30 wrz 2018

Od Althei C.D Lucia

    Nie byłam zdania, że przymuszanie nas do czegokolwiek wyjdzie na dobre. Gdyby nie ingerencja Lucii, dalej żyłabym w odpowiadającej mi nienawiści do ojca, a tak teraz musiałam przynajmniej sprawiać wrażenie, że te uczucie złagodniało. Nie złagodniało. Bez chwili wytchnienia kłębiło mi się w głowie, niszcząc cały mój umysł tym druzgocącym kłamstwem, które próbowało mnie przeniknąć. Jefferson mógł najróżniejszymi dowodami potwierdzić swoje doświadczenie w dziedzinie psychologii, aczkolwiek nie potrafiłby zmienić mojego podejścia. Czas nie zmienił. Lucia też nie. Ja nie byłam w stanie ani nawet nie przykładałam do tego ręki na dłużej.
    - Miejmy to za sobą – mruknęłam bez grama entuzjazmu i zarzuciłam tylko kurtkę na ramiona.
    Na zewnątrz niebo zalała już głęboka czerń obsypana garścią gwiazd. Chłód wieczoru napoił moje płuca, skuwając je od środka warstwą szronu. Zmarznięte kostki zadrżały od obniżonej temperatury, skryte tylko za najprostszymi trampkami. Zabrakło jeszcze tylko dymu papierosowego, który dopełniłby obraz nastolatki wychodzącej zajarać podczas nieobecności rodziców. Nie, w życiu.
    Rozpaliła się niewielka, umieszczona tuż nad drzwiami lampa, przeganiając otaczającą nas ciemność. Niedawno jeszcze migotała bladym blaskiem, upominając się o wymianę żarówki.
    - Nie było innej pory na wypad do miasta? – mruknęłam. Mój głos nie krył się z brakiem entuzjazmu.
    - Przestań narzekać, Althea, i nie utrudniaj sobie życia – Elias odparł dosadnie. Już wiemy, kto będzie odpowiadał za zakłócanie ciszy nocnej. – Po co to komu? Ciągle tylko patrzysz na mnie z takim wyrazem twarzy, jakbym nasrał ci do obiadu, zamiast docenić moją niewymowną szczodrość!
    - Daruj sobie. O nic cię nie prosiłam.
    - Ty? – Uniósł brwi w zdziwieniu. – To Lucia prosiła. Robiła to niemo, ale ja rozumiem doskonale ludzi bez słów. – Objął ramieniem moją siostrę, ale ta od razu odsunęła się gwałtownie, dokładnie tak, jakby pod jego pachą czaił się pszczeli rój.
    - Ja też cię nie prosiłam – mruknęła.
    - Antonio?
    Nikt cię tu nie chce, Jeffersonie.
    - Ja również nie. – To był pierwszy i prawdopodobnie ostatni moment, kiedy popierałam własnego ojca. Tymi słowami wymazał uśmiech z twarzy psychologa. Jego ręce opadły bezwładnie wzdłuż ciała i mężczyzna zatrzymał się w miejscu, tuż pod słupem światła latarni miejskiej. Było to ostatnie najbliższe źródło światła, które mogłoby poprowadzić nas chodnikiem do serca miasta.
    - Kurwa mać. Jesteście słabi – wyznał z ciężkim wyrzutem. – I nawet żartować nie potraficie. Chuj wam na drogę.
    - Elias… – zaczął starszy Santos, a w jego głosie rozbrzmiało zmęczenie. – Pamiętasz ten moment, kiedy nie miałem już kompletnie dokąd iść i wtedy wybrałem twój dom? – Obdarował go smętnym uśmiechem
    - Pewnie, to było zajebiste. Od razu wiedziałem, co zrobić. Zamówiłem pięć pudełek pizzy, ale wyszło, że lubisz z ananasem, więc znalazłeś się na wycieraczce. Spędziłeś tam noc i wyruchał cię mój pies.
    Na twarzy Antonio pojawiła się teraz głęboka konsternacja. Mężczyzna przez cały czas wykazywał wszelkie chęci na zatrzymanie opowiadań wygadanego psychologa, lecz po fragmencie o wyruchaniu przez psa zapewne wiedział już, że swoją szansę zmarnował i przebrnął do samego końca.
    - Cóż… miałem na myśli, że powinieneś tam zostać.
    Lucia eksplodowała cichym chichotem, który wobec nocnej ciszy był prawie jak hałas.
    - Ty sukinsynie, wiesz co? Przypominasz mi, dlaczego pije co wieczór ten łyk za dużo. I teraz też chcę mi się pić – wymamrotał. – Stawiasz mi dwie szklanki whisky. Albo i trzy!
    - To terapia rodzinna czy alkoholowa? – Aroganckie, ciche parsknięcie, na jakie się zdobyłam, od razu zwróciło uwagę całej trójki.
    - Przy drinku lepiej się rozmawia. Można porozumieć z pacjentem. Poznać go, wraz z dogłębnym podłożem problemu – wytłumaczył, w międzyczasie prowadząc nas do jednego z całodobowych barów.
    Och, dogłębnie to ty mi, koleś, działasz na nerwy.
    Bezwiednie złapałam Lucię za nadgarstek i zaciągnęłam pod swój bok. O tej porze w każdym zacienionym kącie uliczki czaili się nieobliczalni nieznajomi, którzy żadnym sposobem nie kupili mojej sympatii.
    Usiedliśmy przy jednym ze stolików, od razu przesiąknięci zapachem unoszącego się w atmosferze dymu papierosowego. Do tego ostra woń alkoholu i mamy obraz typowego baru niższej klasy.
    - Lucia, powiedz ty mi, drogie dziecko, chodzisz do tej rudery na Green Street? – Elias, zanim zdążył poprawić po raz dziesiąty swoją kurtkę na barkach, spojrzał na moją siostrę z wyraźnym zaciekawieniem.
    - Chodzę. I to wcale nie jest rudera.
    - Tak się składa, że pracowałem tam jakiś czas. Wyjebali mnie bez uzasadnienia, dasz wiarę?
    - Wcale się nie dziwię – odparła dziewczyna z wymalowanym na twarzy cierpkim uśmieszkiem.
    - Powiedz mi, czy zostałem tam uhonorowany w odpowiedni sposób? Mam gablotę, modlą się do mnie? Jakiś zajebisty wierszyk, który odmówię i ustawię sobie na dzwonek? – Białe, składające się na szalony uśmiech zęby znów ukazały się w pełnej krasie. Byłam pod wrażeniem, jak można było choć w połowie tak kpić z otaczającego świata. Gdzie więc mieściło się te minimalne przejęcie, towarzyszące każdemu z nas. Czym był i gdzie skrył się zasadniczy fundament, od którego wszystko się zaczęło: sens Jeffersona, jego podejście oraz rozumowanie. Te myśli kotłowały mi się w głowie dosłownie niedługą chwilę, zanim znów stłumiła ich fala obojętności.
    - Skoro cię wyjebali, to przeczuwam, że zostawiłeś po sobie tylko uszczerbki na zdrowiu psychicznym. – Brak chęci wręcz ulewał się z głosu mojej siostry. Po tym mogłam stwierdzić, że nie miała ochoty tu być równie bardzo, jak ja.
    - Chyba mieliśmy rozmawiać o czym innym – wtrąciłam się w tę nic niewnoszącą pogadankę. Stawała się wyjątkowo irytująca dla mojego układu nerwowego, który, uświadomiłam sobie, że cholernie ostro pulsował od bólu. Każda zmarnowana chwila tylko oddalała mnie od powrotu do domu.
    - Ktoś tu nie lubi gry wstępnej. Dobra – mruknął i zamówił whisky dla siebie oraz Antonio. – Zacznijmy od młodej. Jaki powód leży pod tym twoim całym walczeniem o tę rodzinę, co? Nie znasz Antonio. Nie powinnaś mu też ufać. Powiedz mi. Powiedz mi tak właściwie co tylko chcesz. – Jak wcześniej tryskał szaleństwem i energią, tak teraz spoważniał do tego stopnia, iż pokusiłam się o stwierdzenie, że właśnie stał się swoim zupełnym przeciwieństwem.
    Odwróciłam jednak głowę w kierunku siostry, w istocie zaciekawiona jej odpowiedzią.


[Lucia?]
Słabe i bez ładu i składu, pełne bezsensownych zapychaczy, ale nic po tej imprezie mi nie służy

2 komentarze:

  1. Wow dobrze jest wrócić z moim byłym ex, dziękuję Dr Ekpen za pomoc, chcę tylko poinformować, że czyta ten post na wypadek, gdy masz problemy ze swoim kochankiem i prowadzi do rozwodu, a ty nie Chcesz rozwodu, Dr Ekpen jest odpowiedzią na twój problem. Lub jesteś już rozwód i nadal chcesz go / jej kontakt Dr Ekpen rzuca zaklęcie teraz (ekpentemple@gmail.com) lub Whatsapp go na +2347050270218 i będziesz ubrany, że zrobiłeś

    OdpowiedzUsuń