12 lip 2018

Od Kathy DO Kendall

Powoli otworzyłam oczy, spoglądając na swój brzuch, spała na nim Oresta. Mogłam się spodziewać, zawsze musi mnie obudzić. Pogłaskałam kotkę za uszami i zdjęłam ją z siebie. Wbiłam wzrok w zegar na mojej szafce nocnej, za niedługo zaczynała się akcja charytatywna.
- Zaraz się spóźnię! - Wrzasnęłam.
Zeskoczyłam z łóżka jak poparzona i szybko je pościeliłam. Miałam niecałą godzinę. Pobiegłam do kuchni, aby zrobić sobie śniadanie, kanapki z sałatą, pierwsze co przyszło mi do głowy. Zjadłam najszybciej, jak umiałam, a następnie ruszyłam do łazienki. Ubrałam się w rzeczy, które wczoraj sobie naszykowałam i spojrzałam w lustro, wyglądałam jak miotła, chwyciłam szczotkę i uczesałam włosy. Już lepiej. Poszłam jeszcze do kuchni, aby nakarmić koty. Gdy ich miseczki były napełnione, chwyciłam dokumenty, komórkę, portfel oraz klucze, a następnie opuściłam mieszkanie. Cała akcja charytatywna była zorganizowana, aby zebrać pieniądze na potrzebujące schronisko oraz, żeby namówić ludzi na adopcję. Wsiadłam w taksówkę i poprosiłam o podwózkę do parku. Miałam jeszcze dwadzieścia minut, zdążę. Uśmiechnęłam się sama do siebie, gdy kierowca zaparkował przed wejściem do parku. Zapłaciłam i wysiadłam. Cudowny widok, tyle ludzi przyszło pomóc zwierzętom. Zauważyłam James'a, podeszłam do niego, podając mu rękę.
- Cudownie, że przyszłaś. W samochodzie jest twój identyfikator i koszulka. - Uśmiechnął się do mnie, ściskając moją rękę.
Kiwnęłam głową i ruszyłam do auta. James był właścicielem schroniska, jak i jednym z organizatorów akcji. Znaliśmy się trochę, dlatego zgodziłam się mu pomóc. Pociągnęłam za klamkę, samochód był otworzony. Przeszukałam stertę karteczek z imionami i odnalazłam swoje, plastikowa plakietka błyszczała w słońcu. Założyłam koszulkę z logiem organizacji filantropijnej i zawiesiłam identyfikator na szyi. Gotowa, podeszłam do James'a, od którego dostałam skarbonkę. Ruszyłam w głąb parku, uśmiechając się do ludzi. Po pewnym czasie, w skarbonce, przy każdym kroku, zaczęły brzęczeć monety. Niektórzy dawali nawet banknoty, to było cudowne uczucie.

~*~

Pół godziny, godzina, dwie, czas leciał jak szalony, a mnie zaczynały boleć nogi. Postanowiłam wrócić. Skierowałam się wolnym krokiem w stronę głównego punktu zbiórki, przy okazji zdobywając jeszcze trochę pieniędzy od ludzi. Już miałam oddawać, prawie pełną skarbonkę, lecz przeszkodziła mi w tym jasnowłosa dziewczyna.
- Poczekaj. - Uśmiechnęła się do mnie, wyjmując z portfela kilka monet i wrzucając je do skarbonki. - Mam nadzieję, że uda się pomóc schronisku.

<Kendall?>
Czy tylko mi to przypomina caritas? .-.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz