28 lip 2018

Od Althei C.D Bellami

    Przez cały czas obserwowałam oczy nieznajomego, błyszczące w refleksjach wielu zmieniających się świateł. Na pierwszy rzut oka widziałam w nim zwykłego natręta, szczególnie od momentu, w którym pomyliłam drinki i dobitnie usłyszałam jego komentarz. Potem to co powiedział sprawiło, że obudziła się we mnie swego rodzaju irytacja.
    - Co cię to interesuje? – Odpowiedź pytaniem na pytanie wydawała mi się w tej chwili najbardziej słuszna. Wywołało to nieznaczny uśmiech na twarzy rozmówcy.
    - Odpowiedz mi i zrób jakiegoś drinka, najlepiej krwawą, jeśli będziesz grzecznie odpowiadać na pytania będziesz dostawać napiwki – powiedział szczerząc się i odchylił ciało odrobinę na krześle barowym.
    Wbrew wszystkim myślom krzyczącym przeciw, odwzajemniłam uśmiech zadowolona. Przyznam, że umiał przekonywać.
    - Pytania? – Zwróciłam uwagę na liczbę mnogą, jaką się posłużył. – To jakieś przesłuchanie? Bo na policjanta mi nie wyglądasz. No dobrze, nazywam się Althea. A ja z kim mam tą… przyjemność? – Zawahałam się przed użyciem tego słowa.
    Odsunęłam się ciut od blatu, by przygotować drinka. Zaczęłam dobierać odpowiednie składniki do Krwawej Mary i skrzywiłam się na myśl, że poczuję woń soku pomidorowego. Nienawidziłam go.
    - Bellami – odparł krótko, gdy mieszanie składników w shakerze prawie zagłuszyło jego głos. Za moment przelałam zawartość do naczynia i podsunęłam mu drinka pod nos. – A i owszem, mam parę pytań. A ty chcesz zarobić?
    - Jasne, pytaj – powiedziałam z o niebo większym przekonaniem. To zabrzmiało jak dosłowne sprzedawanie swojej osoby, ale w głębi serca wiedziałam, że tak nie było. Po prostu nie miałam co robić, klientów ubywało, a przede mną jeszcze parę godzin pracy.
    Mężczyzna najwyraźniej aprobował moją nagłą otwartość. Miałam jednak ustaloną w głowie granicę, której nie zamierzałam dawać nikomu dla przekroczenia.
    - Ile masz lat? – Spojrzał na mnie, jakby miał stwierdzić, czy tu pasuję. Sama wiedziałam, że to zupełnie nie moja bajka i nikt nie musiał mnie o tym uświadamiać.
    - Straszny z ciebie dżentelmen. – Zdobyłam się na krótki komentarz, który jednak nie powinien zabrzmieć zbyt kąśliwie. – Mam dziewiętnaście lat, dziwne, nie? – powiedziałam to bez większego entuzjazmu.
    - Nawet bardzo. – Nie krył lekkiego podziwu i dał mi napiwek, który od razu zgarnęłam z lady. – Czy to bezpieczne miejsce dla tak młodej dziewczyny? – W jego pytaniu nie czułam żadnego przejawu troski, ot zwykłe pytanie. Spojrzał przelotnie na otoczenie, a ja skopiowałam ten ruch. W barze dudniło od głośnej muzyki, a zaduch potu i alkoholu przesiąkał gęste powietrze na wskroś; to były zapachy, które wręcz sprawiały, że żałowałam posiadania zmysłu węchu. Młodsze dziewczyny nie ukrywały swoich walorów, trąc nimi w tańcu o krocza swoich partnerów. Obrzydliwe. 
    - Ktoś jak bardzo stary to mówi? – Odpowiedziałam pytaniem na pytanie, nie kryjąc cwanego uśmiechu. Równocześnie mężczyzna zabrał napiwek ze stołu, machając nim leniwie w dłoni i kręcąc głową. Zbadałam go uważnym spojrzeniem, bo przed chwilą dzieliły mnie centymetry od dotknięcia pieniędzy.
    - Odpowiedź na pytanie równa się napiwek, pamiętasz?
    - Pamiętam, co nie znaczy, że nie mogę ich zadawać – Nie mogłam być bardziej pewna tego, co mówię. – A wracając… bezpieczne czy nie, muszę trochę zarobić. A twoje napiwki mi to stanowczo ułatwiają. – Sprzątnęłam wcześniej wspomniany napiwek ze stołu, który mężczyzna pozostawił na blacie z uśmiechem na ustach.
    Mężczyzna w końcu upił łyk drinka i tym razem wyraz jego twarzy nie sugerował, że znowu coś pomyliłam. To znacznie mnie uspokoiło, ponieważ przekleństwa w tę męczącą noc to ostatnie, co sobie wymarzyłam usłyszeć. Dalej los nie dał mi porozmawiać z nowo poznanym mężczyzną; rzekłabym, że urwał naszą rozmowę w połowie, a mówiąc „los” miałam na myśli masę pijanych klientów, którzy znikąd znaleźli się pod barem i wołali o nowe drinki. Po paru kolejnych zamówieniach już ledwo pamiętałam o tamtym facecie. Głowę miałam zupełnie zapełnioną innymi sprawami i nie umiałam nawet powiedzieć, czy dalej widziałam go przy ladzie. Bellami. Przypomniałam sobie imię, zastanawiając się, czy faktycznie nie pomyliłam którejś z liter.
    Po około dwóch godzinach moja zmiana w barze skończyła się. Ostatni klienci wyszli, pozostawiając za sobą już tylko odór alkoholu, potłuczone gdzieniegdzie szklanki i porozlewane drinki na blatach. Ludzie to naprawdę nie mają za grosz ograniczeń. A kto musi sprzątać? Oczywiście, że barmanka, bo reszta personelu nie ma ochoty pracować do tej godziny za marne pieniądze. Z nieskrywanym zmęczeniem zaczęłam przecierać stoliki ścierką, nawet na odpieprz się, by tylko mieć to z głowy. W całym lokalu byłam już tylko ja i pracujący przy papierkowej robocie szef. Ogarnęłam wszystko dopiero pół godziny później, kiedy na zewnątrz panowała okropna ciemnica, a moje zmęczone oczy wręcz błagały o odpoczynek. Zerknęłam na zegarek i jednocześnie zamarłam, uświadamiając sobie, że dzielą mnie zaledwie dwie minuty do ostatniego autobusu. Może się spóźni? Wspierając się tymi złudnymi nadziejami, zabrałam swoją torbę i niczym strzała ruszyłam z baru.
    Na przystanku stałam całe dziesięć minut. Nikt nie musi być geniuszem, żeby dojść do wniosku, że żaden autobus już się nie pojawi. Ba! Ledwo kto jeździł po ulicy, co spowodowało, że momentalnie poczułam się kompletnie osamotniona. Zimny wiatr zawiał mnie z jednej strony, przez co zasunęłam bluzę i poczułam, jak wszystkie moje mięśnie spinają się w odpowiedzi na temperaturę. Cholera, to czekanie nie miało żadnego sensu. Rozejrzałam się jeszcze raz w poszukiwaniu żywej duszy, lecz spotkałam tylko krzaki spowite totalnym mrokiem, które kołysały się w rytm wiatru. Nie uśmiechało mi się samotne przechodzenie paru kilometrów w tych ciemnościach. Bardzo nie uśmiechało, ale wbrew temu odwróciłam się na pięcie w kierunku domu i pochowałam wszystkie obawy, no może nie wszystkie, w czarny kąt umysłu. Wtedy ryk silnika dochodzący zza uliczki przykuł moją uwagę. Pewien motor minął zakręt i ruszył prostą drogą, którą podążałam ja, i niespodziewanie zobaczyłam, jak zamiast przyspieszać, zwalniał. Starałam się iść dalej, nie pokazując żadnego zainteresowania, ale nie obracanie się było zbyt trudne.
    Dźwięk maszyny dobiegał do mnie jeszcze intensywniej. W końcu zatrzymała się niedaleko przede mną, wywołując w moim wnętrzu niezmierzony dotąd niepokój. Mężczyzna zatrzymał się i zdjął kask, ukazując dobrze ułożone włosy, widoczne nawet w częściowym świetle latarń ulicznych. Mimo że widziałam tę twarz raz, rozpoznałam go od razu. Facet z baru.
    - Ładnie to tak prowadzić po alkoholu? – spytałam nieco głośniej, chcąc, by usłyszał mnie ze znacznej odległości.

[Bell?]
+20PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz