23 lis 2018

Od Tylera C.D Althea

    Podjechałem pod bar dokładnie wpół do dziesiątej - to była godzina, o której byłem umówiony z większą częścią moich partnerów biznesowych. Ja, jako gospodarz spotkania powinienem przyjść tam na samym początku, jednak nic im się nie stanie, kiedy wejdę do baru o równej godzinie. Musiałem też załatwić miejsce w tym lokalu, co nie było trudne. Mając pieniądze, władzę i środki, by zniszczyć komuś życie, wszystko od razu staje się łatwiejsze.
    Wysiadłem z samochodu, od razu wyciągając z kieszeni cygaro i je zapaliłem. Wchodząc do budynku, pierwsze co zauważyłem, to moich partnerów biznesowych, wygodnie usadowionych na zwykłych krzesłach wokół jednego stołu. Z tego, co widziałem, już zdążyli wyciągnąć karty i żetony. Jeden z mężczyzn przyprowadził też młodszego ode mnie o trzynaście lat syna, który miał się zajmować na tym spotkaniu rozdawaniem kart i ich tasowaniem. Chociaż nie tylko dlatego tu przybył, miało to też na celu wprowadzeniu go bardziej w głąb ciemnej strony naszego miasta.
    Skinieniem głowy przywitałem się z wyraźnie zdenerwowanym właścicielem baru. Dużo stresu musiało go kosztować, by przygotował cały ten bar na nasze przyjście. Wiadomo, jakby coś było nie tak, to dostałby ode mnie nagrodę, w postaci tego, co zapamiętał by do końca swojego kruchego, nędznego oraz nic niewartego życia.
    Przywitałem się również poprzez podanie ręki z mężczyznami i dosiadłem się do ich stolika. Kilka minut później, do baru weszła skąpo ubrana kobieta. Momentalnie zawiesiłem na niej oko, a raczej na jej walorach, które były skutecznie podkreślane przez jej opinającą, wyjątkowo krótką spódniczkę i równie obcisłą bluzkę.
     - Kolejna zdobycz? - spytał mnie jeden ze znajomych, który siedział obok mnie. Można powiedzieć, że to akurat z nim miałem najlepszy kontakt. Niektórzy mówią nawet, że jesteśmy przyjaciółmi. Jednak ja bez zawahania mógłbym w każdej chwili strzelić mu w łeb.
     - Możliwe - mruknąłem cicho, łapiąc za jedną ze szklanek i nalałem do niej whisky. - Nie interesuj się.
    Mężczyzna parsknął cicho i zaczął rozkładać każdemu z nas po stałej liczbie żetonów. Chwilę później przyszła do nas kobieta z trunkami i kamiennym wyrazem twarzy, którym chciała skutecznie przysłonić swoje zaniepokojenie i lekkie zestresowanie. Momentalnie zsunąłem wzrok ponownie na jej nogi, biodra, przez talię, biust, aż z powrotem do jej twarzy i kiwnąłem głową na znak, że się zastanowię. Jednak teraz bardziej interesowało mnie to, jak ją podejść. Co ja pierdolę, przecież doskonale wiem, co robić z kobietami.
    Gdy ta już chciała odchodzić, ja ją zatrzymałem.
     - Czekaj - powiedziałem, obracając się do niej przodem. - Jak masz na imię?
     - A-althea - odpowiedziała, z lekka zdziwiona moim pytaniem. Można było również wyhaczyć w jej spojrzeniu lekkie zaniepokojenie. To naturalna reakcja. Faktem jest to, że gdybym był u siebie, to od razu złapałbym ją i zaciągnął tam, gdzie jej miejsce. W moim łóżku.
     - Althea - powtórzyłem. - Przyprowadź tu swoją koleżankę, mamy dla was zadanie. - Spojrzałem na jednego z mężczyzn, siedzącego naprzeciwko mnie, którego wręcz świerzbiło, by zerwać się z miejsca i rzucić na pierwszą lepszą kobietę.
    Czyli tak, precyzując - znalazłem jemu i sobie towarzystwo. Współczuje dziewczynie, która będzie musiała obok niego siedzieć, potrafi być brutalny i dotkliwie pobić taką jednorazową kochankę, ale no cóż. Nie mój problem.
    Chwilę później dziewczyna przyszła ze swoją współpracownicą. Ona również była niczego sobie, jednak kompletnie się chowała w towarzystwie wyższej i bardziej ponętnej od siebie koleżanki. Althea? Chyba tak miała na imię. Najwyżej źle zapamiętałem. Na chwilę obecną nie jest to takie istotne. I tak czy siak będę się do niej zwracał na Ty, a do tego nie potrzeba znajomości czegoś tak błahego jak imię, które nosi cholernie dużo ludzi na tej planecie.
    Gdy tylko przesunąłem po niej wzrokiem, już widziałem ją w mojej sypialni. W moim łóżku. Nagą. Pode mną. Krzyczącą moje imię i wijącą się z przyjemności.
    Poklepałem się po kolanie, dając jej jednoznaczny znak, żeby na nim usiadła. Ta zmarszczyła brwi i cofnęła się odrobinę do tyłu, nie wykonując mojego polecenia.
     - Siadaj. Chyba, że chcesz, by wyniknęły z tego nie za ciekawe konsekwencje - ostrzegłem ją wyjątkowo spokojnym i opanowanym głosem, pomimo tego, że w moim wnętrzu powoli gotowałem się z wkurwienia.
    Zaciągnąłem się cygarem.
    Dziewczyna prychnęła, wyraźnie zdenerwowana zaistniałą sytuacją. Widać było, że jest bliska wybuchu i raczej nie była do końca uświadomiona tego, z kim ma do czynienia. Zaczynałem powoli czuć, że będę musiał użyć innych, gorszych dla niej środków.
     - To nie należy do moich obowiązków - prychnęła, krzyżując ręce na klatce piersiowej. Widać było gołym okiem, jak jej ciało delikatnie się trzęsie, a kamienna maska spływa z jej twarzy, dając upust zdenerwowaniu i frustracji.
     - Może i nie należy, bo nie zamierzam ci za to płacić - parsknąłem kpiąco. - Pewnie nie chcesz tego robić, ale nie masz wyboru, twoja koleżanka z resztą też.
     - Na co ta dziwka czeka?! - warknął jeden ze starszych członków naszego spotkania. Widać, że niecierpliwił się równie szybko, co mój “przyjaciel”. Powinienem sam zamówić dziwki, dla każdego po jednej, żeby wszyscy byli zadowoleni. No cóż, jednak nie każdemu da się dogodzić, a ja dogadzać im nie zamierzam. Najważniejsze bym to ja został zadowolony.
     - Słownictwo - upomniałem go, zaciągając się cygarem. Moja matka mówiła, w sumie tak samo jak ojciec, że kultura w towarzystwie i brak wulgaryzmów jest najważniejsza i najbardziej oczekiwana od ludzi takiego pokroju, jak my. To jedna z niewielu pozytywnych rzeczy, jakie wyniosłem z domu.
    Mężczyzna mruknął coś pod nosem i już się więcej nie odezwał, a ja ponownie wskazałem Althei na moje kolano.
     - Siadasz, czy mam zastosować inne środki? - Na moje pytanie dziewczyna wypuściła z ust powietrze zestresowana i nieśmiało zajęła wyczekiwane przeze mnie miejsce na moim kolanie. Momentalnie moja dłoń znalazła się na jej biodrze. Lekko ją zacisnąłem, żałując trochę, że moją dłoń i jej skórę dzieli tyle materiałów. Gdybym nie szanował siebie i innych, już bym ją zerżnął na tym stole, a jej nie pomogłyby żadne jęki i krzyki o pomoc.
    Jej koleżanka jednak nie znalazła miejsca na kolanach mojego znajomego, który jednak zrezygnował z jej bliskości. Wystarczająco wykorzystał to jeden ze starszych i gdy dziewczyna przechodziła obok niego, ten momentalnie zaciągnął ją na swoje kolana i wsunął łapska pod spódnicę. Zauważyłem, jak dziewczyna robi wielkie oczy i porusza się niespokojnie, jakby chcąc wydostać się z tego koszmaru, który ten chciał jej zgotować.
     - Będę mógł zaraz zarządzić przerwę? - wymruczał dziewczynie do ucha, lecz dostatecznie głośno, bym ja to usłyszał.
    Kiwnąłem głową, zaciągając się cygarem.
     - To zarządzam ją teraz - warknął i momentalnie rzucił dziewczyną o stół, wypinając jej biodra w swoją stronę. Nie próżnował i nim się odezwałem, dziewczyna już miała spódniczkę zadartą do góry.
     - Nie przesadzasz trochę? - spytałem, a moja jedna brew uniosła się do góry.
     - Nie ruchałem przez tydzień - burknął. - Więc nie.
    Chwilę później usłyszałem szept dziewczyny, który wyraźnie był skierowany do mnie. Widać było, że już domyśla się, co możemy jej zrobić, jednak nie zna jeszcze do końca środków, jakich stosujemy. Całe jej ciało drżało, a dłoń, którą położyła na moim ramieniu, było wyraźnie targane przez zdenerwowanie.
     - N-nie róbcie jej krzywdy… - Usłyszałem od niej. Poczułem, że to może być moja jedyna okazja.
    Teraz, albo nigdy.
     - Jasne, tyle że mam dla ciebie pewną propozycję - wyszeptałem jej do ucha, zaciskając mocniej dłoń na jej biodrze.
     - J-jaką?
     - Zostaniesz moją kochanką i to nie na krótki czas - powiedziałem wprost. To nie miało być pytanie i nawet tak ono nie brzmiało. Stwierdzałem tylko to, co było w stu procentach pewne. A ja byłem tego pewny jak cholera.


< Alti? :c Przepraszam >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz