14 lis 2018

Urodziny, ale nie do końca

Cześć, dzień dobry, hej, czołem, sama nie wiem jak przywitałam Was w tym dniu.

          Zapytasz pewnie "ale o jakim dniu mówisz?". Ja odpowiem: o trzynastym maja. Zwyczajna data, niczym nie wyróżnia się spośród szeregu innych, prawda? Zwrócę się teraz do wszystkich. Mogliście mieć zły humor, mogliście skakać z radości, byliście gdzieś, zwiedzaliście, może cieszyliście z pięknej pogody albo podziwialiście deszcz za oknem. Spotkaliście się ze znajomymi, byliście w sklepie, u fryzjera, zajmowaliście się zwierzętami, może spędzaliście czas z rodziną? Właśnie z tego powodu mogłoby wydawać się Wam, iż to naprawdę zwyczajny dzionek. Otóż nie dla nas. Do rzeczy. Od trzynastego maja minęło dokładnie pół roku. Nadal nie wyjaśniłam, co stało się tego dnia? Och, już wszystko mówię! Moi drodzy, panie, panowie, moje kochane słoneczka, perełki, misie, pragnę uroczyście ogłosić, iż dziś, trzynastego listopada mija...
pól roku od otwarcia Avenley River
Teraz powinno być wszystko jasne, co? To rzecz jasna. Już nie przedłużam, przechodzę do drugiej części tego postu.
     No więc... moi drodzy. Nie ukrywam, że nie mam pojęcia jak to w ogóle zacząć. Mam Wam tak wiele do powiedzenia, tak mało czasu, na dodatek muszę to ładnie streścić, żebyście broń Boże nie zanudzili się na miejscu, bo zależy mi, byście wszyscy zostali do końca, pomimo mojego marudzenia.
          Powiedziałabym dziękuję i poszła zająć swoimi sprawami, ale wiem, że to za mało. Zresztą, byłoby mi wstyd, że za tak cudnie spędzony czas byłam w stanie wydusić z siebie tylko tyle. Bo tak, bez zastanowienia powiem było warto, bo było, i to jak. Ba! Powinnam powiedzieć było warto, wiem, że to samo napiszę za rok, za dwa czy trzy. Czy nawet dziesięć. Te dwa słowa brzmią jak słowa pożegnania, a więc należy dodać coś, co jest bardziej motywacją niż pożegnaniem. Hej, ani ja, ani Wy nigdzie się nie wybieracie. Za nami pół roku, przed nami kolejne pół, później następne, następne, do kiedy pozwoli nam czas i dopisze wena.
          Dziękuję Wam za wszystko. Dziękuję za każdą chwilę, każdy uśmiech, każdą rozmowę, każdy pseudonim, każdą godzinę, każde opowiadanie, Wasze zaangażowanie, pomysły, chęci, dziękuję za wsparcie i serce, bo w tym czasie okazaliście mi go więcej niż ktokolwiek kiedykolwiek by dał radę. Nikt nie sprawia mi tyle radości, nie dostarcza codziennej dawki uśmiechu, nie doprowadza do bólu brzucha. Dla Was mam ochotę wracać tu co rano i odchodzić późno w nocy. To wszystko Wasza zasługa, przysięgam z ręką na sercu. Wszystkie shipy, rozbudowane plany, friendshipy to coś, na wspomnienie czego natychmiastowo łapię się na szerokim uśmiechu, niekiedy i zaśmieję się w głos. Adette, Aarette, jedna ryba, nadal tego nie przeczytałam. I wiecie co? Nie to sprawia mi radość, nie moje samopoczucie. Wasz uśmiech, słowa uznania dają mi największe szczęście, jakie możecie sobie wyobrazić. Nie ma dla mnie większej wartości niż to krótkie "kocham Was" padające z ust kogokolwiek. Administratorka Louysa nie jest zwyczajną osobą, to jakaś wata, która automatycznie rozpływa się na widok powodzenia Avenley River. Sama nie potrafię uwierzyć, ile przez pół roku, które wydaje się na pozór krótkim czasem, mogło się wydarzyć. Choć dla jednego nawet roczna obecność na jakimś blogu nie znaczy wiele, dla mnie znaczyła najwięcej. Nie pojmuję nawet tego, jak człowiek może zmienić się pod wpływem takich wariatów jak Wy. Przysięgam, dzięki Awenlejczykom moje życie nagle obróciło się o sto osiemdziesiąt stopni i pomogło odkryć prawdziwą Louyskę, która skrywała się tam we wnętrzu, z nadzieją, że nikt jej nie wyciągnie. Udało się Wam, za co powinnam wyprzytulać wszystkich. Ba, zrobiłabym to bez zastanowienia, ale niestety niezbyt mogę. Ale uwierzcie mi na słowo, słonka. A propos, ile razy w ciągu tych miesięcy powiedziałam "słonka", "misie" albo "kochani"? Kto poda prawidłową odpowiedź, dostanie ciastko. Sumując, dziękuję za wszystko jeszcze raz. Znaczycie dla mnie wiele, naprawdę wiele. #ForeverInAvenleyRiver.
          A teraz poproszę o chwilę dla mnie, pragnę złożyć osobiste podziękowania kilku osobom. Pomimo wspólnego wkładu oraz tego, że jesteście wszyscy dla mnie jednakowo ważni, są osoby, którym blog zawdzięcza naprawdę dużo.
          Camillo, słowo daję, że nie wyobrażam sobie umieścić kogoś innego niż Ciebie na samym początku (goń się Althea). Jako członkini dołączyłaś do nas szóstego czerwca, czyli niecały miesiąc po otwarciu. Mimo wszystko przyczyniłaś się do rozwoju naszego AR jak nikt. Bo któż to pisałby jak torpeda mnóstwo opowiadań dziennie, wprowadził do życia najcudowniejsze shipy jakie tylko istnieją, kto stałby się prawą ręką podczas mojej nieobecności, po czym już miesiąc później pełnił stanowisko pełnoprawnego administratora? Ano, nikt, tylko ty, słonko. Nie wiem jak ubrać w słowa moją wdzięczność, bo jest ona bezgraniczna. To właśnie Twoja zasługa, to, że trzymamy się nadal. Nie sprzeciwiaj się, mimo, że zaczęłaś adminować dopiero niedawno, Kamyla od zawsze była "tą najaktywniejszą", której wszędzie było pełno. Kocham Loah ponad wszystko, kocham Aarette, Jashley, Aarlie, Noarona, Aarouise, Boże, sama nie wiem cóż więcej, ale jedno jest pewne. Nie wyobrażam sobie tego wszystkiego bez Ciebie. Choć ostatnio rzadziej u nas bywasz, mam nadzieję, że powrócą czasy wspólnych przesiadek na Discordzie. Dziękuję, naprawdę dziękuję. Kochamy Cię, wszyscy.
          Altheo, mój drogi grafiku. Ty jesteś głupsza, więc jesteś niżej. Dobra, dobra, może wcale głupsza nie jesteś, bo z pewnością wybaczysz mi tą kolejność, prawda? Świetnie, więc posłuchaj(cie). Widzicie ten cudowny szablon, kudłatego w kolumnie, odnośnik do KAR? Altheo, bez Ciebie Avenley River byłoby nieestetyczne, bo to ty dbasz o to, byśmy wyglądali jak ludzie, w zakładkach nie było czasami za dużo literówek i wszystko było cacy. Poza pełnieniem roli administratora, jesteś naprawdę cudowną osobą, na którą można liczyć w każdym momencie. Czy to z problemem, czy radością, jesteś zawsze. Sama nie wiem, co zrobiłabym bez Twoich rad. Pomogłaś mi, przy okazji pocieszając. I tutaj nie potrafię ubrać tego sensownie w słowa, bo to zbyt wiele, a doskonale wiesz, że ja w to nie umiem. Dziękuję.
          Alysz jest beznadziejna, ale bez niej i amyra też wiele by się nie stało. One wraz z powyższymi paniami wprowadziły "y" do naszego języka, tworząc Kamylę, Althyę, Alysz, amyra, Katfryn (do której za moment wrócimy), ympulsa i pozostałych. Pomimo ich spaczonego myślenia, kocham całym sercem.
          A więc Katfryn, i Tobie szepnę kilka słów, bo i ty dołączyłaś do nas niedługo po otwarciu, wykazując się sporą aktywnością. Zostałaś administratorką, jednak niestety nie przeszłaś okresu próbnego. Mimo wszystko, dziękuję.
          Nie wiem, gdzie się podziewasz, ale Lauryn, tęsknimy za pytaniami o wrażenia, o odpis, bo i ty, podobnie jak wszyscy, stanowiłaś bardzo ważną część Avenley River i to ty siedziałaś z nami do późna. Come back.
          Dziękuję także Wam wszystkim. Odpuszczę osobne wymienianie, nie starczy nam dnia.
          W ciągu pół roku napisaliśmy 950 postów. Przez blog przewinęło się prawie 100 postaci. Uzyskaliśmy niecały 85 tysięcy wyświetleń. Dziękujemy, bardzo dziękujemy, to już w imieniu całej administracji.
Sumując jeszcze raz — jesteście wielcy i mówię to z czystym sercem. Kocham Was za to, co robicie, że jesteście i... cholera, za wszystko. Jak to ktoś mądry powiedział: Radością jest każdy dzień który możesz kontynuować, to spełnienie marzeń czy to swoich czy innej osoby, radość to tradycje które zawsze zachowujemy, to ważna nam osoba, to pasje, radością jest to co nas otacza, to że możemy śmiać się, płakać, denerwować czy po prostu żyć, radość nie bierze się znikąd, jest ukryta w najmniejszych rzeczach tylko czasem musimy umieć ją dostrzec. Bo to Wy jesteście tą radością, kochani.

Do zobaczenia za pół roku, w poście rocznicowym.

Niezmiennie od pół roku, Lou.

2 komentarze:

  1. Aw, jakże ciepło na sercu.
    Bardzo, ale to bardzo dziękuję za te osobiste wyróżnienia i aj kurna, będę się chrzanić z oficjalnym tonem, stfu!
    Kochani Awenlejorywerowicze, właśnie ściskam Was wszystkich mentalnie i dziękuję, że po prostu jesteście.

    OdpowiedzUsuń