12 lip 2018

Od Althei C.D Bridget

    Tego paskudnego dnia bar całkowicie opustoszał. Żadnej żywej duszy. Miasto obumarło, a na ulicach ludzie pojawiali się coraz rzadziej z każdą mozolnie upływającą minutą. Jeśli już, to szli tak szybko, jakby lada moment ponura atmosfera miała przeniknąć ich dusze na wylot. Althea, korzystając z wolnego czasu, ścierała blat z rozlanego piwa i innych drinków, które, jak stwierdziła, pachniały tak samo źle. Jedyny towarzyszący dźwięk – rzecz jasna tykającego zegara – był jak bomba w jej umyśle, zdolna w każdej chwili eksplodować. Dopiero dzwonek zatrzymał zbliżającą się katastrofę. Al zerknęła wówczas w stronę wyjścia z baru, czując, jakby ten jeden klient zadał jej ogromny zastrzyk euforii w ten posępny dzień. Przyłapała się nawet na tym, że jej kąciki ust zadrżały w subtelnym uśmiechu.
    Klientka usiadła wprost przed Altheą i zapytała o danie dnia, na co ta podniosła brwi w akcie zdziwienia, starając się jednak zrobić to ledwo zauważalnie. Skierowała palca za siebie, wskazując nim na asortyment baru.
    - Dzień dobry – odpowiedziała na szybko, kontynuując – niestety nie znajdziesz tu niczego pożywnego. Tylko to, co tu widzisz, czyli alkohol.
    Nieznana dziewczyna o ciemnych włosach rozejrzała się po barze takim wzrokiem, jakby została obrzydzona faktem, iż znalazła się w tym miejscu. Althea zyskała pewność, że postawiona przed nią osoba nie należy do grona fanów różnorodnych trunków.
    - Najwyraźniej źle trafiłam. – Westchnęła ze spokojem i bez najmniejszego śladu emocji wstała ze stołka barowego.
    - A czego szukałaś? – zagadnęła Al. – Być może będę mogła jakoś pomóc.
    - Baru mlecznego. Myślałam, że jest w tej okolicy.
    - Był. Został zamknięty, a na jego miejsce stworzono to. – Obiegła niezbyt przyjemnym spojrzeniem bar, w którym się znajdowała, i doszła do wniosku, że poprzedni lokal nie zasługiwał na tak okropny koniec. – Ale miejsce, które szukasz, znajduje się jakąś ulicę albo dwie stąd. Kończę zmianę za dwie minuty, więc mogę cię zaprowadzić. Idę w tę samą stronę. – Nie musiała nawet zerkać na zegar, żeby sprawdzić, ile jeszcze zostało jej czasu do końca pracy. Ucinanie kolejnych minut było jej jedynym pożytecznym zajęciem od początku tego ponurego dnia, kiedy mozolne ścieranie blatów okazywało się zbyt nudne. Potem powtarzała tę czynność, powoli pozwalając sobie uświadomić, że nie ma nawet po kim ścierać.
    Dziewczyna znajdująca się naprzeciw Al nie wyrażała sprzeciwów. Wręcz przeciwnie: pokiwała delikatnie głową i nie dodając niczego więcej, powiodła w stronę drzwi. Althea poszła w ślad za nią, uprzednio biorąc torbę i pozbywając się fartucha okalającego jej biodra.
    - Jak masz na imię? – spytała, a w tym pytaniu zawarła jedynie swoją ciekawość. Odkąd ją pierwszy raz zobaczyła, doszła do wniosku, że swoim zachowaniem oraz postawą nie zdradzała o sobie nawet najmniej istotnego detalu. Jednakże ten fakt zajmował jej zagraconą głowę tylko przez krótką chwilę, potem cały brak zainteresowania światem powrócił ze zdwojoną siłą.
    - Bridget – odparła jej towarzyszka, jeszcze bardziej zbliżając ją do stwierdzenia, że nie jest zbyt do przodu, jeśli chodzi o poznawanie nowych osób. I Al absolutnie to podzielała. – A ty? – Te pytanie sprawiło, że wręcz odwróciła głowę do Bridget, zupełnie tak, jakby nie spodziewała się tego na pierwszy rzut oka. Wbrew temu, nie przeszkadzało jej to w odpowiedzeniu.
    - Althea. – Spojrzała za swoje ramię, przyciągnięta dziwnym, małym cieniem śledzącym ich od dłuższego czasu. Odskoczył w bok, gdy tylko sięgnęła go wzrokiem, a promienie słońca przedostające się przez kłęby szarych chmur zmyły go z powierzchni. Za nogami Bridget ujawnił się mały kociak o białym, acz ubrudzonym futrze.
    Chudy, wymęczony, oczy miał załzawione.
    - Hej, Bridget. Masz adoratora – stwierdziła Althea, nie powstrzymując uśmiechu rozjaśniającego jej twarz, która jednocześnie przypasowała się do ulegającej zmianie pogody.

[Bridget?]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz