4 wrz 2018

Od Lucii C.D Althea

    Chyba cię pojebało. Ta myśl pierwsza osiedliła się w mojej głowie, krążąc w niej i sprawiając, że jeszcze bardziej nie podobała mi się propozycja Alt. Po moim trupie! To smakuje jak krowie łajno wymieszane z błotem i doprawione kocimi wymiocinami. Nie, żebym wiedziała, jak to smakuje. Nigdy nie próbowałam… I nie chce, to jest pewne. Jeszcze się zarażę jakimś tasiemcem, albo inną glistą czy ki chuj.
     - Dobra dobra, rozumiem - prychnęła rozbawiona, czując na sobie mój przepełniony gniewem wzrok. - To co chcesz, Lu?
    Podeszłam szybko do lodówki i szarpnęłam drzwiami w moją stronę dosyć mocno. Tak, że ta lekko się zachwiała. Przeleciałam wzrokiem wszystkie produkty, po czym zaczęłam wymieniać posiłki, które chętnie bym zjadła.
     - Tosty, jajecznica z bekonem aaaaalbo - przeciągnęłam, a gdy zobaczyłam jeszcze nieotwartą bitą śmietanę, dodałam - naleśniki?
    Al zamyśliła się przez chwilę, a później kiwnęła głową.
     - Naleśniki zrobimy, są najmniej tłuste z tego wszystkiego… Tylko z mąki żytniej, nie pszennej. - Kiwnęłam głową na jej słowa. - Z owocami? - dopytała.
     - I bitą śmietaną.
     - No okej - westchnęła, wyciągając kolejno potrzebne jej składniki. Chwilę później, gdy włączyła gaz pod patelnią, ja odepchnęłam kobietę od kuchenki, mówiąc:
     - Ja stoję przy patelni, bo jeszcze spalisz całą kuchnię - zaśmiałam się, mieszając powoli w misie obok wszystkie składniki.
     - Ha ha ha - powiedziała, bez rozbawienia w głosie. - Bardzo śmieszne.
    Mimo przeczytanego listu od mamy i dnia rozpoczętego płaczem, przygotowanie śniadania i samo zjedzenie posiłku, minęło nam w dobrym humorze. Jakby poprzednie zdarzenie nie miało miejsca.    Zresztą, mama pewnie nie chciałaby, byśmy spędzały całe dnie na płaczu za nią. Ona chciałaby, byśmy były szczęśliwe. Byśmy cieszyły się każdą wspólną chwilą, każdym zdarzeniem, każdym sukcesem, nawet takim najmniejszym. Chciałaby, byśmy miały pełną rodzinę. Chciała, a los nie pozwolił jej tego samej dokonać.
    Alt pstryknęła mi palcami przed oczami. Wzdrygnęłam się lekko przestraszona i na nią spojrzałam.
     - Ziemia do Lu. Chcesz dokładkę? - spytała, wskazując ruchem głowy na talerz jeszcze pełny w naleśniki. Trochę dużo tego było. My to wszystko zjemy…?
     - Ja już pojadłam - uśmiechnęłam się wstając z kanapy i wzięłam pusty talerz ze sobą do kuchni, by włożyć je do zlewu. - Co dzisiaj robimy? - spytałam, śledząc wzrokiem moją siostrzyczkę. Dziewczyna również wstała i zrobiła to, co ja - odłożyła brudne naczynia na ich miejsce. Ponadto wzruszyła tylko ramionami i uśmiechnęła się do mnie promiennie.
     - Chcę, żeby ten dzień był naszym jednym z najlepszych - mówiąc to, przyciągnęła mnie do siebie, otaczając swoimi ramionami, które dostarczały mi ogrom rodzinnego ciepła. Naszą sielankę jednak zakłócił dzwonek do drzwi. Kto przychodzi tej porze w jakieś odwiedziny? Tata? Ale dobrze wiedział, że mam z nią jeszcze dzisiaj spędzić cały dzień...
    Przepełniona wątpliwościami i lekką obawą, że dzień, który miałam spędzić z siostrą, miał się diametralnie skrócić, podeszłam do drzwi. Cały czas obejmowałam Alt w pasie i wtulałam się w jej ramię, patrząc, jak ta otwiera drzwi właśnie przed ojcem. Ten, gdy nas zobaczył, momentalnie się uśmiechnął i nie prosząc nawet o pozwolenie, wszedł do środka.
     - Cześć, dziewczynki - powiedział z szerokim uśmiechem i podszedł na tyle blisko, jakby chciał nas obie objąć, lecz Al od razu się odsunęła, jeszcze bardziej przysuwając mnie do siebie. Jakbym miała od niej uciec i nigdy już nie wrócić.
     - Odejdź ode mnie - warknęła w jego stronę, na co ten momentalnie się zatrzymał, a uśmiech zszedł mu z twarzy.
     - Naprawdę nie chciałabyś naprawić naszych relacji? - zaczął, a ja miałam wrażenie, że był to strasznie zły pomysł… Przecież wiadome było, że ona i tak będzie zaprzeczać wszystkiemu i odpychać go jeszcze bardziej. - Dać szansę naszej rodzinie?
     - Naszej rodzinie? - prychnęła, śmiejąc się gorzko. - Ciebie już w niej nie ma. Zjebałeś sprawę. Dla mnie nigdy nie będzie w niej miejsca dla ciebie i nie masz sie, po co starać, serio. Odpuść sobie. Z tym sądem też mógłbyś sobie odpuścić. Lucia woli mnie od ciebie - podkreśliła wystarczająco dobitnie ostatnie zdanie, bym się cicho wtrąciła.
     - Al, przestań - szepnęłam do niej, ale ta to przyjęła z grobowym wyrazem twarzy. Jej apatyczny wzrok śledził każdy ruch naszego ojca. Mimo tego, że zranił nas wystarczająco mocno, to ja nie chciałam mu tego robić. Nawet krzywdzić słowami. Czasami nawet słowa bolą bardziej niż czyny.
     - Al… Czemu nie chcesz mi dać szansy? - spytał cicho, patrząc na nią błagalnym wzrokiem.
     - Dawałam ci je przez całe moje dzieciństwo i żadnej z nich nie zamierzałeś i nawet nie chciałeś wykorzystać. Teraz pretensje miej do siebie - warknęła, odciągając mnie jeszcze bardziej w swoją stronę. - A teraz wyjdź, chcę spędzić z moją siostrą jeszcze jeden dzień, dopóki znowu mi jej nie zabierzesz. - Wtuliła mnie w swoją klatkę, głaszcząc po włosach, a ja nie mogłam się powstrzymać i przymknęłam oczy, rozpływając się w cieple jej ciała. Jednak nie oznaczało to, że przestałam słuchać. Wręcz przeciwnie. Wsłuchałam się jeszcze bardziej w ich rozmowę, coraz bardziej mając ochotę wyrwać się jej z uścisku i przerwać to wszystko.
    Tata próbował ją do siebie przekonać. Prosił, błagał wręcz, żeby dała mu jeszcze jedną, ostatnią szansę, lecz ta była nieugięta.
    Z cichym westchnieniem, słuchałam ich dalej.
     - Przenocuj u mnie raz, spędź ze mną… z nami jeden dzień i powiedz, czy jednak chcesz się ze mną zadawać - westchnął, obserwując ciągle jej twarz. - Nie skreślaj tego wszystkiego od razu, nawet mnie nie poznając.
     - Poznając? - parsknęła gorzkim śmiechem. - Znam cię doskonale. Mam wymieniać rzeczy, które nam zrobiłeś? Krzywdy, które wyrządziłeś? Zastanawiam się czasem, jak można z tym wszystkim żyć.
     - Mam ciebie już dość, zejdź mi z oczu - warknęła dosyć głośno, wskazując mu ruchem dłoni na drzwi. - I żebym cię tu więcej nie widziała!
    Nie wytrzymałam i w jednym momencie wyrwałam się z jej objęć.
     - On nigdzie stąd nie pójdzie, dopóki jakoś nie dojdziecie ze sobą do porozumienia - powiedziałam dosyć dobitnie, mierząc ostrym spojrzeniem nie tylko moją siostrę, ale także i ojca. W jego oczach można było ujrzeć pewność siebie, wręcz wiedzę o tym, że jest okropnie pewny tego, iż dopnie swego. - I nie ma żadnego ale, Al - powiedziałam momentalnie, gdy siostra otworzyła usta, chcąc coś powiedzieć. - Jeśli się z tego wywiniesz, to możesz się już ze mną pożegnać - zagroziłam, nie chcąc, by Althea od razu rezygnowała i odsyłała ojca z kwitkiem. Najwyższy czas coś z tym zrobić.


< Al? Trochę byłam śpiąca, kiedy to kończyłam, ale mam nadzieję, ze wszystko rozumiesz XD >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz