29 lip 2018

Od Rachel cd. Davida

- To MOŻE ja nie będę pomagał ci w pisaniu książki? - ha, myślisz, że nie poradzę sobie sama? To ja tutaj jestem tą mądrą i utalentowaną!
Zobaczymy, David, jeszcze zobaczymy. Głębiej "zanurzyłam" się głębiej w moją małą kryjówkę z koca. Muahahaha, Rachel, jaka ty przebiegła! W myślach odtańczyłam taniec zwycięstwa, zapewne zrobiłabym to również poza obszarem moich myśli, jednak widok Cartera dzwoniącego po pogotowie lub co gorsza, policję, po tym, jak odtańczyłam przed nim Makarenę, nie był zbyt kuszący.
Nieznacznie odwróciłam głowę, gdy David ruszył w kierunku, jak się domyślam, kuchni. Po chwili ujrzałam go wchodzącego do pokoju z wielką tacą, a na niej... Przygryzłam dolną wargę. Czekolada, żelki, pianki, chrupki, landrynki, galaretki w czekoladzie... Czego tam nie było? Chłopak usiadł obok mnie z uśmiechem, kładąc tacę na kolanach.
Zaklęłam szpetnie w myślach, gdy otworzył paczkę chipsów. Momentalnie poczułam jej zapach i miałam wrażenie, że od samego patrzenia na te wszystkie pyszności przytyję. Kurna, Rachel, weź się w garść, dasz radę.
Zerknęłam ostrożnie na tacę i przeróżne pyszności na niej położone. Mocniej przygryzłam dolną wargę. Naturalnie, David zaczął jeść czipsy, nie wiem, czy robił to wszystko dla smaku, czy chciał mnie sprowokować. Zaryzykowałam i przysunęłam się bliżej do szatyna.
- Co tam Rachel?
Niczym drapieżne zwierzę, które obserwuje ofiarę, rejestrowałam w głowie każdy jego ruch, szczególnie teraz, gdy otwierał paczkę żelków.
- A nic - rzuciłam pozornie niewinnym tonem.
- Na pewno?
- Tak.
- Mhm.
- Dasz trochę?
Czułam, że dłużej nie wytrzymam, potrzebuję cukru. David doprowadzał mnie do szaleństwa, ciągle rozpoczynając jeść nowe słodycze, tym razem "na warsztat" ruszyły pianki.
- Może dam.
Z błyskiem w oku, chciwie wyciągnęłam rękę w stronę opakowania, jednak została ona natychmiastowo złapana.
- Powiedziałem MOŻE, prawda?
Szybko zaczęłam przeklinać się za swój niewyparzony język, który ma w zwyczaju gadać rzeczy, które potem są wykorzystywane przeciwko mnie. Nie wierzę, jak on mógł?! Możliwe, że David wcale nie jest taki głupi na jakiego wygląda.
Delikatnie uderzyłam go pięścią w ramię i teatralnie odwróciłam się, odsuwając na drugi koniec sofy, byle dalej od tego paskudnego, parszywego kłamcy.
W nosie miałam fakt, że ją sama zachowałam się podobnie jeszcze chwilę temu.
Poczułam, jak ktoś, najprawdopodobniej Carter, poklepuje mnie przyjacielsko po plecach. Teraz co, myślisz, że rzucę ci się w ramiona za paczkę żelków?!
- Hej, Rachuś - usłyszałam i głębiej "zakopałam" się w koc. - Chcesz piankę?
Odsłoniłam nieco twarz, by dostrzec wesoły uśmiech Cartera.
- Cała paczka - odparłam niebezpiecznie niskim głosem. - Albo będziesz mnie musiał siłą stąd wywlec.
Natychmiast pożałowałam swoich słów, gdy tylko poczułam, że David delikatnie mnie podnosi, jednak nie tak, jak wcześniej. Bardziej przypominało to teraz noszenie rozkapryszonego kota, który nie chce ruszyć się z miejsca, ale nie można wziąć go na ręce, bo zacznie drapać.
Jak można łatwo się domyślić, od razu spanikowałam.


David? :')

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz