23 wrz 2018

Od J.C. CD Aarona

- Do zobaczenia. - westchnęłam i zatrzasnęłam drzwi. Moje nagie ramiona owiał chłodny wiatr, więc skrzyżowałam je na piersi i potruchtałam do drzwi domu. Nie chciałam tego przeciągać, a czekała mnie jeszcze trudna rozmowa z matką dziewczyny.
W mieszkaniu przywitał mnie Rex. Zamerdał leniwie ogonem, kiedy pochyliłam się, żeby poklepać go po grzbiecie.
- Co tam, staruszku? Pilnowałeś domu?
Ciężki krokiem poszedł w stronę posłania, po czym rzucił się na nie tak, że powietrze wokół się podniosło.
- No tak. - westchnęłam. - Na ciebie zawsze można liczyć, stary głupku.
Nasypałam mu trochę suchej karmy do miski i ruszyłam na górę, po drodze ściągając sukienkę przez głowę i zostawiając ją gdzieś na schodach. Dopóki mieszkałam sama, porządek nie znajdował się na szczycie listy moich priorytetów.
W sypialni usiadłam na łóżku, i wyszukując komórkę w torebce, zaczęłam zdejmować szpilki. Odebrała już po drugim sygnale.
- Jolene. - przywitała mnie chłodno, wypowiadając to imię, którego tak nienawidziłam. - Nie wiem, po co dzwonisz, ale...
- Marie jest w szpitalu. - przerwałam jej. - Na Bardock. Przedawkowała.
- Słodki Boże. - usłyszałam cichy okrzyk i krzątaninę. Amy pewnie już pędziła do samochodu. - Co się stało?
- Spotkałam ją w klubie. Pokłóciłyśmy się... a potem ona zemdlała.
- Jolene Cecily, ostrzegam, że jeśli coś jej się stało przez ciebie... - jej głos drżał na krawędzi płaczu. Zawsze była słaba.
- Pojechałam z nią karetką. Jej stan jest stabilny, możesz sobie odpuścić kazania.
- Zobaczymy. - odparła po chwili ciszy i rozłączyła się.
Rzuciłam komórkę na łóżko i westchnęłam, rozciągając się na nim. Dzień jak co dzień, w życiu J.C. Alexander.



Aaron?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz