25 wrz 2018

Od Bellamiego CD. Althei

Moje spojrzenie skierowało się na Alt, która właśnie szła do nas z talerzami. Uśmiechnąłem się na jej słowa i poruszyłem brwiami.
- Przy młodzieży używać takich słów nie można - powiedziałem, a ona spiorunowała mnie wręcz swoim wzrokiem. Zaśmiałem się i wstałem z siedzenia.
- W czym pomóc? Prócz podania i wylizania deseru - zapytałem się szczerząc do niej. Westchnęłam jednak nic nie powiedziała na moje podteksty, a szkoda. Ułożyła jedynie dwa talerze na stole i skierowała się do kuchni.
- Chodź - rzekła, a ja jak piesek na zawołanie poszedłem za nią, wręczyła mi jeden talerz i sztućce.
- Zanieś - powiedziała.
- Jaka bezwzględna, lubię takie. Wiesz czemu? - zapytałem patrząc w jej oczy, które wręcz były już zmęczone moim zachowaniem. Oho... a jeszcze nawet nie zjadłem deseru, a już zmęczona. Jak ja łatwo męczę.
- Bo wiedzą czego chcą - odpowiedziałem od razu nie dając dojść jej do słowa. W innych sytuacjach dam jej dojść, oczywiście gdy będę miał dobry humor. Wykonałem więc powierzone mi zadanie perfekcyjnie i ułożyłem ładnie sztućce. Paluszek tutaj, paluszek tam. Oczywiście chodzi o odległość talerza od stołu czy widelca od noża zboczeńce. Moje drżenie rąk mówiło samo za siebie. Pora zapalić. Wytrzymaj Bell jeszcze chwilę, zjesz i pójdziesz zapalić. Na spokojnie. Będzie dobrze, oddycha, świat się jeszcze nie wali. Przeżyłeś tyle końców świata, że jesteś niezniszczalny. Fajki to tylko nałóg. Da się go zwalczyć. Skierowałem się znów do kuchni i stwierdziłem, że jednak świat się wali. Wyjąłem elektryka, niech chociaż trochę pomoże.
- Nie pal - powiedziała Alt, która chowała sok do lodówki.
- Muszę chociaż trochę, bo już mnie trzęsie - rzekłem i zaciągnąłem się małą ilością nikotyny.
- Nie jest dla was szkodliwy, to tylko pora - dodałem później, a ona skinęła jednak nie przekonało ją to za bardzo. Zaniosła szklanki na stół, a ja popaliłem jeszcze trochę i też do nich wróciłem. Schowałem elektryka w kieszeń i ładnie usiadłem na swoje miejsce. Złożyłem ręce jakby do modlitwy, a Alt i Lucia zlustrowały mnie wzrokiem jak pojeba.
- No co? To, że klnę, palę, pije, ćpam, rucham nie znaczy, że się nie modle. Przecież grzesznicy też się modlili prawda? - zapytałem udając poważnego jednak one dalej nie były przekonane.
- No i chuj nie ma zabawy z wami - rzekłem i mój uśmiech zszedł z mojej twarzy. Sięgnąłem po szklankę z sokiem, którego trochę upiłem.
- Przyjedziesz jeszcze kiedyś pomóc mi z lekcjami? - zapyta Lucia jak gdyby sytuacja sprzed kilku sekund nie miała miejsca. Te... dobra jest.
- Oczywiście, jak siostra przygotuje biały deserek, to zawsze chętnie wpadnę, ale wolałbym wieczorami. Często pracuje do późna - powiedziałem, a ona skinęła głową.
- Nawet nie wiem gdzie pracujesz - rzekła Alt i zaczęła jeść.
- Jako patomorfolog, często też jako ładnie mówiąc bokser - odpowiedziałem i wzruszyłem ramionami.
- Jako kto? - zapytała Lucia marszcząc czoło. Uśmiechnąłem się na to, mało osób wie co to takiego.
- Medycyna sądowa, badanie zwłok - odpowiedziałem.
- Dlatego tak dużo wiesz na tema biologii - rzekła, a ja wzruszyłem ramionami.
- Nie tylko to, miałem bardzo dobre oceny, zresztą jestem też po studiach medycznych, zamierzam też iść na psychologie. Znam też kilka języków, a jak masz problem z jakimś przedmiotem to niech twoja siostra do mnie zadzwoni - powiedziałem z uśmiechem.
- Mi pasuje - rzekła Lucia, a ja spojrzałem na Alt, która tylko przysłuchiwała się naszej rozmowie.
- Właśnie, zapomniałbym, nie dałem ci całego napiwku - powiedziałem  i sięgnąłem po portfel z kieszeni. Tak naprawdę dałem jej wystarczającą ilość pieniędzy na naszym pierwszym spotkaniu ale chciałem w jakiś sposób wynagrodzić ten wypadek. Nie wiedziałem jak inaczej to zrobić więc po prostu dałem jej zawinięte banknoty, a ta mimo wszystko zgarnęła je od razu ze stołu.

Alt? Przeprasza, że tak długo czekałaś i tak krótkie, ale po prostu moja wena leży w dodatku szkoła i umieram...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz