29 lip 2018

Od Althei C.D Billy Joe

    Dzień w pracy mijał tak schematycznie, jak przy każdym otwarciu weekendu: znacznie więcej roboty przy drinkach. Jednak teraz większość osób spotykało się w barze tylko po to, żeby usiąść i obgadać sprawy związane z dzisiejszym festiwalem muzycznym. Tak. Nawet nie starałam się podsłuchiwać; wystarczy, że przekręcałam głowę to w jedną, to w drugą stronę, i już wiedziałam, że wszędzie rozchodzi się o zespół Crowstorm, który miał zagrać na nadchodzącym wydarzeniu. Zresztą, ostatnio stali się nazbyt popularni i ich największe kawałki rozbrzmiewały w co drugim aucie. Słuchałam ich co jakiś czas, na przykład podczas joggingu, ale nie czułam tego wszystkiego co inne fanki, które wręcz dostawały orgazmów od kolczyków i tatuaży Moliere’a, a w skrócie była to reakcja na całą jego osobę. Najgorsza jednak okazywała się świadomość, że w grupie fanek przeważały nie młodziutkie dziewczyny – choć i takie się zdarzały – ale te całkiem dojrzałe. Cóż, nikomu nie zabronię posiadania idola.
    - Al! – Znikąd wyrosła obok Nancy, tak podekscytowana, że zawiesiła mi się na ramieniu i zakołysała drinkiem, który miałam w ręku. – Przepraszam! – Patrzyła przerażona na ciecz rozbijającą się o krawędzie szklanki. Na szczęście nic nie wylało się na podłodze, jednak nieźle mnie wystraszyła, zwłaszcza samym pojawieniem się.
    - Coś się stało? – Zmierzyłam ją szybkim i uważnym spojrzeniem, jakbym miała znaleźć jakikolwiek, nawet najmniejszy ślad wiadomości w jej postawie czy oczach. – Ktoś umarł?
    - No co ty, przeciwnie! – Wykrzyczała, a ja rozejrzałam się w konsternacji, dostrzegając, jak w oka mgnieniu większość par oczu wgapia się w naszą dwójkę.
    - Ktoś się urodził, zostałaś ciocią, mamą? – spytałam po raz kolejny, nie myśląc długo nad sensem wypowiedzi. – No wiedziałam, że to o to chodzi… – Prychnęłam rozbawiona i oddałam drinka klientowi, po czym chwyciłam za ścierkę, by przywrócić blatu dawny blask, który za każdym razem mnie satysfakcjonował.
    Wtedy Nancy pisnęła radosna i pofalowała mi dwoma papierkami przed twarzą. Korzystając z niezłego refleksu, złapałam ostrożnie jeden w dłoń i obejrzałam od każdej strony, nie kryjąc przed nią uznania.
    - Masz wejściówkę na festiwal muzyczny. – Bardziej stwierdziłam niż spytałam. Z tymi słowami szorowanie blatu zupełnie straciło na znaczeniu, aż moja ręka całkiem przestała pracować.
    - Nie jedną, a dwie! – Pokazała mi kolejny papierek. – Zgadnij, kogo chcę wziąć.
    - Lucasa? – Kelner, całkiem ładny, jak na geja. Poszłabym o zakład, że to właśnie o niego jej chodzi, lecz gdy usłyszałam odpowiedź i faktycznie poszłabym o ten zakład, to przegrałabym go na miejscu. Dlaczego? Bo Nancy powiedziała, że zabierze mnie, na co rzuciłam jej pełne zdziwienia spojrzenie.
    Nie myślałam nawet o pójściu na ten festiwal, zwłaszcza, że bilety równa się koszty, które znacznie zachwiałyby mój bilans. Lecz gdy usłyszałam o darmowym papierku dla osoby towarzyszącej, prosto od dobrej koleżanki, zmieniłam już kąt myślenia.
    - No dawaj, musisz zobaczyć ze mną na żywo chociaż Crowstorm! Muszę zdobyć zdjęcia i autograf Billy’ego Joe. – Niemal rozpłynęła się na samo słowo, na co przewróciłam delikatnie oczyma.
    - Jasne, mogę się tam z tobą przejść. O której występują? – Spojrzałam instynktownie na zegar. Dochodziła dwunasta.
    - Wpół do trzeciej – odpowiedziała mi nadzwyczaj szybko i pozwoliła zatrzymać jeden bilet przy sobie. Szybkim ruchem schowałam go bezpiecznie do kieszeni. – Nie spóźnij się, bo będzie źle! – Dodała, przybierając jedną z tych swoich pseudo groźnych min, ale nie brałam ich na poważnie, ze względu na wzrost hobbita. To była jedna z najbardziej uroczych osób, jakie znałam i lubiłam jednocześnie. Może była nawet kimś więcej niż koleżanką? Przyjaciółką?
    Sama do końca nie wiedziałam, za kogo mnie miała.

***

    Oczywiście pod naciskiem wielu gróźb Nancy nie potrafiłam przybyć na festiwal spóźniona. Zostałam wpuszczona wraz z innymi osobami nadzwyczaj szybko i odnalazłam dziewczynę wzrokiem po to, by za moment udać się nieopodal sceny. Crowstorm weszło na scenę. Oh, wtedy dopiero zaczął się prawdziwy chaos. Dookoła mnie roznosiły się piski ogromnej ilości dziewcząt, które chętnie wdrapałyby się na scenę, gdyby nie bramki. My stałyśmy w samym sercu tłumu, gdzie podniesienie chociażby ręki graniczyło z cudem. Dotąd nawet sądziłam, że to Nancy miała najwyższy pisk, lecz w czasie koncertu doszło do mnie, że ma na świecie jeszcze co najmniej parę setek poważnych rywalek.
    Crowstorm zachwyciło publiczność nową piosenką, w tym i ja podarowałam im swoje uznanie. Byłam jednocześnie jedną spośród niewielu osób, które nie zachowywały się jak małpy wypuszczone z klatki – ale nie można było zarzucić mi sztywniactwa. Moliere, ten, którym wszyscy się zachwycali, dał fanom to, czego chcieli: radość na scenie, zaraźliwą energię i oczywiście adrenalinę, z której wręcz składał się dzisiejszy koncert. Nagle poczułam gwałtownie szarpnięcie i nim się zorientowałam, zostałam pociągnięta przez tłum ludzi.
    - Chodź, musimy być szybciej niż inni! – Pośród pisków rozbrzmiał głos Nancy, którego nie pomyliłabym z żadnymi innym. Dziewczyna biegła cała rozpalona, co mogłam wyczuć przez mocny uścisk dłoni. To był wręcz obłęd.
    W końcu zatrzymała się tuż za sceną i oparła się zmęczona o długą barierkę. Krótko po tym puściła moją rękę, na której odbił się czerwony odcisk po mocnym chwycie.
    - Co ci odbiło? – Spojrzałam na nią z niezrozumieniem. Wstyd przyznać, sama nabawiłam się delikatnej zadyszki.
    - Jak to co? Jesteśmy teraz najbliżej Crowstorm. Najbliżej Billy’ego Joe! – Podskoczyła w miejscu szczęśliwa, a ja zerknęłam sobie przez ramię, odkrywając, że dookoła zaczął otaczać nas sporych rozmiarów tłum. Zanim zdążyłam po raz kolejny odwrócić wzrok, donośne dźwięki fanów ponownie uzupełniły cały obszar. Pojawili się członkowie Crowstorm i nie musiałam być geniuszem, żeby wiedzieć, że zaczną rozdawać autografy. Ja jednak miałam już odrobinę dość tych wszystkich pisków, które przeszywały moją biedną głowę na wskroś. Żywiłam ogromną nadzieję, że Nancy dostanie swój wymarzony autograf ze zdjęciem, jednakże ja zdecydowanie należałam do osób, które nie przepadały za zajmowaniem kolejki fanom, którzy naprawdę potrzebowali tego typu pamiątek.
    Nagle dziewczyna poklepała mnie po ramieniu. Parę razy i to nie tak lekko, jak wyglądało. Zaczęła piszczeć do Billy’ego, że chciałaby dostać zdjęcie z autografem oraz, o dziwo, że jestem ogromną fanką Crowstorm. Owszem, szanowałam ich i lubiłam, ale nie tak, żeby być niezastąpioną fanką. Dziewczyna zadała mi nawet utwierdzające pytanie, na które się zająkałam, nie kryjąc zdezorientowania jej nagłą postawą. I wtedy stało się. Wysoki na prawie dwa metry mężczyzna odwrócił głowę w naszą stronę, wbijając swoje fioletowe tęczówki w Nancy. Uśmiechnął się i to wystarczyło, żeby dziewczyna rozpuściła się niczym lód w porządny upał.
    - No cóż… tak, czemu nie – odpowiedziałam zupełnie spontanicznie, nie chcąc psuć dnia koleżance. Na te słowa Billy Joe zbliżył się, podpisał swoje zdjęcie i podarował mi je, a uśmiech nie schodził mu z twarzy.
    - Dzięki za przybycie i mam nadzieję, że się podobało.  – Jak przystało na prawdziwego muzyka, poszanował fana. No dobra, charyzmę gość ma. 
    Dosłownie chwilę później jego uwagę przyciągnęły inne fanki, a ja trzymałam w dłoni zdjęcie piosenkarza z jego własnym podpisem. Znów zostałam odciągnięta, tym razem poza tłum, i poczułam nawrót dziwnej dezorientacji.
    - Masz autograf Billy’ego Joe! – Dziewczyna zapiszczała.
    - No… ale ty nie masz. Dlaczego zaczęłaś krzyczeć, że to ja jestem ogromną fanką? – spytałam z nutą podejrzliwości w głosie. Poważnie? Prawdziwa fanka Billy’ego Joe nagle przed bramką postanawia skupić całą jego uwagę na swojej przyjaciółce?
    - Ja planuję coś innego, więc chciałam sprawić ci tą przyjemność. – Zagryzła tajemniczo wargę i zaczęła tłumaczyć coś, za czym zdecydowanie nie nadążałam. – Słuchaj, wiem, gdzie będzie Billy Joe zaraz po koncercie! Spotka się z rodziną w jednym budynku niedaleko stąd, za parkiem. – Cholernie nie chciałam wiedzieć, skąd ona miała te informacje. Chciałam tylko nie stać się częścią bezwzględnego stalkingu.
    - Więc? – zapytałam jeszcze ciszej, pełna najprawdziwszych obaw.
    - Pójdę tam i poznam osobiście nie tylko Billy’ego Joe, ale i jego rodzinę! Będę chyba najszczęśliwszą osobą na świecie, nie sądzisz? Chciałam, żebyś poszła ze mną.
    - Sądzę, że to już naruszanie prywatności. – Nie zamierzałam nawet pchać się w coś takiego. Absurdalność i totalne szaleństwo, w złym tego słowa znaczeniu, mogłam wyczuć na duży kilometr. Ba, jej pomysł wręcz tym błyszczał. – Nie pójdę tam z tobą, nie ma mowy.
    - Ale gdyby nie ja, nie miałabyś autografu! – Popatrzyła na mnie z wyraźną pretensją.
    - O to ci chodziło? Sprawić mi autograf i myślałaś, że wtedy się zgodzę na ten chory plan? – Cisza, jaka nastąpiła po tym pytaniu, wyrażała wszystko. Każdy szczegół sobie dokładnie zaplanowała i nawet nie chciało mi się na nią patrzeć.
    - Jesteś mi to winna! – dodała szybko, unosząc głos.
    Oddałam jej zdjęcie z autografem i prychnęłam kpiąco. Dziewczyna przejęła je i zacisnęła na nim palce, a ja czułam, jak powoli zbiera się we mnie gniew, z którym zawsze miałam problemy, jeśli już nadchodził.
    - Proszę bardzo, masz co chciałaś, ale nigdy w życiu nie wykorzystuj mnie do podobnych celów. – Wypuściłam nerwowo powietrze z płuc i odwróciłam się na pięcie. Nie rzucając już ani jednego spojrzenia w tył, skierowałam się w kierunku wyjścia z parku. Zanim jednak całkowicie opuściłam tę miejsce, posiedziałam jakieś pół godziny na ławce; głowa snuła niekończące się myśli o tym wszystkim, czym zostałam dzisiaj zaskoczona. Chciałam jak najszybciej wyrzucić te wspomnienia z głowy, by więcej nie zatruwały mi wizji dobrego humoru.
    W końcu jednak opuściłam teren parku. Zaraz po wyjściu z niego lokował się szereg różnych knajp i barów. Poszłam pustą uliczką, która znajdowała się za tymi budynkami, gdyż wtedy droga do domu skrócała mi się o całe trzy minuty. Szłam bliziutko ścian i wtedy automatycznie tego pożałowałam. W mgnieniu oka drzwi przede mną otworzyły się gwałtownie oraz trafiły mnie boleśnie w nos, przez co bezwładnie huknęłam o ziemie. Chyba krwawiłam, choć nie mogłam tego od razu potwierdzić. Głowa mocno mnie bolała i czułam, jak w umyśle powstaje nieprzyjemny szum.
    Ktoś zdecydował się wyjść tylnymi drzwiami i jeszcze przy tym nie uważać. Tym bardziej doszło do mnie, jak mocno się rąbnęłam, gdy zobaczyłam piosenkarza, którego jeszcze niedawno słuchałam.

[Billy Joe? Podpowiedź: Al będzie wyrozumiała xD]

+20PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz