17 wrz 2018

Od Carlo CD. Katfrin

              Przebiegła odpowiedź dziewczyny sprawiła, że najzwyczajniej w świecie zamilkłem, nie chcąc jeszcze bardziej się pogrążyć. 
Niech przez moment poczuje triumf i przewagę nade mną. 
Dam jej tę satysfakcję. 
Tylko na moment. 
Ani chwili dłużej. 
Światła zgasły, a film właśnie się rozpoczął, jednak był jeden mały, maleńki, mikroskopijny, ledwo dostrzegalny gołym okiem problem. 
Nie mogłem się skupić. 
Obecność dziewczyny całkowicie mnie rozpraszała, a mój lekko zdezorientowany wzrok mimowolnie kierował się ukradkiem w stronę jej twarzy, radośnie patrząc na to, jak pazernie pochłania kolejne nachosy, delektując się ich smakiem. 
Ależ bym ją przytulił. 
Tak, najzwyczajniej w świecie przytulił. 
Nie potrzeba mi niczego więcej. 
Oglądaliśmy seans, znaczy, ona oglądała, gdyż ja skupiałem się głównie na jej reakcjach,                    a dokładniej ich braku. Kobieta ani razu nie zasłoniła sobie oczu i oglądała ten horror bez większego wzruszenia. 
Po zakończonym filmie wyszliśmy na ulicę i z delikatnymi uśmiechami stanęliśmy pod rozświetlającą nasze twarze lampą uliczną. 
Klimat był niesamowity. 
— Nie jest ci chłodno? 
— Nie. 
— Ta, jasne. — ująłem delikatnie jej rękę i spojrzałem na gęsią skórkę, która ukazała się na jej przedramieniu. — Możesz mnie okłamywać, ale twoje ciało zawsze powie mi prawdę. 
Zdjąłem swój cienki płaszcz i narzuciłem go na dziewczynę. 
— Dziękuję za dziś. Było… Fajnie. 
Fajnie. 
Tylko fajnie. 
Carlo, przestań. 
Lepsze to niż „przeciętnie”. 
Bądźmy dobrej myśli. 
Schowałem dłonie do kieszeni spodni i uniosłem na nią swe brązowe spojrzenie. 
Wsiadła na motor i zniknęła w ciemności miejskich ulic. 
*** 
                     Może to szalony pomysł, ale postanowiłem, że ją odwiedzę. 
Właśnie miałem w zamiarze zapukać do drzwi jej domu, jednak usłyszałem jakieś hałasy za rezydencją. 
Kiedy powolnym krokiem przemierzyłem ogród, zastałem coś w rodzaju stajni, a tuż przy drzwiach wejściowych do tej „najprawdopodobniej stajni”, stała Katfrin, mierząc mnie zaskoczonym spojrzeniem. 
W jednej chwili do moich uszu wkradło się głośne rżenie. 
— Nie wiedziałem, że masz konie. — podszedłem bliżej, gładząc swoją grzywkę. 
— Jeszcze wielu rzeczy o mnie nie wiesz. 
— Po co je hodujesz? To tyle pracy.
— Bo kocham te zwierzęta, a jazda konna to mój ulubiony sport. 
— Nie nazwałbym jazdy konnej sportem. — zaśmiałem się przebiegle, prowokując dziewczynę do nieco żywszej wymiany zdań. 
— Co ty nie powiesz. — zaprowadziła mnie do środka stajni i zaczęła siodłać dwa konie. — Pokażę ci, że półgodzinna jazda zmęczy cię bardziej niż kilkugodzinne ćwiczenia na siłowni. 
Zaplotłem ręce na wysokości klatki piersiowej i z zainteresowaniem patrzyłem na sporego wierzchowca, który patrzył na mnie nieufnie.

Katfrin?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz