś leki z konkretnej grupy, co mu dolegało bądź na co się leczył. Może i dla innych ludzi to głupie i bezużyteczne, lecz nam lekarzom bardzo się to przydawało w dalszym leczeniu takowych pacjentów oraz sprawiało że pacjent nie dostawał co po chwilę mieszanki różnych leków, po których mógłby się źle czuć. Kończąc dopijać swoją piątą już z rzędu kawę, poukładałam wszystkie dokumenty na biurku, a następnie się podniosłam i biorąc kubek kawy, zaniosłam go do niewielkiej kuchni, gdzie go umyłam. Następie poszłam się przebrać w swoje dzienne rzeczy, co dość szybko mi poszło, a następnie zarzuciłam na siebie niebieską kurtkę oraz torebkę na ramię, ruszyłam ku wyjściu ze szpitala.
- Na razie Trudi - odezwałam się, żegnając się z jedną, z moich ulubionych koleżanek, która była pielęgniarką.
- Na razie pani doktor - odparła z lekkim uśmiechem, po czym wyszłam ruchomymi drzwiami na czujnik, tym samym wychodząc na parking. Od razu podeszłam do swojego nieniebieskiego auta, do którego wsiadłam z nie małą ulgą. Ależ to był dzień pomyślałam zapinając czarny jak smoła pas bezpieczeństwa.
Chwilę tak siedziałam i rozmyślałam co by tu zrobić aż przypomniałam sobie że miałam zrobić zakupy by coś na pojutrze ugotować! Wiedząc już co robić, włożyłam klucz do stacyjki, który przekręciłam w prawo na przedostatnią pozycję po to, by uzbroiły się poduszki powietrze, a następnie po zgaśnięciu wszystkich kontrolek, ponownie przekręciłam kluczyk, tym razem jeden raz i przetrzymałam chwilę, co spowodowało iż uruchomił się silnik. Na desce rozdzielczej od razu pojawił mi się wskaźnik prędkości, który na chwilę obecną pokazywał wielkie zerwo, stan paliwa w zbiorniku, licznik przebiegu kilometrów oraz wiele innych rzeczy. Widząc iż nie świeci mi się mały zielony znaczek od świateł, przekręciłam po lewej stronie dźwignę od siebie w lewo, dzięki czemu światła "krótkie", a w kodeksie jazdy "mijania" światła się zapaliły, co mogłam ujrzeć na ścianie na przeciwko której stałam.
Następnie wrzuciłam wsteczny, włączając przy tym lewy kierunkowskaz, a następnie ostrożnie wycofałam i wykręciłam kierownicą z parkingu tak by nie zahaczyć innych pojazdów zaparkowanych koło mnie i za mną. Następnie odkręciłam kierownicę w prawą stronę do "oporu", a następnie wrzuciwszy pierwszy bieg delikatnie ruszyłam do przodu, dzięki czemu samochód po chwili ustawił się prosto do pasa. Wyjeżdżając z parkingu, włączyłam kierunkowskaz w prawą stronę, przy czym rozejrzałam się ostroznie czy aby na pewno mogę wyjechać z miejsca parkingowego i włączyć się do ruchu, nie obawiając się żadnej stłuczki i skierowałam się drogą do jednego z supermarketów. Jechałam około osiemnastu kilometrów, aż w końcu po lewej stronie ujrzałam wielki supermarket, z niebieskim logo. Spokojnie zajęłam swój pas do skrętu, po czym gdy zaświeciło się zielone światło ruszyłam na parking, gdzie na zewnątrz jak zwykle nie było wolnego miejsca, więc skierowałam samochód na parking podziemny, gdzie udało mi się znaleźć miejsce tuż przy wejściu, co było nie lada sukcesem!
Wysiadając z samochodu spojrzałam na filar, przy którym stanęłam, by wiedzieć jak później odnaleźć swój samochód, a widząc literę i cyfrę "A-1", szybko powtórzyłam w swojej głowie to dwa razy by zapamiętać, a następnie ruszyłam na ruchome schody, które przetransportowały mnie na pierwsze piętro. Znając już nieco ten teren, ruszyłam na wprost, gdzie następnie przeszłam lekkie kółko i weszłam do mojego ulubionego sklepu, gdzie wszystko zazwyczaj było. Wzięłam żółty koszyk, gdy przeszłam przez bramki, po czym weszłam najpierw na kosmetyki i przeróżne żele do kąpieli czy też szampony do włosów. Wybrałam swój ulubiony szampon o zapachu kwiatowym, a następnie wybrałam sobie jeszcze żel pod prysznic o zapachu miodu i czekolady, gdyż nie potrafiłam się zdecydować na jeden oraz włożyłam do koszyka pastę wybielającą do zębów. Idąc kolejnymi alejkami i przeglądając wszystkie półki sklepowe, w moje ręce wpadło także mydło do rąk antybakteryjne, papier toaletowy o zapachu rumiankowym, płyn do mycia naczyń o zapachu miętowym, oraz dwie tabliczki czekolady o smaku karmelowym i mlecznym. Kiedy włożyłam to do ciężkiego już nieco koszyka, znowu przypomniałam sobie o najważniejszej rzeczy, czyli jakimś mięsie na obiad. Dlatego też skierowałam się na mięsne stanowisko, gdzie wybrałam płaty z kurczaka podwójne duże, kaszankę szynkę z kurczaka oraz kabanosy i ser żółty. Następnie idąc już w stronę kas samoobsługowych, nagle usłyszałam że dzwoni mi telefon, więc wyjęłam go z bocznej kieszeni, na chwilę stając i spojrzałam kogo do mnie "niesie".
Widząc numer pani Endrus lekko uniosłam brew ku zdziwieniu, lecz zaraz odebrałam przychodzące do mnie połączenie. Była to starsza kobieta, która często miała problemy z wejściem już po schodach, czy też robieniem zakupów, dlatego też tam czasem jej coś kupowałam jak mnie prosiła. Wymieniłyśmy się do siebie numerami w razie czego, gdyby potrzebowała jakiejś pomocy, co wielokrotnie się sprawdzało, gdyż kiedyś spadła biedaczka z łóżka i nie potrafiła się sama podnieść, gdyż dostała silnego niedocukrzenia... Było to spowodowane tym iż wzięła na noc przed spaniem za dużą ilość jednostek insuliny w brzuch, a bardzo mało zjadła. Jakoś udało jej się zadzwonić do mnie, gdyż byłam ostatnią osobą z którą rozmawiała, tak wiec jej telefon miał mnie w pamięci, więc wykręciła do mnie numer przez przypadek zamiast na pogotowie, ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło i jakoś jej wtedy pomogłam. Było z tym nieco zachodu, gdyż musiałam wzywać woźnego, ale razem jakoś ją podnieśliśmy i daliśmy słodki napój do napicia się, dzięki czemu poziom cukru szybko wzrósł w jej krwi i poczuła się lepiej.
- Halo? - spytałam spokojnie odbierając połączenie od starszej pani.
- Halo? Anastazjo kochanie czy to Ty? - spytała.
- Tak pani Endrus, to ja - odpowiedziałam spokojnie, dając jej pewność iż dodzwoniła się pod mój numer - Coś się stało? - spytałam zaraz.
- Nie, nie kochana, ale miałabym prośbę do Ciebie... - zaczęła - Nie chciałam Ci zawracać głowy, ale wiesz nie mam dzisiaj siły już pójść do sklepu.... - westchnęła ciężko. Wiedziałam że jej głupio prosić mnie o pomoc, gdyż jednak chciała być bardzo samodzielna, a i bała się że mam jej powoli dość przez swoje ciągle zawracanie mi głowy. No nie powiem często po pracy byłam już lekko zirytowana jeśli musiałam jej jeszcze coś zrobić, albo kupić, ale w końcu to była już starsza kobieta, a jej rodzina zbytnio się nią nie interesowała, bo mieszkała bardzo daleko. Poza tym i mnie kiedyś dopadnie starość i wiedziałam że muszę być dla niej wyrozumiała, ponieważ na pewno nie było jej łatwo w życiu, zwłaszcza po śmierci męża...
- Nic się nie stało pani Endrus, o co chodzi? - spytałam spokojnie.
- Kochana kupiłabyś może parę saszetek dla kota i parę puszek dla Dingunia? - spytała niepewnie - Oddam Ci oczywiście pieniążki jak przyjdziesz - dodała.
- Pewnie pani Endrus, nie ma problemu! - powiedziałam szybko - A chleb pani ma i coś do niego? - spytałam jeszcze gdyż żyłą bardzo skromnie i czasem wstydziła też i dopowiedzieć że czegoś jeszcze jej brakuje.
- No wiesz... - westchnęła lekko - To w zasadzie też mi potrzebne, ale ja jutro pójdę do sklepiku obok nas, nie kłopocz się - powiedziała szybko, po czym lekko kaszlnęła.
- Niech pani się nie martwi, ja to wszystko kupię dla pani, to dla mnie żaden kłopot, a skoro już jestem w sklepie, to mogę to wszystko załatwić - postawiłam na swoim.
- No dobrze... Dziękuję Ci bardzo kochana - powiedziała z wdzięcznością - Mój boże jestem już taka stara i guzdrała... - dodała niezadowolona z siebie.
- Nie ma za co pani Endrus, to w takim razie niedługo przyjadę, do widzenia - powiedziałam spokojnie.
- Dobrze kochana, do widzenia, czekam - mówiąc to rozłączyłam się i ponownie poszłam w alejki sklepowe
***************
Następnego dnia wstałam około godziny siódmej rano, a następnie robiąc sobie kawę ziewnęłam przeciągle. Zjadłam dwa tosty, a następnie z parującym kubkiem kawy poszłam do salonu, czy tez pokoju gościnnego, gdzie usiadłam na wygodnej kanapie i włączyłam telewizor. Niestety jak na złość nic ciekawego nie leciało, więc po wypiciu kawy i po przeczytaniu pary stron interesującej książki, wstałam i postanowiłam udać się na mały spacer. Cóż z racji tego iż park dla psów miałam najbliżej, postanowiłam ze udam się właśnie tak, lecz czując straszne zimno dzisiejszego dnia, wstąpiłam jeszcze do kawiarenki, gdzie kupiłam sobie na wynos herbatę.
Miałam dzisiaj wolne w pracy, więc mój inny kolega zajmował się oddziałem... Czasami nie wiedziałam co robić z takim dniem wolnym i często mi się tak nudziło, że nie potrafiłam sobie znaleźć miejsca, ani często nie ciągnęło mnie do żadnych z książek, lecz jakoś trzeba było sobie dawać radę. Gulasz zrobiłam wczoraj, tak więc dzisiaj miałam co jeść i myślałam by pani Endrus też dać... Po śmierci swojego męża, co nastąpiło pięć miesięcy temu, przestała tak o siebie dbać jeśli chodzi o jedzenie, co mnie bardzo martwiło. Choć była starsza i już niestety samotna, to zawsze miała nieskazitelnie czyste mieszkanie, co zawsze wprawiało mnie w podziw, gdyż zazwyczaj staruszki taki jak ona rzucały wszystko w kąt gdzie popadnie to tak leżało. Idąc spokojnie przez park i trzymając gorącą herbatę w specjalnym pojemniczku, nagle usłyszałam donośne miauczenie jakiegoś kota. Było ono tak przejmujące i jakby błagalne, że zaczęłam się pośpiesznie rozglądać, aby zlokalizować źródło hałasu, gdy nagle spojrzałam na jedną z gałęzi drzewa, do którego właśnie dochodziłam.
Moje oczy ujrzały małego, bardzo poranionego kotka, który kurczowo trzymał się gałęzi i miauczał przeraźliwie przestraszony, zapewne nawołując swoją matkę, której nigdzie nie było... Ściągnęłam go jakoś z drzewa i bardziej mu się przyjrzałam. Był w bardzo złym stanie... Nie miał połowy ogonka, połowy uszka i był bardzo słaby... Zmartwiłam się tym bardzo gdyż wyglądało na to iż zaatakowały go jakieś psy! Wiedziałam ze muszę go zanieść do weterynarza i by się nim odpowiednio zajął. Z racji tego iż było bardzo zimno, to włożyłam go pod kurtkę i zaczęłam iść z nim wracając do domu by móc pojechać do weterynarza, kiedy nagle usłyszałam szczekanie psów, przez co kotek przerażony wbił mi pazurki, a co za tym szło, przez przypadek wylałam gorącą herbatę na... Rafaela! No nie.... pomyślałam szybko.
- Przepraszam, nie chciałam - mówiąc to szybko wyrzuciłam do kosza kubek po herbacie.
- Nie chciałaś? Kobieto patrz jak chodzisz! - powiedział oburzony wycierając swój mokry kark.
- W brązowym ci do twarzy - mruknęłam po czym z kurtki pod moją szyją wyszedł maluch który zaczął miauczeć przeraźliwie, bojąc się psów.


Rafael? ;3
Pójdziesz do weta z nią? xdd wypierze Ci tą koszulkę czy co to tam jest xd

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz