20 lis 2018

Od Isabelle C.D Charles

    Gdy wróciłam do domu, na mojej twarzy wymalowało się zadowolenie, spowodowane dzisiejszym spotkaniem z Charlesem. Kto by się spodziewał, że spotkam go dzisiaj w parku o tej porze? Jeszcze się dowiedziałam, że ma psa i to równie małego, co mój. Jednak dalej z lekka byłam speszona jego zachowaniem i bliskością jego dłoni z moim dekoltem. Samo wspomnienie o tym, przyprawia mnie o dreszcze, które były… całkiem przyjemne.
    Następny dzień przywitałam z uśmiechem na twarzy. Szybko doprowadziłam się do porządku po całej przespanej nocy i wyszłam z domu, zostawiając psa z dość dużą porcją jedzenia. Dość szybko przyjechałam do pracy, od razu zaczynając z grubej rury. Dziewczyna, którą miałam nauczyć podstaw skoków, już czekała na mnie na padoku razem ze swoją własną klaczą - podobno czempionka, nie wiem, nie mnie oceniać, lecz nie jestem zwolenniczką zaczynania nauki na takich zaawansowanych koniach. Jednak nie sprzeciwiłam się i pozwoliłam jej na niej jeździć. Lekcje nie szły źle, dziewczyna nawet nieźle sobie radziła, z czego byłam bardzo zadowolona.
    Przez jakiś czas czułam się obserwowana. Miałam wrażenie, że ktoś ciągle i bezustannie wodzi za mnie wzrokiem. W końcu tę osobę dostrzegłam - był to Charles we własnej osobie, jednak zdecydowałam się do niego podejść dopiero po zakończeniu lekcji.
    Z uśmiechem na ustach podeszłam do mężczyzny i oparłam przedramiona o ogrodzenie, zaczynając z nim zupełnie niezobowiązującą rozmowę, która pozwoliła mi się rozluźnić po stresie, jaki mną zawładnął podczas lekcji. Stałam się pełną energii ostoją spokoju, o ile coś takiego istnieje.
    Charles zaproponował mi przejażdżkę po pracy, na którą bez wahania się zgodziłam. Powiedziałam mu, żeby po ukończeniu szkolenia przyszedł do mnie. I właśnie tak zrobił. Szybko zwinęłam się z lekcjami z moją ofiarą - jak zazwyczaj nazywałam moich pseudo uczniów i natknęłam się na mężczyznę, idąc dokładnie w stronę stajni.
     - To co? Gotowa na przejażdżkę? - zagadnął na powitanie, na które momentalnie zareagowałam uśmiechem.
     - Prawie - westchnęłam cicho. - Dopiero co skończyłam zajęcia i nie zdążyłam pójść po konia i go osiodłać.
     - To zupełnie tak jak ja - zaśmiał się przyjemnie. - Pójdziemy po nie razem.
    Skinęłam głową i oboje ruszyliśmy w stronę stajni. Pierwsza wyprowadziłam z boksu konia, z którym najbardziej się tutaj zaprzyjaźniłam. Była to piękna, gniada klacz z białą strzałką na głowie, o dumnym imieniu - Shadia . Szybko wyczesałam jej sierść i grzywę, by później osiodłać ją bez większego problemu. Shadia miała to do siebie, że nie dawała się osiodłać, dopóki nie została dokładnie wyczesana. Można się śmiać, ale dobrze wiem, co ona czuje.
     - Ty już gotowa? - popatrzył na mnie zdziwiony Charles, dopiero wyprowadzając swojego konia ze stajni.
     - Nie moja wina, że tak długo wybierasz konia - zachichotałam, głaszcząc klacz po chrapach. - Wybrałeś akurat tego ogiera?
     - Tak, a czemu nie? - parsknął cicho, biorąc do ręki szczotkę, którą wcześniej używałam na Shadii. Podczas jego chwili nieuwagi, ogier odsunął się od płotka, do którego był przywiązany, specjalnie, by zbliżyć się do gniadej klaczy i delikatnie trącić ją łbem w szyję.
     - Właśnie dlatego - zaśmiałam się, zwracając na siebie uwagę mężczyzny. Gdy ten podniósł na mnie swój wzrok, wskazałam ruchem głowy na poczynania naszych dwóch rumaków.
     - Czemu ich zaloty mają być powodem? - uśmiechnął się. - Pozwólmy im trochę czasu spędzić razem, hm? - Nie odsuwając ogiera od klaczy zaczął go wyczesywać. Ja mimo wszystko weszłam między konie i odsunęłam trochę klacz od ogiera, na co ten podziękował mi złapaniem za moje włosy i gwałtownym ich pocignięciem.
     - Ała! - podniosłam głos odrobinę i obróciłam się przodem do konia, by wyciągnąć mu moje biedne kosmyki z pyska. - Nie rób tak więcej - powiedziałam do niego, tym razem patrząc mu prosto w oczy, na co ten, jakby obrażony, odwrócił łeb w przeciwną stronę. Mogłam kątem oka dostrzec, że mężczyznę bawi cała zaistniała tu sytuacja.
    Kiedy ten uporał się ze swoim rumakiem, nie zwlekaliśmy i od razu wsiedliśmy na konie, ruszając w teren. Tak jak się spodziewałam - ogier nie chciał ani na jeden krok odstąpić od klaczy. Może nie mieliśmy z tym jakiegoś niesamowitego problemu, jednak ciągłe zahaczanie o strzemię, w którym nie znajdowała się moja stopa, stawało się uciążliwe.
     - Może przyspieszymy tempa? - zaproponował Charles, powoli poganiając konia do szybszego biegu. Spojrzałam na niego, po czym bez żadnego słowa zaczęłam jechać szybciej i coraz bardziej zostawiać go w tyle. W tym czasie spoglądałam na niego przez ramię, by chwilę później ostatecznie odwrócić od niego wzrok i przyspieszyć jeszcze bardziej, wykorzystując przy tym w pełni potencjał konia. Wiedziałam, do czego Shadia była zdolna i jak wysoko znajdują się jej granice. Wiedziałam też doskonale, że koń, na którym jechał mężczyzna, do gorszych nie należał i w mgnieniu oka powinien się znaleźć obok mnie. W czasie gdy wybiegłam z niewielkiego lasku na polanę, a jego jeszcze nie było, zaczęłam się trochę przejmować. Stępem wkroczyłam ponownie na ścieżkę, by wrócić do zagajnika. W międzyczasie zastanawiałam się, gdzie ich mogło wciąć i miałam nadzieję, że szybko ich znajdę.


< Charles? c: >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz