30 lip 2018

Od Evangeline do Bridget - Zadanie #2

- Czyli we wtorek o jedenastej trzydzieści? Dobrze, już zapisuję. - powiedziałam do telefonu, który podtrzymywałam między policzkiem a barkiem. W moim notesie zapisałam datę i godzinę. Pani Finningan zapisała się na drugi tatuaż. Przynajmniej mam klientów. Hah. Wstałam z fotela i włożyłam telefon do kieszeni. Notes odłożyłam na stolik przed fotelem. W prawdzie, była dziesiąta, a ja dalej nie zjadłam śniadania. To bardzo mądre Ev. Wyciągnęłam z szafki płatki śniadaniowe i miskę. Więc na śniadanie zjem płatki. Wsypałam je do miski i odwróciłam się w stronę lodówki, z której wyciągnęłam mleko. Chyba oczywiste co z nim zrobiłam. Tak pełną miskę włożyłam do mikrofali. W oczekiwaniu oparłam się o blat kuchenny stukając w niego paznokciami. Czekałam na ten charakterystyczny sygnał, jakim jest piiiiik. Po dwóch minutach się doczekałam i wreszcie mogłam zjeść moje płatki. Pustą miskę położyłam w zlewie. Pozmywam potem. Miałam do pracy na jedenastą, jest dziesiąta dwadzieścia. Wzrokiem szybko odszukałam mój plecak. Właściwie miałam w nim wszystko prócz telefonu, który miałam w kieszeni. Ubrałam buty, chwyciłam klucz i wyszłam z mieszkania. Po zamknięciu drzwi, ruszyłam szybkim krokiem na zewnątrz. Zmierzałam na przystanek autobusowy. Nie spieszyło mi się. Autobus miałam za dziewięć minut. Pustym wzrokiem patrzyłam się na kostki brukowe po których szłam. Wczoraj była okropna burza. Pozalewało wiele miejsc, studzienki nie dawały rady. Niektórym pozalewało piwnice, garaże. Jedna szosa jest nawet zamknięta. Prócz tego, oczywiście wszędzie były kałuże. Jakiś koleś wchodził właśnie do auta, a kiedy ja przechodziłam, odpalił i ruszył z piskiem opon. Tym sposobem byłam cała mokra i nie obyło się bez wypowiedzianych szeptem wiązanek przekleństw skierowanych w stronę tego jegomościa. Spojrzałam na zegarek, miałam dwie minuty do autobusu. Już nie mogłam wrócić, bo na jedenastą dziesięć miałam klienta. Jeszcze szybciej ruszyłam w stronę przystanka. Ludzie się na mnie dziwnie patrzyli. A jakby was ktoś tak oblał? Jak wy byście się czuli? Nagle poczułam, jak ślizgam się na czymś, tracę równowagę i upadam. Zaczepiście. Teraz nie toć, że mokra, to jeszcze brudna. Ugh. Podniosłam się i otrzepałam. Chociaż to pogorszyło sprawę, bo tylko rozmazałam to błoto. Spojrzałam na przystanek. Autobus. No po prostu świetnie. O takim dniu po prostu marzyłam.
Zaczęłam biec. Nie zdążyłam. Oczywiście. No to trzeba na piechotę, bo nie liczę, że złapie stopa.

***

Pan Jurij już ma tatuaż. W prawdzie, musiał na mnie poczekać dwadzieścia minut, ale to nie moja wina i nie mój problem. Chciał tatuaż to musiał poczekać. Skazany był jeszcze na odczekanie pięciu minut, bo musiałam przebrać się w ciuchy zapasowe które miałam  w szafce w zakładzie. Przyjemnie mi się robiło jego tatuaż. Nie wyglądał na przejętego bólem więc nie musiałam go uspokajać. Zażyczył sobie łyżwy figurowe. Nie wnikam czemu akurat je. Więc je mu zrobiłam, zabezpieczyłam i wytłumaczyłam jak ma o ten tatuaż dbać, aby nie robił mi wyrzutów, jak zacznie go zamaczać w wodzie czy coś. Robiłam mu go dobre cztery godziny. Zapłacił m i poszedł. Za godzinę będzie jeszcze jedna klientka z małym tatuażem i do domu. Zajęłam się ogarnianiem miejsca do robienia tatuaży. Przyszykowałam sobie kolejną igłę i rękawiczki, specjalne pojemniczki z barwnikami i resztę. Trzeba było też trochę po odkażać, bo jeszcze by mnie do sądu pozwali. Robiłam to powoli, bez pośpiechu, więc jak skończyłam, zostało mi tylko dwadzieścia minut do przyjścia pani Jolanty. Kok który sobie zrobiłam na czas robienia tatuażu Jurijowi się rozwalił, więc zrobiłam go jeszcze raz. W końcu Jolanta przyszła. Powiedziała, że chciałaby sobie wytatuować małą gitarę elektryczną na kostce. Pokazała mi projekt. Mi się jakoś szczególnie nie spodobał, ale o gustach się nie dyskutuje. Miał trzy na sześć centymetrów około, wyceniałam na oko. Zajęłam się przyszykowaniem jej skóry na tatuaż i w końcu zaczęłam. Jakoś minęły dwie godziny roboty. Powtórzyłam tę samą pogawędkę co z panem Jurijem i w końcu mogłam wrócić do domu. Swoją drogą, tę pogadankę znam na pamięć, ciągle ta sama formułka. Zabrałam ze sobą też brudne rzeczy i tym razem zdążyłam na autobus. Zmęczona zmierzałam do mojego bloku. Jednak... Pod drzwiami wejściowymi do klatki schodowej stał kot. Biały z puszystą sierścią i heterochromią. Prócz tego był też okropnie zaniedbany. leciała mu ropa z oczu, jego sierść była brudna i po kołtuniona, a on sam utykał na jedną łapkę. Wzięłam go do siebie do czasu aż nie pójdę z nim do weterynarza. Odszukałam w internecie numer do jednego i umówiłam się na jutro na szesnastą. Mam jutro tylko jednego klienta. Przyjrzałam się mu i okazało się był to samczyk. Jak tak spojrzałam na jego pyszczek, do mojej głowy zawitał pomysł na pewien tatuaż. Tylko mój styl do tego nie pasował. Ponowiłam działanie i zaczęłam przeglądać pracę grafików z Avenley w internecie. Styl jednej dziewczyny pasował mi do tego pomysłu i to nawet bardzo. Trochę mi to zajęło, ale udało mi się znaleźć jej numer telefonu. Od razu zadzwoniłam. Nie ma co to przeciągać, bo jeszcze zapomnę czego chciałam, a często mam to w zwyczaju.

Bridg?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz