9 wrz 2018

Od Nivana cd Antoniego

Nie potrzebowałem się odwracać, żeby wiedzieć, że koniec końców za mną polazł i że pewno prędzej, czy później, ale raczej to pierwsze, postara się jednak oddać te marne pieniądze, którymi prawdopodobnie będziemy się przerzucać, jak w jakimś pieprzonym głupim Jasiu, w którym obaj będziemy wychodzili na skończonych debili.
— Ok — odparł tylko, gdy finalnie zrównał ze mną kroku. Długie nóżki niby, ale zawsze sprawiało mu to swego rodzaju kłopoty, widocznie wolał nimi leniwie powłóczyć po ziemi, aniżeli szybko zamiatać, licząc na to, że nie straci się zbyt wiele czasu.
Kiedy znaleźliśmy się w okolicy bloku, wyjąłem z tylnej kieszeni spodni klucze, co prawda były dość mocno zakopane, przez co trochę musiałem pogrzebać, ale finalnie dało mi się je pochwycić i wyciągnąć, byle zastukały, byle zabrzęczały.
Wklepanie kodu do klatki schodowej, a później mozolne wdrapywanie się na któreś tam piętro, licząc na to, że nie spadnę i się nie zabiję tak całkiem przypadkiem. I że przy okazji nie pociągnę za sobą Watsona, co też było dość mocno prawdopodobne, szczególnie patrząc na moje umiejętności w wielu kwestiach tego rodzaju. Przynajmniej tyle dobrego, że już wcześniej wyjąłem klucze i nie musiałem z tym walczyć w trakcie drogi na górę.
— Od razu przepraszam za syf, nie spodziewałem się dzisiaj gości, a raczej wiesz, jak wygląda moje przeciętne utrzymywanie czystości — westchnąłem, zerkając na niego kątem oka i licząc, że nie zleciał gdzieś w tak zwanym międzyczasie.
Obiecywali windę, kurwa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz