5 lis 2018

Od Anastazji CD. Rafaela

Gdy odwiozłam swojego kolegę lekarza do jego domu, zaczęłam myśleć by kupić kotkowi jakieś saszetki, gdyż ja żadnych nie miałam. Może i było już późno, lecz w końcu sklepy w mieście są czynne do dwudziestej czwartej, choć zdarzają się i te które są czynne jeszcze dłużej. W końcu to ogromne miasto! Owszem w niektórych dzielnicach sklepy były czynne krócej, lecz na szczęście mieszkałam nie aż tak daleko od centrum, więc mogłam spokojnie dojechać do jakiegoś sklepu. Zaparkowałam na parkingu, pośród innych pojazdów, których było dość dużo jak na tą godzinę, lecz wysiadłam spokojnie z samochodu i udałam się ku wielkiemu sklepowi. W środku miał on pasaż, który ostatnio jeszcze bardziej się rozbudował i znajdował się tam jeden z najlepszych zoologicznych sklepów „Pets of the heart”. Pełno tam było przeróżnych karm dla zwierząt, zabawek, drapaków, transporterów, zwierzaków, no co tylko dusza zapragnie! Gdy moja noga od razu stanęła w tym wielkim sklepie, od razu skierowałam się do działu z karmami dla kotów, gdzie szybko zaczęłam przeglądać różne saszetki dla kociąt.
Wzięłam kilka drogich saszetek na próbę, karmę, fajny duży drapak dla malucha, który był też i dość ciężki… lecz na szczęście był w pudle wielkim zapakowany, gdyż przyniosła mi go sprzedawczyni z magazynu, a kiedy już miałam iść do kasy, nagle sobie przypomniałam iż nie wzięłam specjalnego mleka dla kociąt. Było to mleko specjalnie robione dla najsłabszych kociaków. Pełno tam było witamin i minerałów, oraz było to mleko dość… gęste, ale wiadomo w końcu jak miało tyle właściwości odżywczych, to musiało takie być. Prawdziwe mleko tego wszystkiego nie miało, więc nie pomogłabym tak rannemu maluchowi. Chwilę się rozglądałam, aż w końcu zauważyłam je w lodówce. Było kilka rodzai, więc musiałam oczywiście przejrzeć co i jak, oraz w którym jest najwięcej składników odżywczych.
Oczywiście ten najdroższy produkt firmy „Cat puppy” był najlepszy, ale cóż! Czego się nie robi by zwierzak wyzdrowiał? Może i to wszystko kosztowało dużo, ale jak tu nie pomóc i nie kupić tego wszystkiego takiemu maluszkowi, który na pewno będzie szalał z radości z tego wszystkiego jak tylko odzyska siły. Kupiłam jeszcze mu myszkę sztuczną mała do zabawy, oraz piórka przyczepione do sznurka na niewielkim plastikowym kijku, legowisko mięciutki, kuwetę i tak oto udałam się z tym wszystkim do kasy, obładowana niczym jakiś wielbłąd zapierniczający przez pustynię. Zapłaciłam za wszystko, a następnie z pomocą uprzejmego pana, który mi pomógł zanieść te wszystkie rzeczy, wpakowałam to do auta, a później odstawiając koszyk sklepowy na miejsce, ruszyłam w stronę domu. Niestety w trakcie jazdy usłyszałam w samochodzie głośny huk, a następnie zaświeciła mi się kontrolka silnika na desce rozdzielczej, co oznaczało poważną awarię… A niech to chudy byk pomyślałam nerwowo.
Nie mogłam się rozpędzić samochodem bardziej niż do czterdziestu kilometrów na godzinę, gdyż inaczej spod silnika maski i za mną wydobywał się gęsty siwy dym, a gdy wjeżdżałam pod górkę, samochód tracił strasznie moc, więc czasem musiałam wjeżdżać na pierwszym biegu by dać mu wystarczająco mocy, ale wiedziałam że jest bardzo źle… W tamtej chwili modliłam się tylko o ty by dojechać cało do swojego mieszkania, gdyż teraz około godziny dwudziestej trzeciej, nikt z mechaników by mi nie pomógł, ponieważ wszystkie warsztaty już dawno były pozamykane. Pewnie inni kierowcy, którzy za mną musieli jechać niemiłosiernie na mnie klęli że się tak wlokę, ale cóż nic nie mogłam na to poradzić niestety. I tak mój samochód wytrzymywał bardzo długo bez awarii, więc to i tak był ogromny sukces, że dopiero teraz coś się stało, gdzie miałam to autko od sześciu lat. Nawet światła się nie przepalały ani nic…
Zawsze tylko co roku musiałam wymieniać olej silnikowy, jak w każdym samochodzie, gdyż inaczej silnik by się mi zatarł, opony tam z letnich na zimowe i odwrotnie, no i jeden raz zmieniałam wycieraczki, gdyż pewnej zimy mi się już zniszczyły te pióra, przez co prawe w ogólnie mi nie zbierały śniegu mokrego. Jedynie co robiły to tylko jeszcze bardziej mi wtedy rozmazywały wodę na szybie, przez co kompletnie nic nie widziałam, dlatego pamiętam iż tamtego dnia nie zdecydowałam się na jechanie samochodem gdzieś dalej i musiałam pojechać wtedy autobusem. Wracając jednak do tematu, to widząc już swoje miejsce parkingowe, poczułam niewiarygodną ulgę, zwłaszcza gdy stanęłam, zaciągnęłam ręczny i wyłączyłam silnik. Całe szczęście przeszło mi przez myśl, po czym przetarłam twarz dłońmi, a następnie wysiadłam z samochodu i zaczęłam powoli wnosić zakupy do mieszkania, co było nie lada wyzwaniem, zważywszy iż musiałam wchodzić po tylu schodach z takimi ciężarami. No być może jakiś chłop od „kosy” nie miał by z tym żadnych problemów, ale ja byłam niestety drobną kobietką i nie miałam takiej krzepy jak mężczyźni.
Widząc iż kociak jeszcze sobie nadal smacznie śpi nie zamierzałam go budzić, tak więc wszystko zostawiłam w reklamówkach, prócz tego specjalnego mleka dla kociąt, które musiało być trzymane w lodówce. Całe szczęście że Rafael zabrał mnie do tego swojego kolegi weterynarza, choć oczywiście nadal było mi strasznie głupio że wylałam na niego tą herbatę, bo mogłam mu zrobić krzywdę, no a poza tym wyszłam na totalną niezdarę! W każdym razie gdy wtedy wychodziliśmy od tamtego jego kolegi, to zdążyłam capnąć jego wizytówkę, gdzie przyjmuje, tak więc w razie co wiedziałam gdzie mam jechać ze zwierzakiem. Wolałam jechać tam gdzie raz że mu pomogą, a dwa ze w razie czego nie ma ogromnych kolejek, więc same plusy! Owszem nie przyjmował co prawda w samym centrum miasta, ale mi to nie przeszkadzało, zważywszy iż miałam samochód… No właśnie samochód! Gdzie ja go naprawię? przypomniało mi się zaraz. Miałam problem, gdyż ja na takich rzeczach się nie znałam, a po drugie to zawsze tata załatwiał takie rzeczy w naszej miejscowości, daleko, daleko, daleko za Avenley River.
Chciałam do nich jutro jechać, by dać im tego kociaka, by się nim zajęli, gdyż oni zawsze chcieli jakiegoś zwierzaczka jeszcze jednego, no a ja nie za bardzo miałam jak się nim opiekować, zważywszy iż w każdej chwili mogłam dostać jakieś wezwanie ze szpitala nagłe, no ale maluch jednak wymagał ciągłej opieki przy tych obrażeniach jakie miał… No a to że miał niecałe dwa miesiące to druga sprawa. Nie wiedząc co za bardzo robić, postanowiłam że sprawdzę coś w laptopie i poczytam jakieś opinie odnoście tego gdzie i jak robią w poszczególnych warsztatach samochodowych prace. Cóż wolałam trafić na kogoś porządnego, niż na kogoś kto mi powie że wiele rzeczy mi w aucie nie działa i jest do wymiany, a tak naprawdę tylko jedna rzecz była zepsuta, a później to bym zapłaciła krocie za naprawy, które w rzeczywistości nigdy się nie odbyły. O nie, nie, nie! Nie miałam zamiaru trafić na kogoś takiego!
Zrobiłam sobie jajecznicę na maśle z cebulką i z pomidorami, a następnie zasiadając do laptopa przy biurku, zaczęłam przeglądać różne opinie i strony internetowe warsztatów. W sumie to każdy warsztat miał swoich „wrogów” jak i tych zadowolonych klientów, ale wytypowałam w końcu dwa warsztaty, które były takie ponoć najlepsze. Zapisałam sobie na kratce numery telefonów, oraz adresy i z samego rana zamierzałam tam przedzwonić, by spytać co mam robić i czy ewentualnie by zabrali mój samochód na lawetę, by dowieźć go do warsztatu. Zamknęłam laptopa, po czym skierowałam swoje kroki do łazienki, gdzie ku mojemu zdumieniu zobaczyłam na lustrze karteczkę! Zaskoczona tym spojrzałam na nią i jednym ruchem ręki odkleiłam ją z szyby i zaczęłam w pamięci czytać numer Rafaela, który się podpisał i strzelił jeszcze na kartce buźkę z uśmiechem, co wywołało u mnie lekkie podniesienie kącików ust.
Rafael Ty wariacie pomyślałam rozbawiona. Tak grasz mimo tego iż oblałam Cię herbatą gorącą cwaniaku? przeszło mi przez myśl, po czy wyciągając biały telefon z czerwoną klapką, z kieszeni i zaczęłam wbijać jego numer do pamięci telefonu w kontakty. Następnie się umyłam, wyszorowałam zęby, a na koniec nakarmiłam malucha, który na chwilę się przebudził mlekiem tym specjalnym dla niego, dzięki czemu maluch znowu zasnął, a ja wreszcie kładąc się w łóżku zasnęłam.
♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣
Nie pospałam niestety zbyt długo, gdyż o siódmej rano obudziło mnie głośne i bardzo donośne miauczenie głodnego malca, który „ujadał” pod moim łóżkiem, jakby działa mu się jakaś krzywda. Wzdychając na to lekko, odkryłam się po czym uważając by nie rozdeptać kociego dziecka, wzięłam go na ręce i zaczęłam karmić ze strzykawki specjalnej, podając mu do pyszczka sycące mleczko. Mały zadowolony z takiego obrotu spraw, zaraz zaczął szybko pić, oraz śmiesznie przebierać pazurkami w miejscu, jakby pił mleko matki właśnie lecz musiałam uważać by mnie nie podrapał tymi swoimi małymi pazurkami…
Kiedy maluch się najadł, to usłyszałam dźwięk swojego telefonu w pokoju gościnnym, czy też salonie jak kto woli, więc po nakarmieniu malucha i odłożeniu go do posłanka tam szybko poszłam, gdzie odebrałam telefon od matki, której zdałam cały „raport” w wczorajszego dnia. Zmartwiła się bardzo tym iż nie mogę do nich dojechać, ale obiecałam jej że coś wykombinuję i do nich dojadę z maluchem, choć to mogło się nie udać, gdyż miałam pełno rzeczy kociaka, a autobusem tego wszystkiego przewieźć nie mogłam! Wtem gdy kończyłam rozmowę z mamą, przypomniałam sobie iż Rafael miał przecież samochód i mógłby mnie tam zawieźć! Co prawda było to daleko i musiałby mnie wieźć przez osiem godziny w jedną stronę… Nie to się nie uda… Nie zgodzi się na pewno pomyślałam załamana, gdyż bardzo chciałam spędzić czas wolny z rodziną, której nie widziałam przecież przez prawie dwa lata! A teraz gdy chciałam do nich pojechać, akurat jak na złość zepsuło mi się auto! Nie mówiąc o tym że chciałam im dać kociaka w opiekę i już z nimi o tym rozmawiałam i chcieli się nim zaopiekować.
Moi rodzice bardzo lubili zwierzęta i sami mieli sześć koni, przy czym jeden z nich to źrebaczek, który niedawno się urodził, trzy psy oraz dwa koty. Moi rodzice żyli na pięknych terenach i cóż ciężko utrzymać taki zwierzyniec, lecz jakoś sobie zawsze dawali świetnie radę mimo tak wielu obowiązków jakie mają w codziennym życiu. Można powiedzieć iż mieli takie gospodarstwo, gdyż nigdy nie potrafili żyć do końca w hałaśliwym mieście, dlatego też tak bardzo się o mnie martwili, kiedy wyjeżdżałam od nich uczyć się w wielkim i „strasznym” mieście. Cóż dla rodziców puszczanie dziecka w nieznany świat i to tak daleko od domu było na pewno bardzo stresujące, ale ja widziałam zawsze co chcę robić w życiu i tego się trzymałam! Patrzyłam na telefon, zastanawiając się czy do niego zadzwonić, ale wiedziałam że jeśli będę tak siedzieć wieczność to tego nigdy się nie dowiem… Wzięłam więc głęboki wdech, po czym naciskając zieloną słuchawkę i przykładając ją do ucha zaczęłam czekać aż mężczyzna odbierze ode mnie połączenie. Byłą godzina ósma piętnaście, więc chyba nie było tak wcześnie.
Słysząc w końcu jego głos po piątym sygnale, poczułam wielką ulgę, ale i zarazem kolejny stres, gdyż musiałam mu jakoś powiedzieć o swojej nie codziennej prośbie, przy czym znowu sobie przypomniałam iż jeszcze nie wykonałam telefonu do mechanika, gdyż telefon mamy z rana wybił mnie z pantałyku.
- Rafael Blackfrey... W czym mogę pomóc? - usłyszałam jego głos, choć wyczułam w nim lekkie zaspanie.
- Rafael? To ja Anastazja… Wybacz jeśli Cię obudziłam, ale mam niecodzienną prośbę, choć pewnie mnie za nią ukatrupisz… - zaczęłam niepewnie.
- Anastazja? - spytał upewniając się czy to aby na pewno ja - Co się stało? - spytał już nieco przytomniejszym głosem.
- Potrzebowałabym bardzo byś mnie zawiózł do rodziców… Tak wiem masz mnie dość już, ale samochód cholerny mi się zespół ja nie mogę sama pojechać, a autobus niestety mnie nie pomieści ze wszystkimi rzeczami i z maluchem… - zaczęłam szybko tłumaczyć – Oddam Ci pieniądze za paliwo i wszystko, możesz być tego pewien – dodałam jeszcze, przy czym zorientowałam się iż z tego stresu ciskałam mocno rękę w pięść. On mnie zabije pomyślałam jeszcze, kiedy ponownie się odezwał. Serce niewiarygodnie mi szybko biło, niczym po jakimś maratońskim biegu, czekając niemalże jak na szpilkach na jego słowa „tak” albo „nie”, choć i też mógł odpowiedzieć inaczej, bo w końcu nie musiał mi pomagać… Zdawałam sobie z tego sprawę, iż na pewno sobie o mnie myśli jak o jakiejś wariatce, co go budzi albo z kolei co chwilę na niego wpada ta sama kaleka, którą jestem właśnie ja.


Rafael? ;3
Nie zabijaj xdd Pomożesz? Ona Ci to jakoś później wynagrodzi :3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz