2 wrz 2018

Od Charlesa cd. Koyori

Jechałem swoim camaro przez drogę prowadzącą pośród wysokich, strzelistych sosen. Ignis już na mnie czekała, gotowa, by ją zabrać na plan filmowy. U dziadka czekał na mnie przygotowany land rover freelander z przymocowaną przyczepą do przewozu koni. Wprowadziłem moją klacz do zagrody, a dziadek wprowadził jej towarzyszkę podróży, czyli wdzięczną Werbenę. Ze względu na instynkt stadny nie mogłem zabrać Ignis samej, gdyż źle by znosiła podróż.
-Dzięki dziadku za ogarnięcie dziewczyn! Wrócą do ciebie jeszcze dzisiaj wieczorem. - Uśmiechnąłem się i wyjąłem z camaro swoje rzeczy oraz zawołałem Lokiego. Musiałem swoje cudne autko zostawić u dziadka i na chwilę przejąć freelandera.
-Spokojnie wnuku, są w dobrych rękach przecież. - Roześmiał się.
-To do zobaczenia wieczorem! - Wsiadłem za kierownicę większego samochodu i pomachałem na pożegnanie.
-Powodzenia w pracy! - Odparł siwy człowiek, który jest mi najbliższą osobą na ziemi. Ruszyłem w kierunku miasta. Dzisiaj zaczynałem zdjęcia do filmu akcji, w którym byłem kaskaderem głównego bohatera. Film opowiadał o wielkim przekręcie, który musi zdemaskować agent specjalny, a tym człowiekiem będę również ja. Dzisiaj mieliśmy kręcić świetną i bardzo niebezpieczną scenę, w której ten agent ma skakać z drabinki wywieszonej z helikoptera na konia policyjnego. Zdjęcia będą robione w parku w centrum miasta, gdzie zapewne zbierze się mnóstwo ludzi. Będzie zajebiście! Dojechałem na czas. Ekipa pomogła mi rozładować moje klaczki i umieściliśmy je w tymczasowej zagrodzie, gdzie mogły sobie spokojnie skubać sianko. Poszedłem omówić szczegóły z reżyserem i resztą ludzi, którzy byli odpowiedzialni za tą scenę. I zabraliśmy się za filmowanie. Ignis została wyposażona w sprzęt odpowiedni dla konia policyjnego. Ja jak zwykle musiałem mieć zestaw linek asekuracyjnych. Wskoczyłem do helikoptera, zostałem poinstruowany w jaki sposób mam trzymać się drabinki i na jaki sygnał skoczyć. Bogatszy w te informacje ruszyłem do akcji. Zawisłem na drabince i czekając na odpowiedni moment wpatrywałem się w grzbiet Ignis, gdzie za chwilę miałem wylądować. Poczułem szarpnięcie drabinki i wtedy wykonałem skok. Wylądowałem w siodle, chwyciłem wodzę i ruszyłem do przodu galopem. W końcu miałem ścigać przestępcę. Za mną został zaskoczony policjant, któremu ukradłem konia. I w momencie, kiedy poczułem, że wykonałem kawał świetnej roboty dowiedziałem się, że skoczyłem o parę sekund za późno i scenę trzeba powtórzyć. Dostałem chwilę przerwy i chciałem zobaczyć co u Lokiego. Poszedłem do namiotu charakteryzatorek, które zobowiązały się go pilnować, ale nigdzie go nie znalazłem.
-Gdzie Loki? - Zapytałem lekko poirytowany.
-Właśnie miałyśmy chwilę roboty i spuściłyśmy go z oka, a później gdzieś zniknął. - Odpowiedziała żałosnym głosem jedna z dziewczyn. - Przepraszamy...
-Szlag, idę go poszukać. - Mruknąłem i opuściłem namiot. Zacząłem się kręcić po parku, który na parę godzin zmienił się w plan zdjęciowy. Nigdzie nie widziałem mojej kudłatej kulki szczęścia.  Nagle zza rogu budynku stojącego tuż przy parku, wyłoniła się dość niezwykła para. Chłopak, który był ubrany dość ekscentrycznie i niska dziewczyna o azjatyckich rysach twarzy, na której szyi owinął się dość duży wąż. Czyżby jakiś pyton? Dodatkowo dziewczę prowadziło dwie sympatyczne mordki na smyczy. Dużego, białego i kudłatego psa w typie jakiegoś owczarka i malutkiego pieska, który wyglądał jak miniaturka husky. Najbardziej jednak zaskoczył mnie widok Lokiego w ramionach tego chłopaka.
-Loki? Gdzie go znaleźliście? - Rzuciłem się w kierunku mojego małego szczeniaczka. - Tak się o niego martwiłem.
-Hmm...Plątał się wokół planu filmowego, więc go zgarnąłem, bo dowiedziałem się, że to pies kaskadera i jemu powinienem go oddać. - Chłopak wydawał się być speszony.
-To ja właśnie jestem jego właścicielem. - Westchnąłem z ulgą. - Dziękuję wam bardzo za pomoc!
-Nie ma sprawy. - Mężczyzna odparł jakoś niewyraźnie.
-Chcecie popatrzeć jak kręcimy scenę z helikopterem? - Uśmiechnąłem się do nich.
-A zwierzaki mogę wejść? - Dziewczyna spojrzała na swój mały zwierzyniec.
-Jasne. - Odparłem i palnąłem się w czoło. - W ogóle gdzie się podziały moje maniery. Jestem Charles.
-Shane. - Chłopak przyglądał mi się bardzo intensywnie.
-Koyori. - Odparła ciemnowłosa.
-Ładne imię. - Powiedziałem z uznaniem.
- Dzięki. - Mruknęła.
-Dobrze, chodźcie za mną. - Wskazałem ręką i ruszyliśmy na plan. Przedstawiłem tą niecodzienną dwójkę, jako moich gości, którzy odnaleźli Lokiego.
-Mogę wam chyba powierzyć w opiece tego małego rozrabiakę? - Mrugnąłem do Koyori.
-Zajmiemy się nim. - Przytaknęła dziewczyna. Ruszyłem z powrotem do helikoptera. Ubrany w garniak tajnego agenta, ponownie zszedłem na odpowiedni poziom drabinki i tym razem już w odpowiednim momencie skoczyłem na grzbiet Ignis. Klacz prychnęła i ruszyła zaraz galopem. Kiedy wybrzmiało słynne "Cięcie!", zeskoczyłem z siodła w trakcie kiedy koń nadal galopował. Złapałem wodze i zawróciłem moją dziewczynkę, by się zatrzymała i uspokoiła. Pogłaskałem ją delikatnie po chrapach i podszedłem do Shane'a i Koyori.
- I jak wrażenia? - Zapytałem z uśmiechem.

Koyori?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz