31 lip 2018

Od Noah CD. Louise

Wystarczy odkręcić kilka drobnych śrub kluczem siódmym [a nie dwudziestym trzecim], wyciągnąć akumulator i zamontować nowy. Wyjąłem ostrożnie część i położyłem ją na jednej z półek, po czym rozejrzałem się za tym lekko używanym akumulatorem, który obiecałem kobiecie. Nie wiem co mi odbiło z tą propozycją, ale teraz muszę się wywiązać z tego, co powiedziałem. Udałem się w kierunku magazynku i znalazłem to, czego szukałem. Akumulator leżał w jakimś starym, brudnym pudle.
— Pora zamontować to cacko. — Wkręciłem część i przetarłem czoło. Zapewne byłem cały w smarze. — Wymienione. Ach, zapomniałbym o pieprzonych rolkach. — Ściągnąłem z regału drobne pudełeczko i wyciągnąłem z niego kolejny element. Ekspresowe tempo. — Jeszcze tylko alternator.
Szukałem go dobre kilka minut [to bardzo długo] w naszym magazynku. Nie znalazłem. Trzeba będzie zamówić część w pobliskim sklepie. Myślę, że powinna być na stanie. Jak nie, to zamówienie i dostarczenie zajmie cały dzień, a tego wolałbym uniknąć.
Zamknąłem maskę i ruszyłem w kierunku gabinetu Smitha, aby powiadomić klientkę o tym, że trzeba dokupić nowy alternator. Spojrzałem na moje czarne dłonie i poczułem, że ktoś na mnie wpada.
— Co jest, do jasnej cholery? — krzyknąłem i złapałem dziewczynę, która się potknęła. Nie powiedziała nic, ale jej buraczana twarz zdradzała wszystko. — Jak żałosną istotą trzeba być, żeby nie potrafić i liczyć, i chodzić? Cofasz się w rozwoju? — na mojej twarzy pojawił się złośliwy uśmieszek.
Do usług. Wredne docinki to moja specjalność.
— To ty wpadłeś na mnie! — burknęła, odsunęła się i skrzyżowała ręce na wysokości piersi.
— Uważaj, bo ci uwierzę. — przewróciłem teatralnie oczyma i wyciągnąłem papierosa, po czym bez słowa otworzyłem drzwi od gabinetu Smitha i wychyliłem głowę.
— Nie ma alternatora do fiata punto.
— To idź i kup, przecież nasza klientka po niego nie pójdzie! — uśmiechnął się i oparł na biurku.
— Proszę chłopcze. — kobieta podała mi wystarczającą sumę avarów — Kup mi tę część, bo znając mnie, wybiorę nie tę, co trzeba. Louisa pójdzie z tobą. — uśmiechnęła się tak, jakby zrobiła mi wielką przysługę, wysyłając swoją córkę. — Louisa?! — zawołała. Dziewczyna pojawiła się obok matki w ciągu kilku sekund. — Idź razem z tym młodym kawalerem do sklepu z częściami, a ja porozmawiam ze Smithem o naszych krewnych.
Moja twarz wyrażała tylko jedno pytanie: Że co, do cholery? Zresztą, na twarzyczce Lou malował się podobny wyraz.
— No już, idźcie. Nie marnujcie czasu. — odparł Smith i ponownie zajął się fascynującą rozmową z matką dziewczyny.
Wyszliśmy z gabinetu i wymieniliśmy się spojrzeniami.
— Cóż złego zrobiłem, żeby przechodzić takie katusze, hmm? — zapytałem i ruszyłem powoli w kierunku sklepu, nie patrząc, czy dziewczyna idzie ze mną.

Louysa? ♥


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz