5 wrz 2018

Od Billy'ego Joe cd Althei

                Kiedy Al. wyszła z mieszkania, wstałem z kanapy. Podchodząc do komody, stojącej przy ścianie, wysunąłem jedną z szuflad i wyjąłem zdjęcie. Savannah…
                Na fotografii byłem ja, młody ja. Bez wielu markowych ubrań, czy wielkiej sławy. Zwykły ja, oraz moja przyjaciółka, która potem stała się kimś więcej.  Savannah Advin. Znałem ją od przedszkola, jako pierwsza podeszła do mnie i przedstawiła mi się. Była piękną, młodą dziewczyną. Długie czarne włosy, oczy w kolorze płynnego złota, oraz jasna cera. Do tego, jej zamiłowanie do muzyki, była moją bratnią duszą. Często u niej nocowałem, jednocześnie uciekając z domu. Jednak, któregoś dnia, przyszedłem do niej i… to był najgorszy widok w moim życiu.
                Savannah wisiała przy wiatraku, na sznurze. Cała zakrwawiona, a na jej brzuchu wycięte było słowo „Dziwka”. Długo nie rozumiałem co się działo, jednak po miesiącu, dowiedziałem się, że przez problemy finansowe musiała sprzedawać swoje ciało, jej rodzice wpadli w alkoholizm, a ona nic mi nie mówiła, nie chcąc abym jej współczuł. Wtedy zaczęły się moje własne problemy. Westchnąłem. Na tym cholernym zdjęciu, oboje byliśmy w świetnym nastroju, a moje oczy wskazywały na to, że nawet coś paliliśmy. Przytulała się do mnie, z szerokim uśmiechem na ustach. To było jedyne zdjęcie z Savanną. Nic więcej nie miałem, oprócz łańcuszka, który już od lat nosiłem na szyi. Nie wyróżniał się tym, że jest damski, ot zwykły łańcuszek. Kupiłem go jej na 14 urodziny. Schowałem zdjęcie. Stanowczo za dużo wspomnień.
                Przez kolejne pół godziny pracowałem jeszcze nad piosenką, a kiedy już miałem kończyć, zadzwonił mój telefon. Zaskoczony, zauważyłem numer którego nie znałem.  Zdezorientowany odebrałem.
                - Halo? – Po drugiej stronie była cisza, nikt mi nie odpowiadał. Tylko głośny oddech, który świadczył, że ktoś jednak tam był. Nie odzywałem się już, po prostu się rozłączyłem. Byłem zmęczony, pracowałem długo, bardzo długo po tym dziwnym telefonie. Postanowiłem odezwać się do Al., jednak długo nie odpisywała. Postanowiłem, że nie będę wypisywał i mimo, że to było do niej niepodobne, poszedłem spać kiedy tylko zauważyłem na zegarze dwudziestą pierwszą.
                Kilka kolejnych dni spędziłem na wywiadach, czy sesjach zdjęciowych do magazynów. Miałem też niewielkie spotkanie z fanami, które z zwykłej pogawędki, zmieniło się w wyciąganie napalonych nastolatek z pod kół mojego nowego auta, po wszystkim. Co jakiś czas pisałem do Althei, ale dziewczyna nie odpisywała. Zaniepokoiłem się. I to bardzo. Co się stało z tą dziewczyną? Jeszcze tego samego dnia pojechałem do baru, w którym pracowała.
                - Harry – zacząłem, kiedy tylko przekroczyłem próg baru. Mężczyzna spojrzał na mnie zaskoczony, jednak uśmiechnął się lekko. Podszedł do baru, o który się opierałem. Jednak, powaga na mojej twarzy, oraz zapewne w oczach, pozbawiła go uśmiechu. – Jest tu Althea? Nie odpisuje na moje wiadomości, nie ukrywam się, że mnie to niepokoi.
                - Althea? Nie, nie ma jej już od kilku dni. Ostatni raz, widziałem ją tydzień temu… - Harry spojrzał na mnie, zamyślił się na chwilę – Dostałem od niej wiadomość, że jest chora i odpoczywa…
                - Kiedy ją widziałem, wyglądała na całkowicie zdrową. Kurwa, nie podoba mi się to. Starałem się nie wyciągać pochopnych wniosków, ale patrząc na całą aferę wokół mnie i to, że ona zawsze jest w oku cyklonu przez moją popularność… Kurwa, Harry boje się, że coś jej się stało.
                - Przykro mi, nie pomogę ci Billy. Gdy będę coś wiedział, odezwę się – Mężczyzna odprowadził mnie wzrokiem, widziałem, że on też się martwił mimo, że tego nie pokazywał. Coś mi nie pasowało, kiedy widziałem Al, była zupełnie zdrowa. Ja sam, również miałem z nią ostatni kontakt tydzień temu. To wyglądało tak, jakby zapadła się pod ziemię.
                Przed dwa kolejne dni myślałem o tym, co mogło się stać. Przez te dwa dni, pod moim blokiem wystawał biały van, a w nim mężczyzna i kobieta. Łazili tam gdzie ja, jeździli za mną. Bez wątpienia mnie śledzili, a ja, byłem ciekawy kim są. Któregoś dnia, nie wytrzymałem. Wyszedłem z mieszkania i stanowczo podszedłem do auta, kierowca spierdolił. Nie pokazał się więcej. A ja coraz bardziej martwiłem się o Altheę. Któregoś dnia nie wytrzymałem, zadzwoniłem do kumpla taty, który już od prawie trzydziestu lat pracował w policji. Nie mogłem tak tego zostawić.
                - Rozumiesz już Eliot? Martwię się o nią. To nie jest normalne – Wlałem mu sok, a sam zabrałem się za piwo. Mężczyzna tylko pokiwał głową.
                - Zajmę się tym Billy, ale mam rozumieć, że nie chcesz rozgłosu co? Z tego co wiem, ona jest z tobą kojarzona do tej pory. Ludzie zastanawiają się, czy jesteście razem.
                - Wiem, to głupie. Jest przyjaciółką, ale mimo to, zależy mi na niej. Chcę, aby była bezpieczna, bo wiem, że przez znajomość z gwiazdą jest narażona na wiele nieprzyjemnych sytuacji.
                - Jeszcze dziś zaczniemy poszukiwania, obiecuję, znajdziemy ją Billy. To dobrze, że jest z tobą okej i zaczynasz się angażować w życie innych. Z tego co mówił mi twój ojciec to…
                - Nie było dobrze, ale teraz nie chcę o tym myśleć. Najważniejsze jest bezpieczeństwo Althei. Nie wiem czemu, ale czuję się za nią odpowiedzialny. To przeze mnie jest tak oblegana przez ludzi, nie każdy ma szansę przyjaźnić się z….
                - Tobą? – Eliot uśmiechnął się lekko, a ja odpowiedziałem mu tym samym – To nie twoja wina, że masz psychofanów. Kiedy widziałeś ją ostatni raz? I opowiedz mi o tym samochodzie.
                Przez kolejne kilka godzin, gadaliśmy o wszystkich możliwościach zniknięcia dziewczyny. Eliot zanotował sobie moje opowieści, po czym jeszcze raz obiecując mi, że znajdą ją jak najszybciej, wyszedł z mieszkania życząc mi dobrej nocy. Nie zmrużyłem oka, przez co rano byłem całkowicie zmęczony.
                Martwiłem się i nie mogłem tego ukrywać. Cały okres poszukiwań Al, był dla mnie mordęgą. Doskonale zdawałem sobie sprawę, że dziewczyna ma siostrę i posłałem nawet ochroniarza, aby jej pilnował. Kiedy dostałem wiadomość od Eliota, minęło już dwa tygodnie od rozmowy. Czyli, trzy tygodnie od zniknięcia Al. Stałem właśnie na balkonie, pijąc kawę, kiedy to zadzwonił mój telefon. Odebrałem go dość szybko.
                - Billy? Mamy ją. Zbieramy ekipę i… - Odstawiłem szybko kubek, po czym łapiąc kurtkę i klucze wyszedłem z mieszkania – Chwila, Billy co ty robisz?
                - Nie mam jej od trzech tygodni, nie wiem co się z nią działo. Na dobrą sprawę, może się was bać. Jadę z wami, nie biorę udziału w akcji, po prostu tam będę. Nie ma gadania Eliot, gdzie się spotykamy? – Nie dałem dojść do słowa mężczyźnie, usłyszałem tylko westchnienie.
                - Posterunek. Pośpiesz się.
                Kiedy byłem na miejscu, dowiedziałem się szczegółów planu, a następnie pojechałem za radiowozami. Nie były oznaczone, więc łatwiej było się zakraść. Czekałem. Eliot i reszta weszli do środka, a kiedy po pół godziny zobaczyłem jak kobieta i mężczyzna są wyprowadzani przez Eliota i Rogera, wybiegłem z auta i przeskakując maskę, zmierzyłem w kierunku małej kawalerki. Byli tam policjanci i ona.
                Siedziała na ziemi, chłopcy musieli zarzucić na nią koc, cała się trzęsła, a w pomieszczeniu było cholernie zimno. Kiedy mnie zobaczyła, uniosła wzrok, chyba dalej do niej nie docierało co się stało. Podszedłem do niej, po czym zdjąłem koc i narzuciłem na nią kurtkę.
                - Już dobrze Al, jestem tutaj. Spokojnie – Czując jak dziewczyna delikatnie dotyka mojego ramienia, po chwili pozwoliłem, aby się do mnie przytuliła, sam zrobiłem to samo trzymając ją delikatnie – Jestem tu.
Althea? XD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz